"Sukces...": POLSKI FORREST GUMP?
Nazywa się Marek Późny, rocznik 1968. Pochodzi z małego miasteczka, gdzie się urodził i spędził dzieciństwo. Z tej perspektywy obserwował „gierkowski” dobrobyt, polski Sierpień i stan wojenny. Mając lat naście, dokładnie w momencie awarii reaktora w Czernobylu, wyruszył na podbój świata: przeniósł się do Warszawy. Potem służba wojskowa, egzamin (drugi) do szkoły teatralnej i przemiana ustrojowa 1989 roku. Zaczyna się nowe, prawdziwe życie.
Polski Forrest Gump nie musi przemierzać kraju wszerz i wzdłuż, by poznać prawdę o życiu, o Polsce i Polakach. Tę prawdę widać z każdego punktu, trzeba tylko nauczyć się ją dostrzegać. Polski Forrest Gump – ślepe narzędzie losu, które wbrew wszelkim przesłankom sięga po sukces – nazywa się Marek Późny. Jest dość wrażliwy, by prawdy o życiu doświadczyć, trudniej natomiast będzie mu ją ocenić. Podobnie jak większości ludzi ze swego pokolenia, pokolenia dzisiejszych 35-latków, którzy spóźnili się na „gierkowski” dobrobyt, byli za młodzi na Sierpień i w ogóle nie przygotowani na przemiany 1989 roku. Ale Późny (czyżby dlatego noszący takie nazwisko, że właśnie spóźniony?) wydaje się nie tylko reprezentantem swojej generacji, to polski everyman: wszak jego doświadczenia są udziałem niemal wszystkich Polaków urodzonych przed 1980 rokiem. Wychowani w czasach realnego socjalizmu, rozczarowani do otaczającej rzeczywistości, żyjący w niezgodzie z obowiązującą ideologią, lecz podporządkowujący się jej dyktatowi, łudzący się mitem o dwunastoletnim cyklu polskich przemian (1944 – 1956 – 1968 – 1980) i tak naprawdę niegotowi na jakiekolwiek zmiany, w obliczu 1989 roku poczuliśmy się – poza nielicznymi wyjątkami - bezradni. Czy potrafimy docenić zachodzące wokół przemiany, czy umiemy wejść w ich nurt, przystosować się do nowej rzeczywistości? Oto pytania, które stawia Marek Bukowski w swoim filmie „Sukces...”.
Pytania przytoczone przez Bukowskiego dotyczą różnych sfer życia. Najprostsze i zarazem najbardziej uniwersalne wydają się w sferze osobistej, dotykającej problemów dojrzewania emocjonalnego. Marek Późny uczy się dostrzegać świat, wybiera sobie przewodników – z jednej strony Pana Boga, jak go nazywa nie bez ironii „Wodza Narodu Wybranego”, z drugiej zaś bohatera młodzieńczych lektur: Winnetou, wodza Apaczów. Mimo ironicznego dystansu, pojawiającego się we wzajemnych relacjach między chłopcem i jego autorytetami, możliwość prowadzenia z nimi wewnętrznego dialogu prowadzi do zaskakująco dojrzałych decyzji, tylko z pozoru wydającymi się typowo polskimi zachowaniami, wręcz romantycznymi zrywami...
Wraz z upływem lat pytania natury emocjonalnej nabierają nowego sensu – zwłaszcza w relacjach Marka z kobietami. Choć znów są to pytania najprostsze – jak zdobyć kobietę, którą się kocha i jak ją zatrzymać? – nie bez wpływu na ich brzmienie, nie mówiąc już o odpowiedziach, są zmieniające się warunki zewnętrzne. Bo w swej istocie naczelnym tematem „Sukcesu...” pozostają kwestie dojrzewania społecznego.
Zaczyna się od decyzji na wskroś romantycznej – dołączenie zbuntowanego przeciwko rodzicom nastolatka do strajku „Solidarności” w fabryce, gdzie pracuje ojciec. Kolejna życiowa decyzja również ma charakter romantyczny: Marek decyduje się zostać aktorem, bynajmniej nie z powodów merkantylnych. Pragnie zostać medium, które będzie przenosić i chronić zarazem wartości zamknięte w najdoskonalszych dokonaniach literackich. Ciężko okupiona droga do sceny przynosi jednak same rozczarowania: codzienność zawodu aktorskiego nie jest wzniosła jakby się to na pierwszy rzut oka wydawało. Co więcej, zmiany zachodzące po roku 1989 nie sprzyjają ochronie wartości, a wręcz przeciwnie – pogłębiają ich deprecjację. Marek musi porzucić nie tylko myśl o wielkiej karierze scenicznej, ale nawet o zawodzie aktorskim. Decyzja o założeniu rodziny ma dla niego określone konsekwencje: marzenia o aktorstwie ograniczają się do drobnego epizodu w reklamówce...
Tu dotykamy być może najciekawszego aspektu tej opowieści. Oto Marek powraca w rodzinne strony, gdzie witany jest jak bohater: przecież dzięki telewizyjnej reklamie zna go cała Polska, a dla mieszkańców jego miasteczka to już wystarczający powód do dumy. Sukces bowiem – o czym jakże często zapominamy – jest rzeczą względną, nie zawsze to, co sami oceniamy jako sukces bądź porażkę, jest tak samo oceniane przez innych. W ujęciu filmu „Sukces...” ta stara prawda o względności wynikającej z punktu widzenia nabiera innego sensu. Oto po półwieczu wmawiania Polakom wieloaspektowej równości – od równości szans po równość żołądków – przychodzi pora uświadomienia sobie iluzoryczności tego poglądu. Równość jest społeczną utopią. Pytanie jednak, jak tę wiedzę wykorzystać?
Nauka, jaka płynie z losów polskiego Forresta Gumpa jest – mimo tonu opowieści - gorzka, ale może być cennym doświadczeniem. I to, jak się zdaje, niezależnie od miejsca i momentu życiowego startu. O ile, oczywiście, zechce się ją dostrzec pod komediowym płaszczem.