Reklama

"Pościg za milionem": MÓWI THOMAS LANGMANN, PRODUCENT

Skąd pomysł na POŚCIG ZA MILIONEM? Chciał pan nakręcić kolejny film o kumpelstwie?

Po części. Ale gdy parę lat temu przyglądałem się relacjom z rajdu Paryż-Dakar, pomyślałem, że byłby to ciekawy kontekst dla stworzenia komedii w stylu CANNONBALL. Początkowo myślałem o filmie pościgowym z udziałem strażnika więziennego i trzech szalonych braci. Ale w miarę, jak pomysł się rozwijał, trzech bandytów zamieniło się w jednego: Moltèsa, bandziora w stylu lat 70. Co by się stało, gdyby podczas odsiadki gangster wygrał na loterii pieniądze, ale nie mógłby odebrać wygranej z winy nierozgarniętego strażnika? To bardzo komiczna para. Dodatkowo stworzyłem super bandziora, Turka, i podostrzyłem opowieść współczesnym humorem. Podczas pracy nad scenariuszem omówiliśmy z tuzin naszych ulubionych komedii – nie po to, aby szukać pomysłów, lecz by przypomnieć sobie atmosferę tych filmów. W obrazach tych twórcy trzymali się ściśle określonych reguł. Chcieliśmy się śmiać, chcieliśmy kina akcji i chcieliśmy bawić się z bohaterami, jednocześnie trafiając do publiczności, która mówi tym samym językiem, co my i której podobały się te sam filmy, co nam, czyli: CZY LECI Z NAMI PILOT?, MASKA, SPOSÓB NA BLONDYNKĘ, GŁUPI I GŁUPSZY, AUSTIN POWERS…

Reklama

Po stworzeniu szkicu zaprosił pan do współpracy zespół Matta Alexandra.

Lubię pisać, wymyślać i – czasami – udaje mi się samodzielnie doprowadzić projekt do końca. Tak właśnie zamierzałem podejść do POŚCIGU ZA MILIONEM. Niemniej jednak, do ukończenia pierwszej wersji scenariusza było potrzeba jeszcze wiele pracy. Zespół Matta Alexandra nasycił go humorem i nowością. Oni mają niezwykły dar czynienia istniejących pomysłów doskonalszymi.

Gérard Lanvin oraz Benoît Poelvoorde mają zupełnie inne style pracy. Czy szybko się dogadali?

Jeszcze przed pierwszym ujęciem. Gérard to znakomicie nastrojony instrument – nigdy nie zagra fałszywej nuty. Jest doskonały od pierwszego ujęcia, ale potrafi wszystko zagrać na różne sposoby. Benoît jest jednym z niewielu aktorów – Depardieu, Coluche, José Garcia – którzy są równie dobrzy w komediach, jak i filmach dramatycznych. Potrafi wyrazić coś na tak wiele sposobów, że reżyser czasem ma wątpliwości, w którym iść kierunku. W obecności takiego kameleona, Gérard może utrzymać swoją czystą nutę, dzięki czemu Benoît może wyrazić się z większą siłą…

A jeśli chodzi o José – gra bardzo wyraźcie. Potrafi swoją grą porazić. Jest jednym z niewielu aktorów, którzy dochodzą do granicy wytrzymałości. Gra w taki sposób, że chciałoby się, żeby cały czas znajdował się na ekranie.

Film ma dwóch reżyserów.

Zostałem zaproszony do współpracy przy jednym odcinku LES NULS w reżyserii Alaina Berberiana, i bardzo podobało mi się to, co później zrobił przy FEAR CITY i PAPARAZZI. Pomyślałem, że sprawdzi się jako reżyser dynamicznej komedii akcji. Razem trochę zmieniliśmy scenariusz i w miarę postępu prac zaczęliśmy rozumieć, jak złożone będą sekwencje akcji. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy wyrzucić część scen, czy też pójść na jakiś inny kompromis. W końcu zdecydowałem się zaprosić do współpracy Frédérica Forestiera, ze względu na jego dokonania przy filmie akcji THE PEACEKEEPER oraz pewnym krótkim metrażu z Jeanem Reno. Początkowo Frédéric miał wyreżyserować fragment z diabelskim kołem, ale w efekcie zajął się masą dodatkowych sekwencji, których bez niego byśmy nie sfilmowali. Alain wykazał się wielką roztropnością przyjmując takie rozwiązanie. Chylę przed nim czoło, ponieważ nie wiem, czy jakikolwiek inny francuski reżyser zgodziłby się oddać tak ważny element filmu innemu twórcy, albo też pozwoliłby na podpisanie dzieła dwoma nazwiskami. Żadnemu z aktorów też to nie przeszkadzało i wszyscy pracowali zgodnie, w atmosferze całkowitego zaufania. Uważam, że trudno będzie wskazać, który z reżyserów do czego się przyczynił.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pościg za milionem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy