Reklama

"Noc w muzeum 2": FILMOWANIE W NAJWIĘKSZYM KOMPLEKSIE MUZEALNYM ŚWIATA

Gdy tylko narodził się pomysł umieszczenia akcji filmu w Instytucie Smithsonian, twórcy wiedzieli, że niełatwo będzie otrzymać zgodę na kręcenie w tych obiektach. Większość muzeów znajduje się w Waszyngtonie i wnoszenie kamer nie zawsze jest dozwolone.

Gdy tylko narodził się pomysł umieszczenia akcji filmu w Instytucie Smithsonian, twórcy wiedzieli, że niełatwo będzie otrzymać zgodę na kręcenie w tych obiektach. Większość muzeów znajduje się w Waszyngtonie i wnoszenie kamer nie zawsze jest dozwolone.

Filmowcy otrzymali zgodę, ale postawiono im jeden warunek: musieli kręcić w godzinach otwarcia, gdyż kierownictwo nie zamierzało zamykać muzeów dla ekipy filmowej. "To było jak nadawanie programu na żywo. Ben grał szarego człowieka, a wokół niego kłębiły się tłumy chcące podejrzeć znanego aktora przy pracy." - mówi reżyser. Jak dodaje Stiller - "Świetnie się bawiłem. Jakbym występował przed publicznością ze swoim stand-upem."

Filmowcy byli wdzięczni kierownictwu Smithsonian za zgodę na kręcenie filmu, ale nie wszystko szło jak z płatka. Sceny walki, czy te, w których samoloty zaczynają nagle latać po National Air & Space Museum nie mogły odbyć się w prawdziwych obiektach muzealnych. Levy postanowił zbudować repliki kilku budynków - między innymi wspomnianego National Air & Space Museum czy Smithsonian Castle.

Reklama

Levy zatrudnił Claude'a Paré'a, który ożywił nowojorskie Muzeum Historii Naturalnej w pierwszej części filmu. "Miło wspominam współpracę z Claude'em, świetnie się spisał. Nie miałem wątpliwości, że i tym razem da z siebie wszystko" - mówi reżyser.

Znalezienie powierzchni, na której można by wznieść repliki okazało się nie lada wyzwaniem. "Potrzebowaliśmy ogromnej przestrzeni. Chciałem, aby w National Air & Space Museum stanęły rakiety. Zależało mi na tym, aby użyć jak najmniej efektów specjalnych." - tłumaczy reżyser. "Studio filmowe byłoby za małe. Wynajęliśmy stocznię, w której bez problemu powstał jeden z największych planów filmowych na świecie. Claude i jego ekipa to prawdziwi magicy - odtworzyli powierzchnię Księżyca, Lunar Rover Vehicle używany przez astronautów programu Apollo, a także samoloty Amelii Earhart i braci Wright. Byli niezwykle szczegółowi, dbali o to, aby wszystko jak najwierniej przypominało prawdziwe eksponaty. Jestem pod ogromnym wrażeniem ich pracy." - dodaje.

Nie tylko reżyser rozpływa się nad talentem Paré'a i jego ekipy. "Gdy po raz pierwszy weszłam na plan, nie mogłam uwierzyć, że to repliki. Tak wiernie przedstawiały rzeczywiste obiekty Instytutu Smithsonian, że przez kilka minut nie mogłam wyjść z szoku. Praca nad tym filmem to była prawdziwa przygoda."- mówi Amy Adams. Jak dodaje ze śmiechem Christopher Guest - "To były repliki? Byłem pewien, że kręcimy w Instytucie Smithsonian!"

Efekty okazały się znakomite, ale Paré był początkowy przerażony zadaniem, które go czeka - "Niełatwo było odtworzyć te budynki i znajdujące się w nich eksponaty. To było ogromne wyzwanie." Zaczął od dokładnego zwiedzenia Instytutu Smithsonian. Spędził w obiektach muzealnych tydzień robiąc notatki. "Poznałem historię świata. Różne cywilizacje, epoki. Pozwolono mi zwiedzić archiwa, których powierzchnia odpowiada dziesięciu boiskom do futbolu. Znajdują się tam zbiory, które nigdy nie trafią na wystawy. Widziałem między innymi skafandry, w których astronauci wylądowali na Księżycu. To było niewiarygodne przeżycie."- mówi Paré.

Claude od początku wiedział, że największym wyzwaniem będzie zbudowanie repliki National Air & Space Museum. Jego dzieło to największy plan, jaki kiedykolwiek zbudowano - ma 25 metrów wysokości, jest długi na 110 metrów. Większość eksponatów to repliki stworzone na podstawie szkiców i zdjęć. Filmowcy ściągnęli nawet kopie zabytkowych samolotów (między innymi F104), które składali na planie.

Dekoratorka planu Lin Macdonald pracowała z Paré'em nad tymi samolotami. Szczególnie dużo uwagi poświęciła pojazdowi braci Wright. "Zbudowano go z materiału i cienkiego drewna. My użyliśmy włókna szklanego i obiliśmy skrzydła materiałem. Replika była bardziej wytrzymała od oryginału." - mówi Macdonald. Dekoratorka była zaskoczona również niedoskonałością samolotu Amelii Earhart- słynnego czerwonego Lockheed Vega. "Zbudowano go z dykty! Włos mi się jeży na głowie, gdy pomyślę, że Amelia przeleciała w tym samolocie nad Atlantykiem. Tworząc replikę bazowaliśmy na zdjęciach i modelach." Jak dodaje Paré-"Udało nam się stworzyć fantastyczną kopię, choć specjaliści od lotnictwa od razu zauważą, że nie jest wierna - drzwi otwierają się na złą stronę, ale zmiany dokonaliśmy dla dobra filmu. Była konieczna do sceny lądowania w Central Parku."

Wyzwaniem okazało się także "ożywienie" sali z obrazami i fotografiami. Do życia budzi się między innymi nowojorski Times Square świętujący zakończenie II Wojny Światowej. Mowa o słynnym zdjęciu Alfreda Eisenstaedta, na którym marynarz całuje pielęgniarkę. Do tej sceny użyto efektów specjalnych. Jak mówi Paré -"Używaliśmy storyboardów, konsultowaliśmy się z ekipą od efektów wizualnych. Musieliśmy dokładnie ustalić, jak ma wyglądać plan i jak rozstawić sprzęt. Większość tej sceny powstała na komputerach."

Największą frajdę sprawiła Paré'owi praca nad Smithsonian Castle. Ujęła go niezwykła atmosfera tego budynku - "Tworząc replikę puściliśmy trochę wodze wyobraźni. Bawiliśmy się wykończeniami, kolorystyką. Chcieliśmy, aby wnętrze tego zabytku gotyckiej architektury miało odpowiedni klimat."

Po odtworzeniu obiektów Instytutu Smithsonian, Paré znowu zabrał się za Muzeum Historii Naturalnej. "Musieliśmy niemal całkowicie je przebudować? ale kiedy na planie zjawili się nasi starzy znajomi - Sacajawea, Teddy Roosevelt - poczuliśmy się jak w domu!" - śmieje się Claude.

Mimo ciężkiej pracy włożonej w budowanie planu filmowego, Paré twierdzi że to tylko część sukcesu - "Prawdziwa magia zaczyna się wtedy, gdy na planie pojawiają się aktorzy i ekipa. My tylko zbudowaliśmy kilka budynków. Ben i reszta obsady tchnęli w nie życie."

Kiedy zbudowano plan filmowy i stworzono efekty komputerowe ktoś musiał nakręcić film w taki sposób, aby wszystko tworzyło spójną całość. Zadanie przypadło operatorowi zdjęć, Johnowi Schwartzmanowi. Nominowany do Oscara Schwartzman ma na koncie pracę nad "Niepokonanym Seabiscuitem" i "Skarbem Narodów: Księgą Tajemnic". Z radością stawił czoła wyzwaniu jakim była "Noc w muzeum 2" - "Plan filmowy był ogromny, a część bohaterów została stworzona komputerowo lub na przykład zmniejszana przy pomocy efektów specjalnych. To było ciekawe wyzwanie, ale i masa świetnej zabawy."

Z jednej strony trzeba było mieć dobrze opracowany plan pracy, a z drugiej liczyć z możliwością improwizacji. "Komedia rządzi się swoimi prawami. Często nie da się powtórzyć danej sceny w identyczny sposób, więc najlepiej jeśli kamera cały czas jest na chodzie. Kiedy aktorzy zaczynają improwizować niejednokrotnie wychodzi z tego coś fantastycznego. Szkoda byłoby tracić takie chwile." - tłumaczy Schwartzman.

Jedną z najciekawszych scen w filmie jest ta, w której Amelia Earhart ląduje w swoim Lockheed Vega w Central Parku, a potem podjeżdża pod Muzeum Historii Naturalnej. "To nie jest dzieło specjalistów od efektów specjalnych." - podkreśla Levy -"Pojechaliśmy z naszą repliką samolotu do Nowego Jorku. Na jedną noc zamknięto cały Central Park i nakręciliśmy fantastyczną scenę. To było cudowne doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Noc w muzeum 2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy