"Lawendowe wzgórze": MUZYKA
Muzyka odgrywa w „Lawendowym wzgórzu” istotną rolę. Zaangażowany do jej skomponowania Nigel Hess potraktował swoje zadanie jako bardzo poważne przedsięwzięcie.
"Gdy Charlie przysłał mi scenariusz, byłem zachwycony. Była to rzadka okazja pracy nad filmem od początku jego realizacji. Zazwyczaj kompozytor jest ostatnią osobą jaka pojawia się w ekipie, już na końcowym etapie prac montażowych. Czuje się wtedy dość wyobcowany, niezwiązany emocjonalnie z projektem. Ale ponieważ w tym przypadku jeden z głównych bohaterów jest muzykiem, musiałem pojawić się na planie już na samym początku. Moim zadaniem było napisanie muzyki, którą Andrea będzie wykonywał w filmie. Dotyczyło to zarówno strzępów melodii, które słyszymy podczas prób w jego w sypialni jak i wielkiego koncertu w scenie kulminacyjnej. Musieliśmy stworzyć coś oryginalnego, rezygnując z posługiwania się gotowymi, znanymi utworami. Chcieliśmy, by muzyka przewijała się przez cały film, stając się niemalże jednym z bohaterów. Dla kompozytora taki film to dar z niebios".
"Daniel Brühl dokonał rzeczy niezwykłej. Gdy kilka miesięcy wcześniej pojawił się na planie, nie umiał nawet odróżnić jednego końca skrzypiec od drugiego. Oliver Lewis, jego nauczyciel pracował z nim bardzo intensywnie. Zazwyczaj kręcenie tego typu filmów wygląda tak, że najpierw nagrywa się muzykę a później na planie odtwarza ją z CD. Oliver i Daniel tak dobrze się jednak rozumieli, że zdecydowaliśmy się zrealizować sceny gry w zupełnie inny sposób. Za każdym razem gdy Andrea pojawiał się ze skrzypcami, Oliver grał na żywo poza kadrem a Daniel podkładał tylko mimikę i ruchy pod występ swojego nauczyciela".
"Muzyka filmowa stwarza ogromne pole do popisu. Trzeba jednak pamiętać, że to silne narzędzie, że za jej pomocą można manipulować uczuciami widzów. Z tego powodu trzeba bardzo uważać, by nie popchnąć odbiorcy w złym kierunku. Charles Dance i ja od wczesnych etapów filmu bardzo blisko współpracowaliśmy nad emocjami, które miała pobudzać muzyka".
"Na potrzeby filmu zagrała nam orkiestra z Filharmonii Królewskiej. Praca w studio była więc prawdziwą przyjemnością i dawała duże pole do popisu. Sesje nagraniowe to mój ulubiony moment, bo nagle to, co dotychczas pojawiało się tylko w twojej głowie zaczynają słyszeć wszyscy. To prawdziwie magiczna chwila".
"Fantastyczną sprawą był również fakt, że partie smyczkowe nagrywał dla nas uznany skrzypek Joshua Bell. Muzykę, którą ja napisałem on wyniósł na zupełnie inny poziom. Słuchanie jego gry przypominało jazdę bardzo drogim Rolls Roycem".
"Nagraliśmy dużo więcej utworów z Joshuą i orkiestrą na potrzeby soundtracku. Znajdą się na nim rozszerzone wersje melodii z filmu a także całe utwory klasyków. Jeśli w filmie słychać parę nut Bacha, oznacza to, że cały utwór na pewno znajduje się na płycie".
"Przebywanie w Kornwalii, przyglądanie się pracy na planie i grze Maggie i Judi było wręcz urzekające i wywarło wpływ na tworzoną przeze mnie muzykę. Zrozumiałem, że nie mogła być ona zbyt krzykliwa, ekstrawagancka ani nazbyt sentymentalna. Musiała służyć wspaniałej grze aktorskiej i cudownym bohaterom".
"Sądzę, że interesującym aspektem tej filmowej historii jest odzwierciedlenie ogromnej potęgi muzyki. Nie chcę nazywać jej muzyką klasyczną, nie znoszę gatunkowych etykietek. To po prostu muzyka, która niesie ze sobą wielkie emocje a jako taka ma niesamowitą moc oddziaływania. Siostry znajdują chłopca na plaży. To dla nich niezwykłe przeżycie ale dopiero jego gra na skrzypcach pozwala przełamać barierę językową i pomaga im się porozumieć. To muzyka przyciąga je do niego i czyni go absolutnie wyjątkowym. 'Lawendowe wzgórze' to opowieść o prawdziwych ludziach a muzyka tylko podkreśla ten klimat".