Co zainspirowało Pana do nakręcenia tego filmu? Medialne przekazy na temat bankrutujących biur podróży? Relacje polskich turystów, którzy regularnie dają się nabierać nieuczciwym organizatorom?
Myślę, że Polacy są zmęczeni negatywnymi doniesieniami w mediach. Gdziekolwiek przyłożymy ucho, słyszymy o morderstwach, procesach i komisjach śledczych. Tego jest za dużo. Zapragnąłem nakręcić pozytywną komedię opartą na fajnym humorze, wzruszeniach i ciepłych emocjach. "Last minute" jest wyzbyte rubasznego dowcipu. To film, na który można wybrać się z dziećmi i wyjść bez poczucia zażenowania z kina. Słońce w środku zimy i Egipt, jako miejsce akcji, było wypełnieniem powyższej idei. Wiedziałem też, że nie może być to wydumany film, tylko rodzaj zwierciadła, które będzie zapisem wakacyjnych doświadczeń Polaków. Zwierciadła, w którym będzie mógł się przejrzeć każdy, kto był choć raz na zagranicznych wakacjach. Pisząc scenariusz, odbyliśmy dziesiątki godzin rozmów z rezydentami, którzy spędzili w Egipcie niekiedy po 14 lat, wysłuchując perypetii, jakie przytrafiają się Polakom. Dzięki temu w filmie znalazł się również niezwykle aktualny wątek upadających biur podróży. Najważniejsze jednak było to, żeby zrobić pozytywny film.
Czy Pan sam korzysta z ofert "last minute"? Zdarzyło się Panu trafić podobnie, jak bohaterom filmu?
W pracy reżysera bardzo trudno jest zaplanować wyjazd z wyprzedzeniem, dlatego na last minute jestem niejako skazany. Organizatorzy moich wyjazdów dotąd szczęśliwie nie plajtowali. Miałem jednak dużo silniejsze doświadczenia, o które się nie prosiłem. Podczas wyjazdów wakacyjnych przeżyłem między innymi tsunami w Tajlandii i wojnę domową w Kenii.
Jak Pan ocenia pracę z Anną Szarek, która wystąpiła tu w swojej pierwszej poważniejszej roli?
Podczas kilkunastu lat pracy reżysera spotkałem się na castingach z setkami aktorek, w tym niemal z wszystkimi koleżankami z polskiej czołówki. Bardzo rzadko zdarza się ktoś, komu kamera dodaje 1000%. W przypadku Ani Szarek miałem poczucie, że obiektyw ją uwielbia. Jak na amatorkę, miała też niezłe "ucho" i potrafiła wczuć się dość łatwo w skomplikowane emocje. Uznałem, że świetnie rokuje i jeśli będzie nad sobą pracować, może zrobić karierę. Ten film jest kolejnym etapem w jej rozwoju i jestem zadowolony z efektu, jaki udało się uzyskać.