"Grubasy": KOMENTARZ REŻYSERA
Daniel Sánchez Arévalo, uznany hiszpański scenarzysta telewizyjny (seriale "Farmacia de Guardia", "Querido Maestro' i "Hospital Central"). Po stypendium Fulbrighta rozpoczął karierę jako reżyser. Jest autorem 15 krótkich metraży i laureatem ponad 200 nagród za "Expres", "Fizykę II" i "Winę alpinisty". Jego pierwszy film fabularny - "GranatowyPrawieCzarny" otrzymał ponad 50 międzynarodowych nagród, w tym trzy nagrody GOYA (dla Najlepszego Reżysera, Najlepszego Aktora Drugoplanowego i Najlepszego Aktora).
"Film o grubych ludziach". To pierwsza wzmianka w jednym z wielu notatników, które stale noszę ze sobą. Zapisane w pociągu. Lubię pisać i rozmyślać w pociągach. A potem zapisałem tytuł dużą zmysłową czcionką: "Grubasy". Potężny i silny tytuł. Film, którego tytuł będzie wszystko wyjaśniać. Pomimo, że film powstawał przez dziesięć miesięcy (w pięciu etapach) ze względu na fizyczne zmiany, przez które musieli przejść aktorzy, "Grubasy" nie jest filmem o fizycznej nadwadze, ale o nadwadze "emocjonalnej". Powodem tycia nie jest pizza, lody i hamburgery. To niezdolność trawienia codziennych problemów.
Czym jest więc film "Grubasy"? "Grubasy" to gra, w której widz musi zgadnąć, kto ukrywa się wewnątrz każdego bohatera. Wszyscy gramy w życiu. Tworzymy postać, która pomaga nam przejść przez życie, ale też zabiera nam wolność. Jesteśmy przyzwyczajeni do działania przez cały dzień. Moim celem było ukrycie autentycznej osoby za każdą postacią. Zadaniem widza jest usuwanie scena po scenie kolejnych warstw ochronnych, które uniemożliwiają nam zobaczenie prawdziwego człowieka. Burzenie muru, który chroni bohaterów przed światem zewnętrznym. Celem jest zdemaskowanie wydmuszki, która oszukuje tylko samego siebie. Odrobina fałszu i pozy jest nam przecież niezbędna do życia (i do tego, aby cieszyć się życiem).
Czy "Grubasy" to komedia czy dramat? Nie jestem pewien. Właściwie jestem. To jedno i drugie. Ponieważ uważam, że komedie (te dobre) są skuteczne tylko wtedy, kiedy są zbudowane na solidnych podstawach dramatycznych. Mój najbardziej ambitny cel, jako scenarzysty i reżysera, to szukanie naturalnego przejścia od dramatu do komedii, od sentymentalizmu do śmiechu, od surowości do czułości. Lubię sprzeczności, ponieważ zawierają jednocześnie problem i rozwiązanie, a także ponieważ ludzie są z natury pełni sprzeczności. Sprzeczności są konieczne, aby dowiedzieć się, czego chcemy i czego zarazem nie chcemy. Co nas ogranicza, chociaż jest naszym bogiem? Co czcimy i wypieramy ze świadomości? Co tłumimy i co jednocześnie dodaje nam skrzydeł? Co nas wyzwala, ale skazuje na potępienie? Co skazuje nas na potępienie, a jednak to kochamy? Co kochamy, ale odrzucamy?
W kinie wszystko zostało już wymyślone, napisane... Wszystko zrobione. Jedyny nowy wkład to nasze osobiste spojrzenie na sprawy, które już znamy, już widzieliśmy lub doświadczyliśmy. Lubię obserwować bez oceniania. Lubię wydarzenia zachodzące wewnątrz i na zewnątrz postaci. Lubię schludną barokowość. Lubię chaos, ale jestem bardzo poukładany. Nie interesuję się rzeczywistością. Chcę stwarzać wszechświat, gdzie wydarzenia są wiarygodne i rozpoznawalne. Lubię zwykłych ludzi w nadzwyczajnych sytuacjach. Lubię wielkie, małe, codzienne przygody. Lubię identyfikować się z bohaterami. Dawać im coś z siebie. Nie interesuje mnie to, co oczywiste. Lubię znajdować piękno tam, gdzie nikt go nie szuka. Chcę, aby postacie w "Grubasach" były atrakcyjne, dynamiczne i pełne wdzięku... Chcę, aby można się było w nich zakochać, zidentyfikować się z nimi. Chcę by lśniły. Nie chciałem brzydkiego, brudnego ani ciemnego filmu. Chciałem by był estetyczny, piękny i optymistyczny.
Kocham kino. Lubię chodzić kina, żeby dzielić tak intymny moment z innymi ludźmi. Jako reżyser, chcę to podejście uszanować. Moje zaangażowanie wynika ze zobowiązań wobec widzów. Nie chcę ustanawiać własnych zasad i własnej narracji. Ponad trzy lata minęły od tej pierwszej notatki w zeszycie. Trzy lata ciężkiej pracy, aby upewnić się, że jest to opowieść, którą chcę, potrzebuję i jestem w stanie opowiedzieć. Nie wierzę w natchnienie. Nie wierzę w kreatywność czy świetne pomysły. Wierzę w pracę, w wyzwania, w obróbkę tych "wielkich" i "genialnych" pomysłów. Wierzę w czas, który jest najlepszym adwokatem lub wrogiem opowieści. Właśnie tego chcę. Chcę historii, które przetrwają upływ czasu, historii, które pozostaną w zarówno w mojej pamięci jak i w pamięci widzów.
Daniel Sánchez Arévalo