Reklama

"Gangi Nowego Jorku": KOMPLETOWANIE OBSADY

„MY jesteśmy ludem Stanów Zjednoczonych!” - Bill „Rzeźnik”

W samym sercu filmowej historii znalazł się osierocony Amsterdam Vallon, który powoli odkrywa w sobie talent walecznego lidera. Na propozycję, by Leonardo DiCaprio zagrał Amsterdama Vallona, Scorsese zareagował z wielkim entuzjazmem. „Od dawna śledzę jego karierę i odczuwam wielki podziw dla jego dokonań” – powiedział reżyser. „Myślę, że Leonardo ma w sobie dużo z wielkich aktorów starszego pokolenia - Roberta De Niro, Ala Pacino i Dustina Hoffmana. Odznacza się podobnym do nich instynktem a jest to coś, co bardzo cenię”.

Reklama

DiCaprio był równie podniecony perspektywą pracy ze Scorsese. „Po raz pierwszy usłyszałem o filmowym projekcie Gangi Nowego Jorku gdy miałem 16 lat. Historia młodego irlandzkiego imigranta z XIX wieku, który znajduje się w samym centrum największych miejskich zamieszek w historii nowego świata pochłonęła mnie do tego stopnia, że nawet zmieniłem agencję aktorską, by już w wieku 17 lat mieć z bliższy kontakt z Martym” – wspomina DiCaprio.

Aktora zaintrygowała przemiana, jakiej doświadcza główny bohater filmu, drogą od złości i bezlitosnej żądzy zemsty do walki o poprawę jakości życia swojego i innych.

Po zaangażowaniu DiCaprio, scenariusz filmu trafił na biurko Harvey'a Weinsteina, współwłaściciela wytwórni Miramax Films. To on odpowiadał za produkcję wielu najważniejszych filmów ostatniej dekady, w tym nagrodzonych Oscarami obrazów: „Fortepian”, „Pulp Fiction”, „Angielski pacjent” czy „Zakochany Szekspir”. Gdy Weinstein otrzymał scenariusz, odrzuciło go kilka innych hollywoodzkich wytwórni. Ale Weinstein od razu wiedział, że oto pojawia się niepowtarzalna okazja pracy z Martinem Scorsese.

Teraz chodziło tylko o namówienie zdobywcy Oscara, Daniela Day-Lewisa do zagrania Billa „Rzeźnika” – człowieka, który przewodził dzielnicą Five Points. Sposób, w jaki Daniel Day-Lewis przygotowuje się do swoich ról, polegający na całkowitym zatraceniu się w osobowościach granych bohaterów, jest powszechnie znany i podziwiany. Ale od czasu „Boksera” z 1997 roku aktor ani razu nie pojawił się w filmie, co więcej - nie wykazywał chęci i inicjatywy, by powrócić na ekrany. Scorsese i Weinstein zaprosili go na obiad do słynnej restauracji w Harlemie, gdzie przedstawili mu projekt i opowiedzieli o swoich oczekiwaniach. Byli na tyle przekonywujący, że Day-Lewis zgodził się już tego samego wieczora. Nie bez znaczenia był jego wielki podziw dla Scorsese, z którym pracował w 1993 roku na planie „Wieku niewinności”.

„Pamiętam, że wtedy, podczas kręcenia Wieku niewinności cała ekipa odczuwała niesamowitą radość z powodu możliwości obcowania z Martym. To było poczucie wyjątkowego przywileju” – mówił Day-Lewis. „Mam do niego pełne zaufanie i wydaje się czymś niewiarygodnym móc znów z nim pracować”.

Przygotowując się do roli Billy’ego aktor nie tylko czytał książki i inne publikacje dotyczące tego okresu, ale również przyglądał się pracy rzeźnika, by uchwycić specyfikę zawodu swojego bohatera. Nie było żadnej strefy życia tej postaci, której by nie poznał od podszewki. Im bardziej Day-Lewis badał osobowość Billy’ego, tym bardziej się nim fascynował. „Częścią mojej pracy było poznanie i przejęcie jego światopoglądu” – objaśnia aktor. „To człowiek o nienaruszalnych przekonaniach. Taki stan umysłu jest bardzo niebezpieczny, aczkolwiek niezmiernie przyjemny i relaksujący. Jego życie to ciągłe zmagania. Objawia się to zwłaszcza w stosunkach z Priestem Vallonem, człowiekiem nadmiernie wyidealizowanym, który, zarówno za życia jak i po śmierci, jest dla Billy’ego źródłem ciągłych wyrzutów sumienia i konfrontacji z kluczowym pytaniem o jego własną wartość. Z takim piętnem żyje się bardzo ciężko. Sądzę jednak, biorąc oczywiście pod uwagę czasy i środowisko, w jakim żyje mój bohater, że jest on człowiekiem honoru, choć na pewno wykolejonym. Dzięki Bogu, nie brakuje mu także poczucia humoru”.

Nie trzeba było dużo czasu, by wszystkie główne role w tym kalejdoskopie złodziei, żebraków, gangsterów, zostały obsadzone. Cameron Diaz zgodziła się zagrać Jenny Everdeane, ponętną kobietę-kieszonkowca, która jest mistrzynią, zarówno w zdobywaniu męskich serc, jak i dóbr materialnych ich właścicieli. Jej silne pragnienie odmiany losu i życia z daleka od nędzy i zgiełku miasta, zniewala Amsterdama Vallona. „Ten film to spełnienie marzeń każdego aktora. Nie ma nic bardziej pociągającego niż praca z ludźmi takimi jak ci, których spotkałam na planie i obcowanie z Martinem Scorsese” – mówi Diaz.

Aktorka była oczarowana nadzwyczajną nadzieją, jaka tkwi w bohaterce. „Życie Jenny jest ciężkie. Wszędzie dookoła otacza ją przemoc, brutalność, morderstwa, bieda i choroby. Ale ona widziała też inny świat i wie, że istnieje coś lepszego” – mówi Diaz. „Jenny wie, że nadchodzi taki czas, kiedy trzeba będzie ruszyć z miejsca i ostro przeć do przodu. Pytanie tylko, jak to zrobić... I przetrwać”.

Następnie do obsady dołączył nominowany do Oscara Liam Neeson („Lista Schindlera”). Aktor wciela się w postać Priesta Vallona, którego uczciwość i zasady stanowiły drogowskaz dla syna, Amsterdama. Neeson opisuje granego przez siebie bohatera jako „wojownika z celtyckimi, mitologicznymi tradycjami. Był podziwiany jako niezłomny przywódca, ale miał też ogromne poczucie sprawiedliwości”.

Neesona urzekła także przedstawiona w filmie nieznana historia Nowego Jorku. „Gdyby ktoś prosił mnie o opisanie tego miasta, porównałbym je do gumki, jakiej używa się do wekowania słoików. Choć ciągle jest rozciągana, nigdy nie pęka. Identycznie jest z Nowym Jorkiem tamtego okresu. Gdy patrzy się na wypchane ludźmi łodzie, które dobijają do brzegu i tłumy wylewające się z nich na ulice, ma się wrażenie, że wszystko zaraz wybuchnie, tak niemiłosiernie jest ściśnięte. A jednak każdy znajduje tu swoje miejsce i zaczyna życie od nowa. Każdy rozwija skrzydła i zyskuje pewność siebie. A kraj na nich wszystkich jest przygotowany”.

Zdobywca Oscara, Jim Broadbent („Iris”), wcielił się tutaj w historyczną postać Bossa Tweeda, który mami świeżo przybyłych imigrantów obietnicami pracy i schronienia w zamian za ich głosy w wyborach. Broadbent rozkoszował się możliwością odświeżenia postaci wyjętej wprost z historycznych książek, która zasłynęła jako jeden z najbardziej skorumpowanych polityków wszechczasów. Aktor uczynił ze swojego bohatera człowieka z krwi i kości. „U szczytu swojej kariery Tweed odnosił fenomenalne sukcesy” – zauważa Broadbent. „Zanim ostatecznie został złapany, odznaczał się wyjątkową bezczelnością, okradając rząd i zwykłych ludzi na milionów dolarów. Byli tacy, którzy później próbowali mu dorównać i do dzisiejszego dnia wielu ciągle takie próby podejmuje.”

Inni aktorzy także byli bardzo podekscytowani możliwością cofnięcia się do czasów brutalnego i pogrążonego w chaosie Nowego Jorku, o którego istnieniu dotąd nie mieli nawet pojęcia. Mówi John C. Reilly: „To były piekielnie niebezpieczne czasy. Na szczęście mój bohater, Happy Jack, jest wystarczająco mądry, by znaleźć sposób na życie. Widząc bolesną biedę, nieszczęście i cierpienie ludzi wokół, postanawia, że nigdy tego nie doświadczy. Dołącza więc do szeregów największego ze wszystkich gangów – do policji”.

Henry Thomas, który gra naiwnego młodego rzezimieszka Johnny’ego dodaje: „Trzeba było być twardym, bardzo twardym, by przetrwać w takim Nowym Jorku. Mój bohater, Johnny, chociaż urodził się w tym świecie, wcale nie chce w nim pozostać. Nie jest wystarczająco wytrzymały. Myślę, że to postać bardzo interesująca, taki everyman, z którym widownia może się identyfikować – zdesperowany dzieciak, któremu przyszło żyć w szalonych czasach”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Gangi Nowego Jorku
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy