Reklama

"Co jest grane, Davis?": CASTING

Mając w ręku gotowy scenariusz, Coenowie od razu wiedzieli, iż kluczowym elementem realizacji filmu będzie obsadzenie tytułowej roli.

"To było, bez wątpienia, największe wyzwanie", mówi Ethan. "Jeśli kręcisz film o muzyku, to chcesz go zobaczyć podczas występów, więc musieliśmy znaleźć aktora, który poradzi sobie nie tylko z warsztatem dramatycznym, niezbędnym do tej roli, lecz aktora, który będzie w stanie odegrać długie sceny muzyczne". "Właśnie. Zadawaliśmy sobie pytanie 'Jak mamy to zrobić?'", mówi Joel. "Przypominało to nieco problem, z którym spotkaliśmy się przy okazji filmu Prawdziwe męstwo, kiedy nie wiedzieliśmy, kto zagra tytułową rolę 14-letniej dziewczynki. W pewnym momencie musisz się zastanowić, 'Czy naprawdę zamierzasz nakręcić film, jeśli nie znajdziesz właściwej osoby?'"

Reklama

"Tutaj sytuacja była podobna, tyle że z innym zestawem wymogów. Postać Llewyna musi scalać film, gdyż występuje on w każdej scenie. Musi on też jednak zaśpiewać co najmniej pięć piosenek, a my chcieliśmy - potrzebowaliśmy - kogoś, kto naprawdę potrafi śpiewać. Skończyło się na tym, że szukaliśmy wśród muzyków i chociaż istnieją znane wyjątki, większość muzyków nie jest aktorami. Kilku z nich zdecydowanie udźwignęłoby role drugoplanowe, lecz główna rola - człowieka angażującego widza bez reszty, będąc postacią całkowicie zmyśloną - wymagała kogoś o wyjątkowych umiejętnościach".

Bracia myśleli, że będą musieli odłożyć realizację filmu na później, kiedy pojawił się łut szczęścia w postaci Oscara Isaaca.

Szefowa castingu Coenów, Ellen Chenoweth wspomniała o nim po raz pierwszy, kiedy wszyscy zainteresowani rzucali swoje propozycje. Oscar, nowojorski aktor o klasycznym wykształceniu w Juilliard, ma na swoim koncie wiele ról teatralnych i zaczął też wyrabiać sobie markę w kinie, dzięki rolom w poważnych produkcjach jak chociażby Robin Hood Ridleya Scotta i Drive Nicolasa Windinga Refna. Wyjątkowe w przypadku Oscara jest to, iż jest on także znakomitym wokalistą i muzykiem.

"Obejrzeliśmy nagranie, które przygotował na przesłuchanie. To jest dla nas problem, bo wolimy oglądać aktorów na żywo", mówi Joel. "Ale pomyśleliśmy, że jest bardzo interesujący. Zaprosiliśmy go do nas, żeby zaśpiewał i odegrał kilka scen".

Coenowie byli pod tak dużym wrażeniem, że podekscytowani wysłali nagranie T Bone Burnettowi, nagrodzonemu Oscarem i Grammy kierownikowi muzycznemu Co jest grane, Davis? oraz innych filmów Coenów, jak Bracie, gdzie jesteś? i Ladykillers, czyli zabójczy kwintet.

Burnett od razu oświadczył Coenom: "Ten gość jest lepszy niż wielu muzyków, z jakimi pracowałem. To autentyk". Bracia bardzo liczą się z opinią Burnetta, która zresztą potwierdzała ich przeczucia.

Burnett zachwycił się jeszcze bardziej, kiedy zobaczył występ Oscara na żywo. "Według mnie grał i śpiewał równie dobrze, jak każdy, z kim pracowałem", powtórzył - a to cenna pochwała z ust człowieka, który występował w zespole Boba Dylana w czasie tournée 'Rolling Thunder', a także producenta płyt Roya Orbisona, Elvisa Costello, Eltona Johna i Tony Bennetta. Burnettowi zaimponowała też łatwość z jaką Oscar dopasował się do folkowego stylu gry na gitarze z tamtej epoki. "Ten styl gry na gitarze nazywa się 'Travis Picking' i nie jest to łatwa metoda. Lecz Oscar doszedł w niej do perfekcji". Joel mówi, "Oscar miał nie tylko oczywisty talent muzyczny, ale też był świetny w scenach dramatycznych, które dla nas odegrał. Wtedy stało się dla nas jasne, że znaleźliśmy Llewyna".

Do braci przemawiał też fakt, iż Oscar pod żadnym względem nie przypominał Dave'a Van Ronka.

"Inny wygląd, inna rasa, inna aura", mówi Joel. "Oscar śpiewa pięknym tenorem, podczas gdy Van Ronk miał nieco chropawy wokal, ale nam to odpowiadało. Oscar znacznie różnił się od naszego wyobrażenia postaci w scenariuszu, lecz nie widzieliśmy powodu, dla którego nie mielibyśmy swojego wyobrażenia nieco zmienić. Uważaliśmy ponadto, że Oscar będzie w stanie przekonująco odegrać kogoś z nowojorskiej klasy robotniczej i to się nam podobało. Jest to znaczący aspekt postaci Llewyna".

Zdobycie głównej roli w dużym filmie fabularnym, było dla Oscara wielkim wydarzeniem. Tym bardziej satysfakcjonującym, że była to tytułowa rola w filmie Coenów. "Przeczytałem gdzieś, że Coenowie zamierzają zrobić film o scenie folkowej lat sześćdziesiątych i natychmiast - jako że jestem ich wielkim fanem i od zawsze oglądam ich filmy, a także uwielbiam folk - pomyślałem, że muszę wziąć w tym udział. Nie przypuszczałem, że mi się uda, lecz postanowiłem spróbować tak czy inaczej. Udało mi się dostać na casting, na którym odegrałem cztery lub pięć scen, a potem nagrałem 'Hang Me' - folkową wersję Van Ronka, o której wykonanie prosili kandydatów - i wysłałem im demo. Zajęło mi to cztery godziny - nagrałem trzydzieści różnych wersji! Nauczyłem się też 'Dink's Song'. Potem spotkałem się z Coenami, którzy zaprosili mnie na kolejne przesłuchanie. Minął miesiąc. Miesiąc istnych tortur, podczas którego wzywałem wszechświat: 'Załatw mi to!'".

"Wreszcie odezwali się. Joel zadzwonił do mnie osobiście i to był wspaniały sposób, żeby się o tym dowiedzieć, zresztą typowy dla jego serdecznej i wyciszonej persony. Powiedział: 'Chcemy zrobić z tobą film'. Byłem w siódmym niebie. Początkowo nie mogłem w to uwierzyć".

Po obsadzeniu Oscara i zdobyciu finansowania, realizacja filmu ruszyła. Mając do dyspozycji skromny budżet, odpowiedni do skali opowiadanej historii, Coenowie postanowili nakręcić scenariusz w całości w Nowym Jorku, a do tego w niecałe czterdzieści dni. Producent Scott Rudin, który wyprodukował To nie jest kraj dla starych ludzi i Prawdziwe męstwo, kontynuuje swoją udaną współpracę z Coenami również przy tym filmie. Do pracy przy filmie przystąpiło wielu innych stałych współpracowników braci Coen, jak scenograf Jess Gonchor i autorka kostiumów, Mary Zophres. Bracia zatrudnili też uznanego francuskiego operatora, Bruno Delbonnela (nominowanego do Oscara za zdjęcia do Amelii oraz Harry Potter i Książę Półkrwi). Delbonnel jest autorem zdjęć do 'Tuileries' Coenów, ich segmentu filmu Zakochany Paryż.

Podczas gdy proces preprodukcji wartko biegł do przodu, nadal trwało kompletowanie obsady. Do kluczowych ról Jima i Jean Berkey, folkowego duetu, o dużym znaczeniu w życiu Llewyna, Coenowie nieoczekiwanie wybrali Justina Timberlake'a i Carey Mulligan.

"Justin przyszedł na przesłuchanie i pomyśleliśmy, że jest nie tylko interesujący, ale też świetnie śpiewa i jest niezwykle wszechstronny. Jest świetnym aktorem", mówi Joel. "Uznaliśmy, że zabawnie będzie zobaczyć go jako piosenkarza folkowego".

Justin był bardzo podekscytowany udziałem w filmie. "Miałem wiele szczęścia, mogąc pracować z Coenami, Oscarem i Carey", mówi. "Pracowałem też nad ścieżką dźwiękową z Marcusem Mumfordem i ze wszystkimi się zaprzyjaźniłem. Nie znam innego środowiska, który umożliwiałby taką współpracę, ale świetnie się bawiliśmy. To będzie nie tylko doskonały film, ale też z fantastyczną muzyką".

"Justin był świetny, ponieważ wiele pomógł przy stronie muzycznej - nie tylko jeśli chodzi o utwory, które wykonuje w filmie", mówi Joel. "Przez tydzień przygotowywaliśmy muzykę do poszczególnych scen; on został przez cały czas i pracował ze wszystkimi. Pomógł napisać piosenkę 'Please, Mr. Kennedy', a także śpiewa poza kadrem w irlandzkim kwartecie [w scenie, rozgrywającej się w Gaslight Café]".

W filmie Jim Berkey uważa Llewyna za swojego najlepszego przyjaciela. Dla Jean jest kimś więcej. Łączy ich burzliwy romans, pełen miłości połączonej z nienawiścią, który często kończy się kłótniami. Bracia bardzo się ucieszyli, kiedy udało im się zdobyć Carey Mulligan do roli Jean. Mulligan zdobyła sławę rolą w filmie Była sobie dziewczyna, która przyniosła jej nominację do Oscara w kategorii Najlepsza Aktorka. Zagrała też Daisy Buchanan w adaptacji powieści F. Scotta Fitzgeralda Wielki Gatsby (reż. Buz Luhrmann).

"Carey to aktorka, z którą chcieliśmy pracować. Widzieliśmy ją w filmie Była sobie dziewczyna i była w nim świetna. Nie myśleliśmy o niej jako o wokalistce, ale tak się składa, że umie śpiewać", mówi Joel. "Przesłuchaliśmy wiele aktorek do tej roli, ale Carey przysłała nam bardzo zabawne nagranie. Zabawne dlatego, że była na nim wściekła", mówi Ethan. "Czytała scenę rozgniewana, z amerykańskim akcentem, i nawet trochę się jej przestraszyliśmy. A także nas zaskoczyła. Skończyła właśnie zdjęcia do filmu z Oscarem, w którym była przesłodka". Mulligan odpowiadała też Coenom jeśli chodzi o wygląd: "W wyglądzie Carey stanowczo było coś, co pasowało nam do tej epoki - jakby była jedną z dziewczyn z Village z tamtych czasów", mówi Joe. "Niektórych aktorów łatwiej sobie wyobrazić w określonej erze niż innych. My z łatwością wyobrażaliśmy sobie Carey w tych czasach. Przyszło nam też do głowy, że zabawnie będzie powierzyć jej rolę takiej złośnicy - gdyż ten typ postaci nie jest z nią kojarzony".

Carey była zachwycona, kiedy Coenowie zaproponowali jej rolę. "Szansa współpracy z braćmi Coen w filmie zdarza się raz w życiu - no dobrze, pięć razy, jeśli jesteś Johnem Goodmanem. Jednak w przypadku zwyczajnej osoby, do której uśmiechnęło się szczęście, kiedy Coenowie oferują ci rolę, bierzesz ją bez zastanowienia", mówi Mulligan.

Dodatkową zaletą był fakt, iż aktorka zakochała się w swojej bohaterce. "Nigdy nie grałam, ani nie ubiegałam się o rolę, w której bohaterka miałaby do powiedzenia więcej niż dwie linijki dialogu tu i ówdzie, a w tym filmie gram dziewczynę, która peroruje jak najęta. Bardzo podobało mi się także, że Jean bywa nieczuła, a nawet okrutna. Większość kobiet, jakie gram jest dość empatyczna, w przeciwieństwie do Jean. Poznajemy Jean i Llewyna w burzliwym okresie ich relacji; stosunki między nimi są napięte, ona ma do niego pretensje i to mi się bardzo podobało".

Do roli Rolanda Turnera, kulejącego, gadatliwego, lubiącego używki autora piosenek i muzyka ze świata jazzu/popu/rock'n'rolla, Coenowie wybrali aktora, zupełnie jakby słuchali podpowiedzi Carey Mulligan. Ethan mówi: "Zrobiliśmy pięć czy sześć filmów z Johnem Goodmanem i chcieliśmy znów z nim pracować. Zaczęliśmy pisać scenariusz do tego filmu tuż po skończeniu Prawdziwego męstwa, a Charles Portis, który napisał powieść "Prawdziwe męstwo", zawsze umieszcza w swoich książkach takich gadułów. Postrzegaliśmy Rolanda jako bohatera żywcem z książki Portisa. Nie jestem pewien, czy myśleliśmy o Johnie świadomie czy podświadomie, zaczynając budować tę postać w scenariuszu, lecz kiedy była gotowa, zdaliśmy sobie sprawę, że bardzo przypomina Johna. Ostatni raz zagrał u nas trzynaście lat temu [w Bracie, gdzie jesteś?] i chcieliśmy znów z nim pracować. Dlatego to prawda, że ta rola została napisana specjalnie dla niego", mówi Joel.

"John czuł ten klimat jazzmana, otaczającą go aurę, którą inspirowały takie postaci jak Dr John/Doc Pomus i Nowy Orlean. Doc Pomus był białym żydowskim autorem piosenek, który śpiewał w czarnych klubach w latach czterdziestych. John doskonale też rozumiał styl w jakim nosił się jego bohater, nawiązujący do Chano Pozo", mówi Ethan. "Chano Pozo był perkusistą, który grał z Dizzy'm Gillespie. John wiedział, kto to jest. Nawet wymyślił sobie fryzurę. Nazwaliśmy ją Mulligan, na cześć wielkiego jazzmana Gerry'ego Mulligana. Mulligan nosił fryzurę w stylu Juliusza Cezara, tak jak Roland".

"Postać Rolanda pełni w całej opowieści bardzo określoną rolę - jest głosem w filmie, który naśmiewa się z muzyki folkowej", mówi Joel. "Llewyn miał mieszane uczucia w stosunku do tej muzyki, lecz był jej wierny. Roland ją, najzwyczajniej w świecie, parodiował".

Goodman z niecierpliwością czekał na tę okazję. Uwielbia postaci wypełniające filmy Coenów - kocha ich wyraźną ludzką stronę - i zależało mu na ponownej współpracy z braćmi. Jak sam mówi: "Roland może wydawać się niektórym, w tym Llewynowi, dziwakiem i ekscentrykiem. Jednak mnie Roland wydaje się normalnym facetem".

"Bohaterowie u Coenów są niczym zwykli ludzie, tyle że w nieco przesadzonej wersji. Dużo myślałem o tej postaci zanim zaczęliśmy zdjęcia i doszedłem do wniosku, że był pianistą jazzowym. Kiedy jednak poszedłem przeczytać jego sceny z Joelem i Ethanem, Joel powiedział: "Nie, on był trębaczem". A Ethan na to: "O, nie - ja postrzegam go jako saksofonistę". W związku z tym, jest każdym po trochu. Powiedzmy, że jest muzykiem jazzowym, który nieco częściej niż okazjonalnie używa narkotyków".

Rolę młodego, wyalienowanego, małomównego opiekuna/kierowcy Rolanda - Johnny'ego Five - otrzymał Garrett Hedlund. Coenowie nie znali dokonań Hedlunda, lecz kiedy poznali go podczas przesłuchania, uznali, iż idealnie pasuje do tej roli.

"Garrett ma w sobie tę naturalną aurę wyluzowanego, zdystansowanego, stukniętego typka, więc go wybraliśmy", mówi Joel. Ethan dodaje: "Zdecydowanie pasował do tej roli!".

"Usłyszałem o filmie i o tym, że ma być cudowną historią muzyka, ale nigdy nie sądziłem, że będę jej częścią", mówi Hedlund, który ostatnio zagrał w filmie W drodze Waltera Sallesa, na postawie powieści Jacka Kerouaca. "Jestem wielkim fanem braci Coen - widziałem wszystkie ich filmy. Cieszy mnie też fakt, iż pochodzimy z tego samego stanu, Minnesoty. Kiedy więc zadzwonili z propozycją, żeby się z nimi spotkać, gdy będą w L.A., nie mogłem w to uwierzyć. Statystowałem u nich, podkładałem głos. Kiedy przeczytałem swoje kwestie, powiedzieli, 'Czujesz tego faceta'. Nie wiem, czemu odnieśli takie wrażenie. Powiedzieli mi, że postać jest wzorowana na prawdziwej osobie, którą poznali i która miał w sobie to 'coś'. Nie potrafili tego określić, ale czuli, że nie można mu ufać. Llewyn nie ufa Johnny'emu Five, więc może to dlatego. Johnny Five to zagadkowy człowiek, który niewiele mówi i stara się upodobnić do Jamesa Deana".

"Garrett pochodzi z Minnesoty, a właściwie z miejsca położonego niedaleko planów filmowych do Fargo", mówi Ethan. "Uznaliśmy, że idealnie zgra się z Johnem. Postaci jego i Johna są niczym Mutt i Jeff. Goodman to Mutt. Albo odwrotnie. Tak czy inaczej, świetnie do siebie pasowali". Joel zwraca uwagę, że bohater Garretta niewiele się odzywa w swoich scenach. "Tak naprawdę, prawie nie ma kwestii. Czasem trudno obsadzić aktora do roli niemal pozbawionej dialogu. Co ciekawe, do Garretta przekonał nas jego bardzo niski głos. Kiedy się w końcu odezwie, robi to duże wrażenie".

Głównej obsady dopełniają F. Murray Abraham i Stark Sands - Abraham w roli właściciela nocnego klubu w Chicago i producenta muzycznego, Buda Grossmana, zaś Sands jako piosenkarz folkowy, który właśnie podpisał z nim kontrakt. "Zawsze chcieliśmy pracować z Murrayem", przyznaje Joel. "Co więcej, Ethan z nim pracował. Wystąpił w kilku sztukach Ethana. Wiedzieliśmy, że występuje w spektaklu w Nowym Jorku, więc pomyśleliśmy, że uda nam się sprowadzić go na plan pod koniec zdjęć. I tak też się stało".

Sands, znakomity aktor/piosenkarz i zdobywca nominacji do nagrody Tony, ostatnio występował na Broadwayu, w musicalu amerykańskiej kapeli punkowej, Green Day, zatytułowanym American Idiot, a obecnie gra w broadwayowskim musicalu Kinky Boots.

Sands przyznaje: "Grałem żołnierza tyle razy, że dzięki bogu, czuję się swobodnie na przesłuchaniach. Na ostatnim Joel powiedział: 'Potrzebujemy kogoś, kto potrafi grać w stylu folk. Jesteś gotów się tego nauczyć?' Co za pytanie! Wyszedłem, kupiłem książkę i zacząłem się uczyć, żeby przed rozpoczęciem zdjęć być już w stanie zagrać tą metodą. Uff!".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Co jest grane, Davis?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy