Reklama

"Carandiru": WYWIAD Z HECTOREM BABENCO

W filmie "Carandiru" dotyka pan społecznych problemów Brazylii. Czy można założyć, że więźniowie to „pixotes” znani z Pana wcześniejszego filmu?

Nie starałem się nawiązywać do filmu, który uczynił mnie sławnym. Nigdy nie myślałem o nakręceniu kontynuacji „Pixotes”. Najważniejszy jest fakt, że Drauzio Varelli, autor książki, na której oparłem scenariusz filmu, jest również moim lekarzem. „Przystanek Carandiru” przeczytałem jeszcze przed jego publikacją. Zafascynowało mnie doświadczenie lekarza, neutralnego widza, który wszedł do miejsca naznaczonego społecznym potępieniem. A ten człowiek, wyzbywszy się wszelkich uprzedzeń, po prostu tam pracował. Był bardzo odważny. Nie bał się zakażenia AIDS, które osiągnęło w więzieniu rozmiar epidemii. Mimo zagrożeń, odkrywał niezwykłe zasady współistnienia więźniów w przeludnionym zakładzie karnym. Dzięki wspomnieniom Drauzio dowiedziałem się, że w więzieniu raz dane słowo jest warte więcej niż życie. Więźniowie, aby razem przetrwać stworzyli własny niepisany kodeks zachowań. Wszyscy wiedzieli, że należy szanować prawo do prywatności podczas wizyt, nie oglądać się na kobiety odwiedzające współwięźniów, honorować długi, nie donosić, być solidarnym i bezinteresownym. Ci, którzy nie szanowali tych praw, byli surowo karani.

Reklama

Akcja czterech z dziewięciu pana filmów dzieje się w więzieniach: „Lúcio Flávio Passenger Of Agony” opowiada o przestępcy zamordowanym w wiezieniu; „Pixote” o nieletnich kryminalistach; „Pocałunek kobiety-pająka” to historia dwóch więźniów: homoseksualisty i heteroseksualisty. Czy "Carandiru" jest częścią filmowego cyklu?

Nigdy nie myślałem o Carandiru z tej perspektywy. Nakręciłem film na podstawie książki człowieka, który zajmuje się moim zdrowiem. Reżyserzy w swojej pracy często inspirują się przeżyciami innych. Ponieważ Drauzio przejmował się problemami osobistymi swoich pacjentów, napisał wspaniałą książkę. Carandiru pokazuje, że grupa ludzi, nawet tych zdemoralizowanych, zawsze będzie dążyć do uregulowania wspólnego życia. Przeludniona społeczność Carandiru (pacjentami Drauzia było ponad 7000 zatrzymanych) stworzyła własne prawo by przetrwać. Kodeks więzienny w Carandiru, to konsekwentna organizacja społeczna, zasady życia w grupie. Bardzo dogłębnie starałem się je poznać przed realizacją filmu. Pomógł mi w tym lekarz, osoba pozbawiona uprzedzeń wobec więźniów. Był tam, by ich leczyć a nie osądzać. Każdego więźnia traktował jak zwykłego pacjenta.

W "Carandiru", choć to film fabularny, wiele scen zrealizowanych jest jak w filmie dokumentalnym. Po scenie masakry, aktorzy relacjonują, co „widzieli” pamiętnego 8 października 1992 roku.

Jestem uprzedzony do filmów, które nachalnie pouczają. Dlatego w Carandiru zdecydowałem się posłużyć formułą para-dokumentalną. Uważam, że realizm przemawia do widzów. W filmie zastosowałem kryterium całkowitego szacunku dla wszystkich postaci. Nie ma tu miejsca na żadne emocjonalne manipulacje. Chciałem opowiedzieć historię przekazaną mi przez mojego doktora, człowieka, który był ze mną przez 10 lat mojej choroby. Wiedziałem, że „Przystanek Carandiru” nie opowiadała miłych historii. Ksiązka została sprzedana w ilości 350.000 egzemplarzy, ponieważ ludzie byli zafascynowani wolną od uprzedzeń narracją. Ja natomiast nigdy nie patrzyłem na historię więzienia Carandiru bezstronnie. Była dla mnie wyzwaniem i skłoniła do pytania - co mogę w tej sprawie zrobić? Odpowiedziałem: chcę nakręcić film ukazujący wartości takie jak szacunek i solidarność, chcę opowiedzieć historię w prostym fotograficznym stylu, widzianą przez pryzmat świadków tragicznych wydarzeń. W konsekwencji przyjąłem punkt widzenia lekarza-narratora. Drauzio wspomina, że oficjalne dokumenty podają śmierć 111 więźniów i ani jednego policjanta. Carandiru skupia się na masowym wymordowaniu ludzi, którzy byli chronieni przez prawo. O tym, co się wydarzyło opowiada 9 mężczyzn. W filmie reprezentują ich aktorzy, którzy powierzają swoje zeznania kamerze. Film zaczyna się od ukazania konfliktu pomiędzy więźniami (Lula i Dagger). Lekarz – narrator przybywa w trakcie rozwiązywania konfliktu przez mediatora Black Nigger. Potem zaczyna pracę w więzieniu. Staje się w niedługim czasie powiernikiem zwierzeń wielu więźniów. Opowiadają mu historie o miłości, przyjaźni, konfliktach. Następnie w dniu rozgrywek wielkiego meczu piłki nożnej, zwyczajne nieporozumienie – jeden z więźniów wiesza swoja bieliznę na sznurze rywali – przeradza się w ogólną bitwę. Konflikt szybko eskaluje na całe więzienie. Uzbrojona brygada do walki z demonstrantami wkracza do akcji. Mimo prób załagodzenia buntu, brygada nie wycofała się i otworzyła ogień.

Z pośród kilkuset bohaterów książki, w filmie wyodrębnił pan tylko kilkudziesięciu. Jak udało się panu zredukować ilość postaci?

Jeśli miałbym ukazać wszystkich bohaterów książki Drauzio Varelli, film trwałby przynajmniej 5 godzin. Dlatego w scenariuszu, koncentrowałem się na liderach więziennych grup. W książce występują dwaj więźniowie, Seo Chico i Jeremias. W filmie zaprezentowałem jedną postać Seo Cicho (Milton Gonçalves), który ukazuje losy obydwu bohaterów „Przystanku Carandiru”. Filmowy bigamista Highness (Ailton Graça), również jest „sumą” kilku książkowych postaci. I tak jest prawie ze wszystkimi bohaterami filmu. Ostrzegałem Drauzio, że nie będzie zadowolony, kiedy zobaczy co zrobiliśmy na dużym ekranie z jego książką. On natomiast, dał mi wolną rękę w kreowaniu filmowych postaci. W scenariuszu dbałem o dochowanie wierności bohaterom książki. W żadnym wypadku nie zmieniałem ich losów, nie dodawałem nic od siebie.

Znani brazylijscy aktorzy w "Carandiru" zagrali antypatyczne postaci więźniów. Nie miał pan problemu z pozyskaniem do filmu najlepszych odtwórców?

Nie natrafiłem na większy opór. Na przykład o rolę Lady Di sam starał się brazylijski gwiazdor Rodrigo Santoro. Zaproponował, że zagra transwestytę. W wypadku roli lekarza, brałem pod uwagę 6 znanych aktorów. W końcu zagrał go Luiz Carlos Vasconcelos. On wie, że filmy w Brazylii robi się dość rzadko. Zazwyczaj znany aktor gra w dużym filmie raz na 4 lata. Miltona Gonçalvesa i Ivana de Almeidę znam od lat. Obydwaj grali w „Lúcio Flávio Passenger of Agony”. Znają moje filmy, dlatego nie musiałem ich długo namawiać.

Pod koniec filmu oglądamy fragment o charakterze musicalowym, wykonanie piosenki pt. „Brazylijska akwarela”. Tworzy harmonijną całość z pozostałymi wątkami, mimo kontrastu z koszmarem masakry. Oprócz tego w filmie obecnych jest wiele symboli: samba, piłka nożna, religijność wyrażona w postaci Matki Boskiej.

Najważniejsze było dla mnie ukazanie w filmie różnorodności brazylijskiej kultury. Do więzienia Carandiru trafiali przedstawiciele całego społeczeństwa naszego kraju. Carandiru było w równym stopniu bezwzględne dla wszystkich. Według mnie, brazylijski charakter więzienia w filmie podkreśla scena, w której gracze z dwóch drużyn piłki nożnej, śpiewają hymn. W książce i w filmie wyraźny akcent położyliśmy również na religijność Brazylijczyków. Ewangelicy w więzieniu mają swoje głośne, pełne śpiewu spotkania. Katolicy modlą się indywidualnie w celach.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Carandiru
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy