Reklama

"Byliśmy żołnierzami": PRZYGOTOWANIA

Aktorzy spędzili dwa tygodnie poprzedzające zdjęcia w Forcie Benning w Georgii, gdzie w 1965 roku ćwiczyła kawaleria powietrzna Moore'a. Tam poznali osoby, których role mieli odgrywać. W przeddzień rozpoczęcia zdjęć Wallace zorganizował w kaplicy fortu mszę za tych, którzy przeżyli bitwę w dolinie Ia Drang i za ekipę, która miała opowiedzieć ich historię. "Nie wiem, czy wiele filmów rozpoczynano od mszy, ale czułem, że to jest dokładnie to, czego nam było trzeba." mówi Wallace. Wśród obecnych znaleźli się korespondent wojenny Joe Galloway, który odczytał wzruszający wiersz; pilot helikoptera major Bruce Crandall, który wspominał o wrogości, z jaką zetknął się po powrocie do USA, pomimo tego, że długo leczył w szpitalu złamany kręgosłup; sierżant Ernie Savage, który wspominał, jak kulił się u stóp wzgórza, starając się przeżyć trzy dni nieustającego natarcia po tym, jak armia wietnamska odcięła i otoczyła jego pluton. I wreszcie generał porucznik Hal Moore, który wygłosił chwytającą za serce mowę, wspominając niezliczone chrzciny, śluby i pogrzeby, jakich był świadkiem w tej kaplicy.

Reklama

Barry Pepper, aktor grający Gallowaya, stwierdził: "Najpierw zainteresował mnie scenariusz. Potem przeczytałem książkę, która wzruszyła mnie do łez. To piękna książka, tragiczna, i trudno nie poddać się jej działaniu." Przygotowując się do roli Pepper rozmawiał z reporterem o jego przeżyciach w dolinie Ia Drang, do której przyleciał jako cywil, a wyszedł z niej jako żołnierz. "Spędziłem z nim kilka tygodni. Wyjaśniał mi, skąd wziął się w Wietnamie i jak czuł się na polu bitwy. Opowiedział mi nawet, co nosił w plecaku, tak że mogłem poczuć się fizycznie tak, jak on. Całymi dniami omawialiśmy jego ówczesny stan ducha. Najważniejszy był jego opis tego, jak pojawił się w dolinie jako bierny świadek z aparatem fotograficznym, a wyszedł z niej jako żołnierz. Walki były tak zacięte, że nawet cywilowi kazano złapać broń i walczyć."

Nim na ekranie pojawia się Galloway, poznajemy pewną bardzo szczególną postać, która wywarła ogromny wpływ na żołnierzy. To zastępca Moore`a, starszy sierżant Basil Plumley, grany przez doświadczonego aktora Sama Elliotta. Plumley, który odmówił noszenia standardowego w wyposażeniu armii karabinu M-16, upierając się przy własnym pistolecie 45, jest uosobieniem "starego wyjadacza" kierującego się zdrowym rozsądkiem. "Rola majora Plumleya to niełatwe zadanie." wspomina Elliott - "Nigdy dotąd nie trafiłem na rolę, za którą czułem się tak odpowiedzialny. Grałem już postacie historyczne, ale nigdy osoby tego kalibru, wciąż żyjącej. Plumley to człowiek najwyższej próby, przedstawiciel ostatniego pokolenia prawdziwych Amerykanów, do którego należał mój ojciec - ludzi uczciwych, prostolinijnych i pracowitych. Plumley podarował mi zawleczki i specjalny nóż, który wziął ze sobą do Korei i na dwie akcje w Wietnamie. Mając je przy sobie czułem się, jakbym miał u boku samego starszego sierżanta."

Aktorzy związali się ze sobą silnie już w Forcie Benning, w którym poddani zostali różnym katuszom na obozie przetrwania, prowadzony przez elitarną jednostkę armii, sławnych Rangersów. Sam Wallace dał im dobry przykład, ukończywszy dwutygodniowy trening jeszcze podczas pisania scenariusza. Był jedynym cywilem w batalionie rekrutów Rangersów i uczestniczył we wszystkich ćwiczeniach, a na koniec otrzymał od nich dyplom "Honorowego Rangersa". Choć zarówno Gibson, jak i Elliott twierdzili, że ten, jak go określili, "obóz przetrwania dla hollywoodzkich mięczaków" , niewiele miał wspólnego z trudami, jakie przechodzą Rangersi, to jednak uznali go za doświadczenie warte uwagi. Elliott wspomina: "Nie ukrywam, że był to obóz o zmniejszonym rygorze. Randall nie chciał, żebyśmy oberwali tak, żeby nie móc grać. Potraktowali nas więc ulgowo. Wstawaliśmy biegać o piątej rano. Ćwiczyliśmy sprawność fizyczną, pokonywanie przeszkód, czołgaliśmy się pod szalejącym ogniem i opanowaliśmy obsługę wszystkich rodzajów broni używanej w 1965 roku.

Pepper, wcielający się w postać korespondenta Galloway'a nie musiał uczestniczyć w obozie, jednak uznał, że takie doświadczenie nie może go ominąć. Interpretacja roli Gallowaya przydała filmowi akcentów humorystycznych, bardzo dla niego ważnych. Według Mela Gibsona: "W scenie, gdy Galloway leży rozpłaszczony na ziemi, a kule świszczą mu nad uchem, podchodzi do niego Plumley, kopie go w żebra i mówi 'Wiele nie sfotografujesz z nosem w piasku.' Galloway przetacza się na bok, uznaje, że to świetne ujęcie i zaczyna fotografować faceta kopiącego go po żebrach. Jeśli gra jest realistyczna, nawet najbardziej rozpaczliwe sytuacje mogą wywołać śmiech. A w filmie tak pełnym dramatyzmu i tragizmu takie momenty są bezcenne."Humor w filmie jest głównie zasługą chłopięcego wdzięku, z jakim Greg Kinnear odtwarzał postać dowcipnego majora Crandalla. "Gdy pierwszy raz zaprosiłem Crandalla do domu, pojawił się w peruce Benny Hilla. Nie wiem, czemu. Gdyby nie był bohaterem wojennym, pomyślałbym, że goszczę u siebie gospodarza talk show. Wiedziałem z książki, że Crandall był dynamicznym człowiekiem, który nie wahał się dawać z siebie więcej, niż tego wymagały rozkazy, każdego dnia dając przykład niezwykłego heroizmu. Sytuacja w Ia Drang okazała się dużo poważniejsza, niż oczekiwano, amunicja skończyła się niemal od razu. Dla pilota helikoptera już lądowanie pod ostrzałem to niebezpieczna sytuacja, a co dopiero kurs z ładunkiem amunicji. Major Crandall z partnerem kapitanem Freemanem odbyli niezliczoną ilość lotów zaopatrując oddziały Moore`a w amunicję. W kursie powrotnym zabierali rannych. Oddział sanitariuszy miał rozkaz wkraczać tylko wtedy, gdy zapadnie co najmniej pięciominutowa cisza. Ale ktoś musiał wywozić rannych, a skoro sanitariuszom nie było wolno, zajął się tym Crandall." Wallace chciał przekonująco oddać realia bitwy. W tym celu Kinnear musiał nauczyć się w Forcie Benning podstaw pilotowania helikoptera, dzieląc kokpit z kapitanem Cliffem Flemingiem.

Wśród żołnierzy desantu na X-Ray był podporucznik Jack Geoghegan, grany przez Chrisa Kleina. Tak samo jak postać, którą gra, Chris rwał się do walki. "To było prawdziwe pole bitwy. Musiałem uważać na wyrwy i leżące wokół ciała. Nie było to łatwe, ale wchodziłem w rolę od razu po wkroczeniu na plan." Wojna w Wietnamie to dla Kleina historia, ale jest pełen podziwu dla swego bohatera i ludzi, u których boku walczył. "Wojna, zaciąg, walka i śmierć za ojczyznę to idee, których nie sposób pojąć, nie służywszy w wojsku. To wspaniałe, że mogę je poznawać poprzez postać podporucznika." Dla zachowania realizmu, większość sekwencji bitewnych kręcono kamerą, a w postprodukcji dodano niewiele efektów specjalnych. Aktorzy rzeczywiście latali nad polem w helikopterach, które wyrzucały ich na plan pośród niezliczonych statystów grających Wietnamczyków atakujących ze wzgórza. Nie zastosowano techniki niebieskiego ekranu i w bardzo niewielkim stopniu zdjęcia ze statywu z przeciwwagą, używanego zwykle do scen w locie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Byliśmy żołnierzami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy