Reklama

"Byliśmy żołnierzami": PRODUKCJA

Autor zdjęć Dean Semler filmował "Byliśmy żołnierzami" w stylu "cinema verite", by dać widzom autentyczne fizyczne i emocjonalne wrażenie walki w Ia Drang. "To miał być prawdziwy film" podkreśla Wallace." Wszyscy dzisiejsi filmowcy tak mówią, ale ja postanowiłem zrealizować to w praktyce, a to oznaczało sfilmowanie całych sekwencji bitwy w miarę możliwości w jednym ujęciu. Miałem szczęście pracować nad tym z Deanem Semlerem, który jest geniuszem. Nie wyobrażam sobie kręcenia filmu bez niego. Uwielbia jak na kamerę chlapią mu błotem, krwią i kurzem, no i jest artystą z krwi i kości. Sceny, które kręciliśmy nocą, sprawiają wrażenie obrazów Rembrandta. Chcieliśmy to wszystko uchwycić, by sprawić, żeby widz poczuł się w skórze żołnierza."

Reklama

"Kręciliśmy w stylu dokumentalnym, im surowiej, tym lepiej" mówi Semler, "ujęcia nie miały być dopracowane do perfekcji. Chcieliśmy oddać zamieszanie, chcieliśmy podążać za żołnierzem po tym, jak zostaje postrzelony, żeby zobaczyć, jak pada poza kadr." Ponieważ film był kręcony w większości w plenerze, Semler używał minimum 4 kamer, a czasem nawet jedenastu, by nakręcić to, co planował, nim słońce zaszło lub wzeszło. Oznaczało to ustawianie kamerzystów w najdziwniejszych pozycjach, od platform na zboczach wzgórz po wykopane naprędce jamy. Plan był polem bitwy dla operatorów: bomby, eksplozje i płomienie, symulujące napalm wybuchały tuż obok nich. Poza tym specjaliści od efektów specjalnych regularnie rozpryskiwali wstrętną kleistą substancję zwaną Ziemią Fullera, dającą efekt dymów bitewnych. W efekcie operatorzy i ich asystenci musieli nosić specjalne kombinezony, nowoczesne filtry dymne na ustach i przemysłowe gogle ochronne. Gdy intensywne walki rozgrywały się zbyt blisko, chronili się za cienki plastikowy ekran. Semler wykorzystał wszystkie typy kamer, włącznie ze swoją ulubioną, z obiektywem 850 mm. Pieszczotliwie zwana "Hubblem" gigantyczna soczewka widzi, jak teleskop, wszystko z ogromnej nawet odległości.

Ponieważ film opowiada o kawalerii powietrznej, wiele ujęć musiało być kręconych z punktu widzenia helikoptera, zarówno w powietrzu, jak i na ziemi. W tym celu Semler użył różnych typów kamer na statywie, a kręcąc ze środka helikoptera - kamer prowadzonych z ręki. Po raz pierwszy w filmie na dziobie i boku helikoptera Huey zamocowano Spacecam, zdalnie sterowany przez Semlera, lecącego obok innym helikopterem. Dzięki tej innowacji Semler umożliwił żądającemu maksymalnego realizmu Wallace`owi sfilmowanie akcji i dialogów wewnątrz lecącego helikoptera. Proces produkcji filmu odzwierciedlił chronologię prawdziwych wydarzeń i straszliwe warunki bitwy w Ia Drang. Zdjęcia rozpoczęto wiosną 2001 w Forcie Benning, zwanym 'kołyską piechoty', miejscu narodzin Kawalerii Powietrznej Hala Moore`a. Ekipa, z Gibsonem na czele, nakręciła sceny ćwiczeń, pożegnania z żonami i dziećmi i odjechała, identycznie, jak kiedyś pierwszy Batalion siódmej Kawalerii. Gibson wraz Wallace`em kazali wybić pamiątkowe monety, jakimi dowódcy nagradzali swych żołnierzy, i rozdali je pierwszego dnia wszystkim członkom ekipy.

Po trzech tygodniach zdjęć w Forcie Benning ekipa przeniosła się do Fortu Hunter Liggett w Kalifornii, który zagrał góry Wietnamu. Rozległe widoki wzgórz, gubiących liście drzew i pluskających strumieni były raczej zaprzeczeniem popularnego wyobrażenia o wietnamskiej dżungli. Jednak dolina Ia Drang leży na Centralnym Płaskowyżu Wietnamu, jest wypalona i porośnięta karłowatą roślinnością. Według generała Moore`a i Joe Galloway`a podobieństwo do miejsc, w których walczyli, było uderzające. "Nie mogliśmy jechać do Wietnamu czy Kambodży, to było niewykonalne. Wiedziałem też, że płaskowyż wietnamski nie jest pokryty dżunglą" wyjaśnia scenograf Tom Sanders - "Szybko więc zdecydowaliśmy się na Fort Hunter Ligget , bazę wojskową z poligonem. Pierwszego dnia obejrzeliśmy z helikoptera teren o powierzchni 74 tysięcy hektarów, a potem, już z ziemi, szukaliśmy miejsca bitwy - wzgórz, w których ukrywali się Wietnamczycy. "Choć teren przypominał Ia Drang, Kalifornia to jednak nie Wietnam i ekipa Sandersa musiała 'wyhodować' roślinność i drzewa typowe dla Wietnamu. Nie zapomniano także o cechach charakterystycznych doliny Ia Drang - kopcach termitów, za którymi krył się Moore.

"Teren, który wybrałem, okazał się niestety porośnięty krzakami, więc skosiliśmy cały obszar, obsialiśmy go ponad toną nasion oraz posypaliśmy nawozem." wspomina Semler "Posadziliśmy też 500-600 drzew, głównie buków i platanów, których liście przypominają wietnamską roślinność." Przez większość czasu zdjęciowego ekipa pracowała w ponad trzydziestostopniowym upale, który obrócił zielone zbocza w brunatne ściernisko. Pogoda idealnie dopasowała się do wymogów filmu i wymalowała krajobraz równie posępny jak ten z czasów bitwy. Jak na ironię, w pewnej chwili Galloway spytał kogoś z ekipy o przebieg prac, a słysząc odpowiedź "Gorąco i ciężko", odparł z krzywym uśmiechem: "Zupełnie jak w 1965."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Byliśmy żołnierzami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy