Reklama

"Anioł w Krakowie": O PRODUKCJI

Zdjęcia do filmu powstały w Limanowej, w pobliżu Słomnik i w centrum Krakowa. Kwitnący sad jabłoni udawał Niebo, Pałac Sztuki przemienił się w Czyściec, a szkołę anielską, gdzie Giordano pobiera nauki, zrobiono w zabytkowym kapitularzu klasztoru oo. Dominikanów. Jak na pełnometrażowy film fabularny Anioł w Krakowie powstał bardzo szybko - w niewiele ponad miesiąc. Zdjęcia kręcono w maju, lipcu i październiku 2001 r. oraz styczniu 2002.

W 2002 r. na festiwalu „Prowincjonalia” we Wrześni, Anioł w Krakowie otrzymał trzy stauetki. „Jańcio Wodnika” - nagrodę główną za najlepszy filmu festiwalu odebrał Artur Więcek „Baron”. Krzysztofowi Globiszowi przyznano nagrodę dla najlepszego aktora. Uhonorowano też kompozytora, Abla Korzeniowskiego, za najlepszą muzykę.

Reklama

Scenariusz

Scenariusz Anioł w Krakowie napisali wspólnie Artur Więcek „Baron” i Witold Bereś. Z Witkiem współpracujemy od lat, znamy się jak „stare konie” i spędzamy ze sobą dużo czasu - mówi reżyser. - Chodzimy na mecze „Wisły”, gramy w badmintona, rozmawiamy o „Starych karabinach” - po prostu przyjaźnimy się.

Przyjaciele do każdego projektu podchodzą inaczej. Czasem piszą razem, czasem dzielą się i piszą osobno, a poprawki nanoszą wspólnie. Bywa tak, że Witold Bereś pisze treatment a Artur Więcek sceny lub odcinki.

Pracując nad scenariuszem Anioła w Krakowie było jeszcze inaczej. Ja zająłem się napisaniem tekstu. Witek przyjął ważną rolę „izby wyższej” - radził, co jego zdaniem jest za mądre, co za głupie, co by skrócił, co wydłużył. Mówił, w których momentach płacze i popłakałby więcej, a w których się śmieje. Miał większy dystans i mógł lepiej ocenić całość.

Natomiast w pracy nad samym filmem koledzy ustalili wyraźny podział ról i każdy zajmował się tym, co do niego należy. „Baron” reżyserował, bo świetnie to potrafi, a mnie to nudzi - ja produkowałem, bo „Baron” tego nie znosi, a mnie to daje kopa z adrenaliną - mówi Witold Bereś. Obaj panowie mieli do siebie pełne zaufanie i starali się nie wchodzić sobie w paradę. Dobra współpraca polega w równym stopniu na przyjaźni i zaufaniu, co na rzetelnym i profesjonalnym wykonywaniu swojej roboty - poczuciu, że umiemy robić dobrze to, za co bierzemy odpowiedzialność - dodaje Artur Więcek.

Pieniądze

Zanim jednak w maju 2001 r. padł pierwszy klaps, trzeba było zebrać odpowiednią ilość funduszy. Pojawił się bardzo poważny, jak się na początku wydawało, sponsor, który obiecał wyłożyć lwią część potrzebnej sumy. Potem jednak okazało się, że była to tylko piękna obietnica i filmowcy zostali na lodzie, bez pieniędzy, a termin zdjęć zbliżał się bardzo szybko. Bereś wziął więc pieniądze żony i tak zaczęliśmy - opowiada „Baron”. Zanim udało się dotrzeć do głównych sponsorów filmu panowie odwiedzili setki firm, fundacji i instytucji, które mogłyby wesprzeć ich projekt. Byli nawet w fabryce młotków.

Spotkaliśmy kilku bardzo poważnie wyglądających panów - opowiada Witold Bereś, - garnitury od Armaniego, sekretarki w mini, wielkie biura. Przy sobie mają 200 000, natychmiast mogą dać. Później okazywało się, że przez tydzień chcieli być ważnymi ludźmi.

Wreszcie znaleźli się dwaj wielcy, prawdziwi sponsorzy: Bank PKO BP i PZU Życie. Gdyby nie oni, do tej pory ukrywalibyśmy się przed wierzycielami - mówi Bereś. Jednocześnie władze Krakowa zachwyciły się projektem, rozumiejąc, że taki film to promocja miasta - wszystko dzieje się w Krakowie, grają krakowscy aktorzy, występują prawdziwe krakowskie postacie. Miasto, więc dało trochę pieniędzy i objęło film patronatem. Znaleźliśmy też innych sponsorów na drobniejsze wydatki - dodaje Bereś.

Ksiądz Józef Tischner

Obaj przyznają, że spotkali w swoim życiu prawdziwego anioła. Był nim ksiądz Józef Tischner. Za jego błogosławieństwem zrobili Historię filozofii po góralsku. Zrazu trapił się, jak napiszemy scenariusz i czy reżyser podoła - wspominają Bereś i „Baron”. - Potem sam podpowiedział, by jego, Narratora, zagrał Jerzy Trela. Kiedy obejrzał odcinki, powiedział: „Aż nie wiedziałem, że taką dobrą książkę napisałem” i dodał: „Ale udał nam się ten reżyser! No i ten Trela - gada jak ja.”

Anioł w Krakowie nie powstałby, gdyby „Baron” i Bereś nie poznali księdza profesora. Nasz filmowy bohater jest takim trochę Tischnerem - aniołem w ziemskiej powłoce - mówi Artur Więcek. - Z Tischnera jest zaczerpnięty opis naszego bohatera. Archanioł Rafael tak zwraca się do niego: „Na ziemi mówią: chłop jak anioł, a z ciebie anioł jak chłop!”.

Reżyser i ekipa - w większości ta sama, która realizowała Historie filozofii po góralsku - żartowali, iż ksiądz profesor czuwa i pilnuje w niebie ich spraw. I ktoś rzeczywiście czuwał nad nami - mówi Artur Więcek. - Robiliśmy ten film w czasie powodzi - miasto było prawie całe zalane, ciągłe deszcze, ale jak potrzebowaliśmy pół dnia bez ulewy, to tak było. W końcu tak żonglowaliśmy kolejnością kręcenia poszczególnych scen, że zostały nam już tylko plenery, które koniecznie musiały się odbyć w pełnym słońcu. Wszystkie prognozy mówiły, że będzie lało jak z cebra. A co się okazuje? Na ostatnie trzy dni wychodzi słońce i na niebie ani jednej chmurki.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Anioł w Krakowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama