Reklama

"1956 Wolność i Miłość": PRASA O FILMIE

Choć "Szabadsag..." jest na ekranach Budapesztu od kilku miesięcy, oglądałem go przy pełnej sali, w kinie o nazwie "Bem". Przyczyna sukcesu jest oczywista. Ten film daje statystycznej widowni wszystko, czego pragnie. Starsi widzowie odbierają go jako akt sprawiedliwości - nigdy dotąd nie pokazano w takiej skali terroru radzieckiego, zaciekłości walk toczących się na ulicach i w domach. Młodszy widz doceni zapewne gatunkową czytelność, niestawiającą oporu werwę opowiadania i wideoklipowe tempo. Komplet autentycznych faktów i znanych motywów został wpisany w schemat rewolucyjnego melodramatu. Oto chłopak i dziewczyna: ona jest duszą studenckiej rewolucji, on - zawodnikiem olimpijskiej drużyny waterpolowej. W Melbourne w listopadzie '56 węgierscy piłkarze pokonali Rosjan 4:0. Ten triumf zbiegł się z wiadomością o agonii Budapesztu. Walka sportowa stała się symbolicznym przedłużeniem powstania, została zresztą przypieczętowana ciosem radzieckiego zawodnika, który po meczu znokautował Węgra. [?] Film działa - widzę to na twarzach ludzi z kina "Bem".

Reklama

Tadeusz Sobolewski Gazeta Wyborcza

Wspaniałe widowisko historyczne z piękną love-story jako wspólnymi osiami scenariuszowymi. Przy oglądaniu filmu wydaje się, że to dzieło jakiegoś prawdziwego weterana tamtych wydarzeń, zamiast delikatnej i urokliwej Krisztiny Goda. Co przekonało ją do zabrania się za tak wielki w skali projekt, który niewątpliwie powstał na fali sukcesu jej debiutanckiego "Just Sex and Nothing Else"?

"Od dawna fascynował mnie ten temat i zawsze wiedziałam, że chcę pokazać ten fragment historii Węgier światu. - mówi Goda. "I teraz poczułam, że to jest ten moment, który nie wróci już nigdy, że czas właśnie teraz wprowadzić ten projekt w życie".

The Japan Times

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: 1956 Wolność i Miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy