Reklama

Tylko u nas. Oscarowe oblicze Los Angeles. Mieszkańcy są niezadowoleni?

Całemu światu ceremonia oscarowa kojarzy się z blichtrem. Za to mieszkańcom Hollywood z paraliżem miasta, tłumami protestujących ludzi na ulicach i tabunami ciekawskich turystów, którzy kiepsko odnajdują się w pospiesznym trybie życia angelinos.

Oscarowa gorączka w Hollywood

Kultowy Hollywood Boulvard organizatorzy Oscarów zamykają w okolicy Dolby Theatre już dwa tygodnie przed galą. Efekt? Jeszcze większe korki i jeszcze dłuższy czas dojazdu do domów. Zapytacie, dlaczego angelinos, jak mówi się na mieszkańców Los Angeles, nie przesiądą się do komunikacji miejskiej? Odpowiem, że choć w Los Angeles kursuje metro, to po pierwsze pociągi jeżdżą niezwykle rzadko (średnio co kilkanaście minut), a po drugie - nie są zbyt komfortowe. Swoją przystań znaleźli w nich bezdomni i osoby uzależnione od zakazanych substancji. Niestety, jednych ani drugich w Los Angeles nie brakuje.

Reklama

Trudno się dziwić, wszak Kalifornia to najcieplejszy stan USA. Naturalnie więc osoby w kryzysie bezdomności ściągają tu z całych Stanów, bo najłatwiej w tym miejscu przetrwać zimę. "Słońce świeci dla wszystkich tak samo", lubią powtarzać angelinos. Tylko że problem z bezdomnością jest tu tak wielki, że spacerując po Hollywood, trzeba się liczyć z tym, że chodnik może zajmować śpiący bezdomny, nierzadko w namiocie. Policja nie może takim osobom nic zrobić, bo zgodnie z prawem w przestrzeni miejskiej może przebywać każdy.

Napływający z całego kraju bezdomni to tylko jeden z wielu powodów, dlaczego Kalifornijczykom od lat marzy się separacja od reszty USA. W tym roku znów się o tym gorąco dyskutuje - stan słynie z tego, że jest jednym z najbardziej liberalnych w kraju, więc działania administracji nowego prezydenta nie znajdują tu poklasku. No i oczywiście jak zawsze chodzi o pieniądze. Kalifornia jest bogata dzięki kinu i marynarce wojennej w San Diego. Mieszkańcy woleliby się nie dzielić tą kasą z innymi Amerykanami.

Liberalizm tutejszych elit nie podoba się konserwatystom z innych stanów. Dlatego rokrocznie ściągają tu tabuny ludzi, którzy w czasie Oscarów próbują przestrzec śmietankę Hollywoodu przed tym, co czeka ich w przyszłości. Zwłaszcza organizacje religijne chętnie przyjeżdżają do Hollywood z transparentami, z których ostrzegają aktorów i aktorki, że po śmierci spłoną w piekle.

Jaka będzie oscarowa gala? Prowadzący zabiera głos

Oscary to czas, kiedy aktywiści próbują zwrócić uwagę Hollywoodu na ważne dla nich sprawy. Pod Dolby Theatre protestują obok siebie przeciwnicy aborcji i ci, którzy domagają się rozluźnienia prawa dostępu do niej, miłośnicy nowego prezydenta, jak i jego zagorzali krytycy, zaangażowani w ochronę klimatu, a także ludzie, którzy uważają ocieplenie planety za bujdę. Corocznie powracają też tematy praw mniejszości rasowych i seksualnych. Gwiazdy próbuje się zainteresować wszystkim, co ważne.

O tegorocznej gali mówi się, że może być polityczna, co byłoby być miłą odmianą od grzecznych zazwyczaj ceremonii. Dzisiaj, w dobie, kiedy twórcy filmów próbują się wszystkim podlizywać i nikogo nie urazić, takie zachowania, jak Marka Ruffalo (na czerwony dywan w 2024 roku przyszedł z symbolem Palestyny i zaczął nawoływać, żeby powstrzymano ogień w Strefie Gazy), należą do rzadkości. Jednak w tym roku napięcie pomiędzy Kalifornią a resztą Ameryki jest tak silne, że twórcom może się ulać.

Zwłaszcza że dyskusja wokół poprawności politycznej zaczyna już Kalifornijczyków męczyć. Podczas konferencji prasowej, w której uczestniczyłem, prowadzący tegoroczną galę oscarową Conan O'Brien zmierzył się z pytaniem, jak zamierza reagować na polityczne wystąpienia laureatów.

"Moja filozofia jako gospodarza jest taka, że uważam siebie za rzecznika widzów, którzy oglądają galę w domu. Jeśli wydarzy się coś nietypowego, zabawnego lub dziwnego, powinienem to skomentować w sposób, w jaki zrobiłby to ktoś oglądający transmisję – niezależnie od tego, czy znajduje się w Stanach Zjednoczonych, czy w jakimkolwiek innym miejscu na świecie" - odpowiedział.

"Jako prowadzący nie mogę ignorować momentu, w którym się znajdujemy, ale jednocześnie muszę umiejętnie znaleźć równowagę i pamiętać o tym, że jesteśmy tu po to, żeby celebrować kino. Moje zadanie to wydobyć z tej uroczystości pozytywną energię. Chcę także zwrócić uwagę nie tylko na największe gwiazdy, ale na wszystkich ludzi, których zwykle się nie widzi – rzemieślników, twórców, osoby, które przez lata ciężko pracowały nad tymi filmami, ale nie błyszczą na ściankach. Chcę, abyśmy odnieśli się do tego konkretnego momentu historii, w którym żyjemy, ale zrobię to z humorem. Jednocześnie nie pozwolę, aby cały wieczór skupił się wyłącznie na tym, ponieważ odebrałoby to należne uznanie dla ogromu pracy, jaką włożono w powstawanie nominowanych filmów. Znalezienie tej równowagi będzie trudne, ale jestem zdeterminowany, żeby ją znaleźć" - dodał.

Bądź z nami! Interia będzie relacjonować galę z centrum wydarzeń

To, co dzieje się na samej gali, to jedno. Drugie to, co dzieje się w pokoju prasowym, do którego ze swoimi Oscarami schodzą laureaci i rozmawiają z prasą. Dziennikarze mogą zadać swoje pytania, a odpowiedzi są nierzadko inne od tego, co filmowcy mówią w wywiadach na co dzień. Świeżo upieczeni laureaci są bowiem w dużych emocjach, mniej się kontrolują, pozwalają sobie na szczerość, a nie na zawoalowane słowa. Interia będzie w tym roku w pokoju prasowym, więc nasi czytelnicy dowiedzą się o wszystkim na bieżąco. Będziemy relacjonować te spotkania przez całą noc.

Z konferencji prasowej wiemy też, że producenci Oscarów - Raj Kapoor, Katy Mullan i Rob Paine oraz scenarzysta gali Mike Sweeney planują oddać hołd osobom, które ucierpiały wskutek pożarów w Kalifornii w styczniu tego roku. To temat w Kalifornii wciąż bardzo żywy. Dopiero w ubiegłym tygodniu ogień dogasił deszcz. I choć deszcz kojarzy się Kalifornijczykom z problemami - pada tutaj tylko kilka dni w roku, więc nieprzyzwyczajeni do mokrych dróg kierowcy mają problem z płynną jazdą (w deszczowym czasie wzrasta liczba wypadków) - to tym razem celebrowano opady w całym stanie. Teraz trwa podliczanie zniszczeń i reorganizacja ruchu w parkach narodowych. Wiele szlaków, które do tej pory przyciągały amatorów natury, dzisiaj prowadzi przez zgliszcza. 

Mieszkańcy Los Angeles mają jeden problem

Z czym jeszcze angelinos mierzą się w czasie Oscarów? Ze wzmożoną aktywnością turystów, którzy spacerują po Alei Gwizd w pobliżu Dolby Theatre. Wabikiem na turystów jest możliwość zrobienia sobie zdjęcia na czerwonym dywanie, po którym lada moment przejdą największe znakomitości świata kina (rozwijanie czerwonego dywanu to tutaj osobna ceremonia, która odbywa się w środę). Na turystów polują też przebrani za gwiazdy popkultury ludzie (w tym roku dominują Spider-Mani), którzy pobierają opłatę za sfotografowanie się z nimi, inni oferują możliwość zrobienia sobie fotki z gwiazdą na Alei Gwiazd z własnym nazwiskiem.

Angelinos mają z turystami ten problem, że w Kalifornii żyje się szybko, a turyści lubią się po mieście poruszać nieśpiesznie. A tutaj nikt nie ma na to czasu. Miasto jest tak rozległe, że spotkanie oddalone o godzinę drogi to dla mieszkańców blisko. Oczywiście, o ile ma się samochód. Komunikacją miejską czas dotarcia wydłuża się dwukrotnie. Skoro już o transporcie mowa warto wspomnieć, że nominowani do Oscara muszą podjechać na ceremonię eleganckim autem. Nie można po prostu przyjść. Jest kilka firm, które takie samochody oferują. Więc nawet ci, którzy mają hotel tuż obok Dolby Theatre, muszą wsiąść w limuzynę. I jechać nierzadko kilka razu dłużej niż szliby piechotą.

Artur Zaborski, Hollywood

ZOBACZ TEŻ: 

Dla kogo Oscary 2025? Zagłosuj w naszej ankiecie!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Oscary | Oscary 2025
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy