Przed laty o żałobie w słynnym filmie "33 sceny z życia" opowiedziała Małgorzata Szumowska. Dziś w zbliżony sposób o tych trudnych chwilach opowiada islandzki reżyser i scenarzysta Rúnar Rúnarsson. "Jutro o świcie" wzrusza i koi, ale nie razi ckliwością i patetycznością. Jest blisko życia...
Nieodłącznym elementem życia jest śmierć, to koło zawsze budzić będzie sprzeciw. Gdy przerwane jest przedwcześnie, zwłaszcza nagle, tym gwałtowniejszy rodzi bunt. Una, studentka sztuki, czeka na przyszłość ze swoim ukochanym Diddim. Ukrywali przed znajomymi swój romans - on, Diddi, musi zakończyć wcześniejszy związek. I nie jest tym typem faceta, który gra na kilka frontów, wymiguje się, kręci, unika odpowiedzialności, wybierając ghosting i blokadę komunikacyjną w myśl zasady - samo się rozwiąże. Nie, Klara ewidentnie była mu bliska - byli kiedyś parą idealną. Chce z nią porozmawiać osobiście. Wszystko wyjaśnić. I być z Uną. Wreszcie przyszedł ten dzień. Po spacerze w promieniach zachodzącego słońca, po wspólnej, pełnej marzeń i nadziei nocy, kochankowie rozstają się - tylko na chwilę, żeby uporządkować sprawy. Nigdy więcej już się nie zobaczą...
Światła w tunelu migają powoli, widz zastanawia się nawet,. jak długo może trwać to ujęcie. Czyżby to był kolejny arthouse’owy film, w którym dzieje się nic, twórca za wiele nie ma do powiedzenia, więc kamera koncentruje się na konarach drzew i błękicie nieba? Ewentualnie światłach w tunelu. Nie. To "za długie" ujęcie kończy się blaskiem eksplozji. Innego końca świata dla Uny, Klary i ich rodzin nie będzie. Tylko Una nie może przyznać się przed przyjaciółmi, że jej żałoba ma więcej niż przyjacielski charakter. Klara jest nieświadoma, że Diddi jechał do niej, żeby zamknąć ich relację. Obie są w potrzasku straty i niedopowiedzenia.
Zobacz zwiastun filmu "Jutro o świcie"
Rúnar Rúnarsson - tak, jak przed laty Małgorzata Szumowska w "33 scenach z życia" - unika w swojej historii taniego szantażu emocjonalnego, tego naturalnego skądinąd połączania łez i śmierci. Pomiędzy nie wkrada się przecież zawsze życie, plątanina, w której był zmarły i w której pozostali jego bliscy. Tych nici nie da się przeciąć ot tak i popaść tylko w czarną rozpacz, chociaż w dniach straty ta przestrzeń wydaje się jedynym miejscem, gdzie pozostawiony może czuć się "bezpiecznie". Ale są błahostki. Pajęczyna życia. Organizm domaga się jedzenia - gardło nic przełknąć nie chce, ale żołądek wie lepiej. Ktoś rzuci poruszające wspomnienie, a ktoś zrobi coś naprawdę głupiego. Są formalności. Są rytuały. Kieliszek wódki za tych, których już nie ma. Wspólny taniec do kawałka, który wszyscy kochali.
Diddi jest słońcem, które gaśnie - rozpromieniał życie dwóch dziewczyn, jedną z nich wybrał, z żadną nie zdążył się pożegnać. Wszystko za wcześnie. I pewnie brzmi to ckliwie, to jednak "Jutro o świcie" ckliwości się wymyka. Rúnarsson opowiada o najtrudniejszych emocjach w niezwykle szczery, prosty i naturalny sposób. Chyba z mniejszą dozą dystansu, czy cynizmu niż Małgorzata Szumowska, choć odbiór tych emocjonalnych wibracji jest już kwestią bardzo indywidualnej wrażliwości. Film delikatnie "płynie", utula widzów i bohaterki, nawet jeżeli przed tymi ostatnimi okres żałoby tak naprawdę dopiero się otwiera, gdyż akcja koncentruje się na jednym dniu. Pierwszym dniu "bez".
Film jest oszczędnie i czule opowiedziany i zagrany przez Elín Hall (Una) i Katlę Njálsdóttir (Klara). Wiernie jest też wobec historii sfotografowany - wiernie, tzn. bez fajerwerków, operatorskich popisów i "islandzkich pocztówek", ale też bez "planów Bergmana", analiz "zrozpaczonej twarzy", "grymasów zmarszczek" (zdjęcia: Sophia Olsson). Mówi o bólu, ale też o islandzkiej codzienności, rzadko goszczącej na ekranie. W tle głównej historii to też portret studenckiej młodzieży ze szkoły artystycznej i życia Reykjaviku, relacji rodzic-dziecko (wątek pojawia się na kilka minut, ale wiele wnosi do obrazu Uny i jej życia). Być może jednym z ujęć, które najdłużej pozostaną po seansie jest performance Uny pod słynnym kościołem Hallgrímskirkja zaprojektowanym przez Guðjóna Samúelssona.
Na pewno kojarzycie ten gmach, nawet nie znając Islandii. Strzelista, kamienna wieża liczy ponad 74 metry. Jakby ktoś wyrwał bryłę ze świata Tolkiena, spod stóp Gandalfa i Sarumana, i połączył z bardziej klasyczną, "ludzką" architekturą, surowym protestanckim stylem. Najbardziej wyróżniają ją ramiona - ułożone niczym harmonia, choć przypominające również organy. Dziewczyna wpada na banalny pomysł - nauki latania na placu pod katedrą. Wystarczy wzrok skierować na jedno z górnych okien wieży, a potem... Może nie zdradzę, niech to ujęcie odkryje każdy kinoman dla siebie. Tak jak i każdy sam dla siebie musi znaleźć ścieżkę wśród żałoby. "Jutro o świcie" przypomina, że nie jesteśmy w płaczu sami. Cichy, skromny, przejmujący film, który nie bez powodu jeździ po festiwalach na całym świecie i zdobywa kolejne nagrody.
7/10
"Jutro o świcie" (Ljósbrot), reż. Rúnar Rúnarsso, Islandia, Holandia, Chorwacja 2024, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 28 lutego 2025 roku.