Tajemnica pewnej nastoletniej zbrodni. Nic nie będzie dobrze

Kadr z filmu "Wszystko w porządku" /Stowarzyszenie Nowe Horyzonty /materiały prasowe

Minimalistyczny dramat psychologiczno-kryminalny, w którym ojciec i syn stają przed pytaniami godnymi Dostojewskiego i "Zbrodni i kary".

Nie minął jeszcze rok od premiery "Dojrzewania". Pamiętacie? Brytyjski miniserial, który niczym w "Rashomonie", z kilku perspektyw ukazuje aresztowanie chłopca winnego zamordowania koleżanki. Po premierze przez Wyspy (i nie tylko) przetoczyła się fala dyskusji o przestępczości i jej przyczynach wśród nieletnich. W nadchodzącym roku minie dziesięć lat od premiery "Placu zabaw" Bartosza M. Kowalskiego, inspirowanego prawdziwą zbrodnią, do której doszło w Wielkiej Brytanii, tyle że przeniesioną na grunt Polski. Po pokazach festiwalowych film budził nie tyle zażarte dyskusje, co niemal awantury między widzami. Czy takie sceny i tematy w ogóle powinny na ekranie gościć. Jak je poruszać? Czy nie są przekroczone pewne granice?

Reklama

O tym samym zdarzeniu opowiadał short "Detainment" Vincenta Lambego ("Zatrzymanie", prezentowany w Polsce na Krakowskim Festiwalu Filmowym) - złapał za gardło publiczność, krytyków, i filmowców, odwiedził kilkadziesiąt festiwali, zdobył ponad 20 nagród i nominację do Oscara. Polska reżyserka Anna Wowra w Czechach nakręciła shorta o dziewczynach znęcających się nad koleżanką - "Na zawsze razem" (prezentowany na festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie). Ta lista jest jeszcze dłuższa, a teraz doszedł do niej kolejny tytuł. Czy czeka nas jeszcze jedna dyskusja? Na ile "Wszystko w porządku" wpisuje się w ten nurt opowieści o "dzieciach mordujących dzieci", a na ile w pytania związane z wychowaniem, z dojrzewaniem i dorastaniem?

"Wszystko w porządku": wina syna, spojrzenie ojca

Ojciec idzie zawołać dzieci do domu. Jest ciemno, ale w cieniach spostrzega zatrważającą sytuację. I widzi tam też swojego syna. Czas staje w miejscu i gna jednocześnie do przodu nieubłaganie w tempie przyśpieszonym. Co się tu właściwie stało? Na dnie basenu bez wody leży nieruchomo dziewczynka... Jak chronić syna? Jak mu wybaczyć? Co robić?

"Wszystko w porządku", debiut węgierskiego reżysera Bálinta Dániela Sósa, był jednym z wydarzeń festiwalu w Berlinie i sensacją sekcji Perspectives. Chyba tak Amerykanie mogą wyobrażać sobie artystyczne kino europejskie. Odważny kadr (bowiem czarno-biały, a w kinie to dziś często oznaka artystycznej odwagi, albo nawet i brawury) i ciężkie tematy, zahaczające o moralność i sumienie.

Zbrodnia, o ile w ogóle można w takich kategoriach ją opisywać: nie jest aż tak jednoznaczna, jak w przypadku wspomnianych wcześniej filmów. Ofiara żyje, choć jej stan jest ciężki i od śmierci dzieli ją cienka linia. Twórcę interesuje jednak najbardziej to, co dzieje się z potencjalnym sprawcą, a także z jego rodzicem: owdowiałym ojcem, który stara się zbudować nowy związek. Sprawę komplikuje fakt, że poszkodowana nastolatka jest córką kobiety, którą wybrał za nową partnerkę po śmierci żony (tak, dużo tych ciężkich tematów dookoła głównej dla filmu sytuacji tu jest). Teraz musi wybierać pomiędzy przyszłością syna, swoją i związku.

"Wszystko w porządku": kino moralne

Sándor nie wie do końca, co widział, aczkolwiek ma dość silne w tym względzie przekonanie. Wie też, że jego 12-letni syn Dénes ma duże problemy z panowaniem nad emocjami. Gdy chłopak wpadnie w złość, nie mówiąc o wściekłości, traci mózg, górę biorą zachowania atawistyczne, hormony. Chodzi na zajęcia sportowe, gdzie ma te napięcia rozładować, gdzie ma nauczyć się, co z nimi robić (szkoda, że nie na terapię, efekt pewnie byłby lepszy, ale nie byłoby filmu). Sándor nie chce jednak, by chłopak wylądował w poprawczaku. Sam Dénes też wpada w pułapkę. Kłamstwa wypowiadane w imię ochrony przyszłości coraz mocniej zaciskają pętlę na szyjach obu bohaterów. I na tym poziomie "Wszystko w porządku" odchodzi nieco od tytułów, które wymieniłam. Wpada za to na ścieżki kina moralnych dylematów, w kryminał wkrada się filozofia.

Dzieło Węgra można swobodnie postawić w jednym szeregu obok tak głośnych europejskich tytułów ostatnich lat, co "Pokój nauczycielski" Ilkera Çataka, w którym pedagożka stara się wyjaśnić sprawę kradzieży, nawet jeżeli ten proces niszczy wszystko dookoła niej i nią samą, "Biała wstążka" Michaela Hanekego o mechanizmach totalitarnych rodzących się w bardzo młodym wieku, czy "Słudzy" Ivana Ostrochovský’ego. Z tym ostatnim dramatem, osadzonym za murami seminarium łączy "Wszystko w porządku" wyjątkowo sporo. Obie opowieści przedstawione są przy wykorzystaniu minimalistycznych środków. Są niemal ascetyczne. Im mniej jest jednak na ekranie rozpraszaczy - np. w postaci koloru, rozbudowanych scenografii, tym fabuła staje się gęstsza i coraz bardziej dusząca.

Sós nic a nic nie ułatwia widzowi zadania. To jest naprawdę mroczny i ciemny film, w którym czasami nie wiadomo na co się patrzy, zdjęcia Kristófa Deáka są tak ciemne. Surowy jest też świat, który fotografuje: brutalistyczny niemal labirynt, pełen prostokątnych brył, rzucających dodatkowe cienie, skrywających problem jeszcze głębiej. To też sposób na zbliżenie się do dylematów Sándora. I samego Dénesa, obciążonego nie tylko wypadkiem, zbrodnią, ale i decyzjami ojca.

Po seansie zostaje jego spojrzenie, lodowata twarz młodego aktora dziecięcego. Ágoston Sáfrány chwilami przypomina Ezrę Millera z innej opowieści o nastoletniej zbrodni: "Musimy porozmawiać o Kevinie" Lynne Ramsay (tam też dużo uwagi skupione było na relacji nastoletniego zbrodniarza z matką). To ta energia! A może nie. Może to jej wspomnienie sprawia, że "Wszystko będzie dobrze" ogląda się z jeszcze większą pokorą przeplataną z lękiem. Jedno jest pewne: każde kłamstwo wyniszcza. I na pewno nic nie będzie dobrze. Nie może.

6/10

"Wszystko w porządku" (Minden rendben), reż. Balint Dániel Sós, Węgry 2025, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 12 lutego 2025 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL