Reklama

Cannes: Niespodziewany werdykt, faworyci wyjeżdżają z pustymi rękami

Zaskoczenie - tak najprościej można podsumować werdykt jury 69. festiwalu filmowego w Cannes pod przewodnictwem Geaorge’a Millera. Zwycięstwa Kena Loacha mało kto się spodziewał. O tym, że Jim Jarmusch wyjedzie z Cannes bez żadnej nagrody, nikt nawet nie pomyślał.

Dwa lata temu Ken Loach zapowiadał koniec kariery. Wtedy miał na koncie jedną Złotą Palmę za film "Wiatr buszujący w jęczmieniu", którą otrzymał równo dekadę temu. Słowa jednak nie dotrzymał i dziś statuetki ma na koncie dwie. Wcześniej taka sztuka udała się jedynie sześciu reżyserom, m.in. Francisowi Fordowi Coppoli, Emirowi Kusturicy czy braciom Dardenne. Zwycięstwa 79-letniego reżysera mało kto się spodziewał. Krytycy w recenzjach "I, Daniel Blake" byli dalecy od zachwytu, choć zgodnie powtarzano, że to najlepszy film Brytyjczyka, który w ostatnim czasie ("Whisky dla aniołów", "Klub Jimmy’ego") nie podpisywał obrazów godnych zapamiętania.

Reklama

Odbierając nagrodę, Loach znów zwrócił uwagę, że dziwnie czuje się na imprezie, gdzie rządzi szyk i glamour. Jego film opowiada przecież o zupełnie innym świecie biednych i poniżanych przez system ludzi. Reżyser podkreślił, że Cannes jest jednak wciąż ważne dla przyszłości kina, a słuchających go ludzi poprosił, by pozostali silni.

Wśród faworytów do Złotej Palmy wymieniano "Patersona" Jima Jarmuscha, "Toniego Erdmanna" Maren Ade i "Aquariusa" Klebera Mendonçy Filho. Wszystkie wyjechały z Cannes bez nagród, bo jak podkreślał przewodniczący jury, George Miller na konferencji prasowej, jurorzy nie zamierzali ulegać sympatiom krytyków.

Szukali zwycięzców według własnego klucza i wrażliwości. Reżyser "Mad Max: Na drodze gniewu" podkreślił też, że nie czuł presji, by nagrodę przyznać kobiecie. Do tej pory w historii canneńskiej imprezy taka sytuacja zdarzyła się tylko raz, kiedy statuetkę odbierała Jane Campion za "Fortepian" w 1993 roku.

Nie nagrodzono także Sonii Bragi, polskim widzom znanej z "Pocałunku kobiety pająka" Hectora Babency, która po premierowym pokazie "Aquariusa" dostała piętnastominutową owację na stojąco. Obraz Klebera Mendonçy Filho w całości spoczywa na jej barkach, aktorka wciela się w postać dojrzałej kobiety, która, choć oczekuje się od niej posłuszności i usunięcia się w cień, nie rezygnuje ze swoich dążeń, przekonań, życia seksualnego ani rozrywek. To przepiękny portret, który musiał ustąpić wyższości kreacji Jaclyn Jose w filipińskiej "Ma’Rosy" Brillante Mendozy. To właśnie jej tytułową rolę wplątanej w handel narkotykami matki rodziny z przedmieść Manili jurorzy uznali za najlepszą kreację na tej edycji. Jak powiedział Mads Mikkelsen, Jose jest mistrzynią w swoim fachu.

Drugą nagrodzoną kobietą była Andrea Arnold, której przyznano nagrodę jury. Kino drogi z Shią LaBeoufem w roli głównej nie dostało aplauzu krytyków. Mimo to, jurorzy dostrzegli jego wartość. Film Arnold wypełnia muzyka i taniec bohaterów. Reżyserka przyznała ze sceny, że sama uwielbia tańczyć, kiedy jest szczęśliwa. Wczorajszą noc spędziła zapewne na parkiecie.

Niekwestionowanymi zwycięzcami 69. edycji festiwalu są więc Brytyjczycy, choć spodziewano się, że to raczej Rumuni podzielą między sobą nagrody. Oni także mieli dwa filmy w konkursie. Tymczasem Cristian Mungiu dostał nagrodę za reżyserię filmu "Graduation", którą musiał podzielić się z Olivierem Assayasem, nagrodzonym ex aequo za film "Personel Shopper". To oczywiście kolejne zaskoczenie, bo horror z Kristen Stewart w roli głównej został przez widzów wygwizdany i uzyskał jedne z najmniej przychylnych recenzji (gorzej wypadł tylko nowy obraz Seana Penna, który, na szczęście, wyjeżdża z Lazurowego Wybrzeża bez nagród).

Dwie nagrody jadą także do Iranu, dzięki najnowszemu filmowi mistrza kina Asghara Farhadiego. Jego świetnie przyjęty "The Salesman" dostał istotną nagrodę za scenariusz. Wyróżniono także aktora Shahaba Hosseiniego, z którym reżyser współpracował już przy "Rozstaniu" i "Co wiesz o Elly". Ta decyzja akurat nie zaskoczyła.

W przeciwieństwie do decyzji o przyznaniu Grand Prix Xavierowi Dolanowi za jego "It’s Only the End of the World". Film kanadyjskiego złotego dziecka został zmiażdżony w oficjalnej gazecie festiwalowej, choć na świecie, m.in. w Polsce, recenzje zebrał raczej przychylne. Doceniano świadomość w posługiwanie się gramatyką filmową i świetne role Vincenta Cassela, Marion Cotillard, Gasparda Ulliela i Léi Seydoux. László Nemes, jeden z członków jury, powiedział, że był to najbardziej poruszający obraz spośród tych, które zobaczył w Cannes. Odbierając nagrodę Dolan nie krył łez wzruszenia. Dziękując jury za wrażliwość na emocje, które pojawiają się w filmie, przypomniał obecnym na ceremonii, że muszą pozostać sobą niezależnie od tego, co sądzą o nich inni ludzie.

Jury, w którego składzie znaleźli się: George Miller, Arnaud Desplechin, Kirsten Dunst, Valeria Golino, Mads Mikkelsen, László Nemes, Vanessa Paradis, Katayoon Shahabi i Donald Sutherland, było jednym z najdłużej obradujących składów sędziowskich w historii festiwalu. Jak widać, w tym roku w Cannes było o czym rozmawiać.

Artur Zaborski, Cannes

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cannes 2016
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy