Ciało Kate Winslet
"Lektor" Stephena Daldry'ego, pomimo wybitnie niefestiwalowego profilu i honorowego miejsca poza konkursem, to pierwszy ważny film tegorocznego Berlinale. Z absolutnie wspaniałą rolą Kate Winslet.
"Berlin, Germany" - taką informacją rozpoczyna się film Daldry'ego. Obecność "Lektora" w oficjalnym programie Berlinale ładnych kilka tygodni po amerykańskiej premierze mogła być pewnym zaskoczeniem. Jeśli jednak uwzględnić kontekst - fakt, że "Lektor" jest ekranizacją kontrowersyjnej książki niemieckiego pisarza Bernharda Schlinka oraz to, że tematyka filmu porusza wciąż bolesną dla Niemców sprawę współwiny za nazistowskie zbrodnie - nie można było sobie wyobrazić lepszego początku festiwalu. Z jednej strony - wysoki poziom artystyczny, z drugiej - gwiazdy światowego formatu: w "Lektorze", obok Kate Winslet, grają także: Ralph Fiennes, Lena Olin i Bruno Ganz; w końcu - lokalna tematyka.
Kto zna wcześniejsze filmy Daldry'ego
- "Billy'ego Elliotta" a szczególnie "Godziny" - nie będzie specjalnie zaskoczony. Ten posiadający duże teatralne doświadczenie twórca umiejętnie równoważy w swych filmach dramat i psychologię. Jego filmy są introwertyczne, tak jak introwertyczne są postaci, którymi się interesuje - Hanna Schmitz (Kate Winslet) - trzydziestoparoletnia kasjerka biletów w miejskim tramwaju, jest równie tajemnicza jak Virginia Woolf (Nicole Kidman) z "Godzin".
Wszystko zaczyna się od przypadkowego spotkania Hanny z 15-letnim chłopcem Michaelem (niemiecki aktor Robert Kross przypomina trochę młodego Mirosława Bakę). Wystarczył drobiazg, mały gest, by oboje nawiązali milczący, ale gorący romans. Michael orientuje się, że Hanna jest analfabetką - każe swojemu kochankowi czytać fragmenty książek, które ten przynosi do niej w plecaku. Homer, Twain, Czechow, Pasternak, D.H.Lawrence? "To okropne. Powinieneś się wstydzić" - ostro reaguje na pieprzne ustępy "Kochanka Lady Chatterley". "Czytaj dalej" - nakazuje jednak po chwili. Jest w tej erotycznej zażyłości doświadczonej kobiety z młodym uczniakiem pewna skaza. Apodyktyczność Hanny. Jej pełna napięcia twarz. Niepokojąca, nerwowa podejrzliwość. Michael dopiero po kilku latach, studiując prawo i będąc świadkiem procesu sześciu kobiet, oskarżonych o zabójstwo więźniów obozu w Auschwitz, pozna prawdę. Rozpozna wśród nich Hannę.
"Lektor" rozbity jest na dwie części.
W pierwszej przyglądamy się rozkwitającemu związkowi Hanny i Michaela - jest w tych swobodnie erotycznych ujęciach atmosfera, którą udało się stworzyć w "Marzycielach" Bernardo Bertolucciemu. Druga część filmu, trudniejsza, bardziej skomplikowana, śledzi przebieg procesu Hanny Schmitz oraz rejestruje jej pobyt w więzieniu. W drugiej partii filmu dojrzałego Michaela gra już Ralph Fiennes.
Kate Winslet jest w "Lektorze" niesłychanie pospolita. Gra prostą niemiecką pracownicę, która przed wojną zatrudniona była w Siemensie, teraz próbuje ukryć haniebną obozową przeszłość za posadą kasjerki biletów. Pospolita jest jej sprana, żółtawa bielizna. Pospolite są jej spierzchłe dłonie i usta. Pospolita jest jej zgrzebna fryzura. Pospolite jest jej ciało - przeróżowione od erotycznej ekscytacji. To jednak nie zasługa Daldry'ego, a operatora Rogera Deakinsa. Tego samego, który w "Drodze do szczęścia" Sama Mendesa efektownie oświetlał ją szykownym retro światłem amerykańskiej prowincji. Tutaj ciało Kate Winslet jest namacalnie dosłowne (Daldry zadbał nawet, by miała nieogolone pachy) - choćby za to należy się Deakinsowi tegoroczny Oscar (za "Lektora" otrzymał już ósmą nominację do nagrody Akademii, ale statuetki jeszcze nie dostał).
"Lektor" zawodzi jednak jako próba moralnej oceny nazistowskiej przeszłości Niemców. W filmie roztrząsana jest ona na seminarium, prowadzonym przez profesora Rohla (świetny Bruno Ganz), na które uczęszcza Michael. Grupa jego studentów uczestniczy w procesie sześciu strażniczek Auschwitz. Jednak ani kara dożywotniego więzienia dla Hanny, ani potępienie jej przez Michalea nie daje przekonywującej odpowiedzi na postawione w książce/scenariuszu (David Hare) pytania. Pobyt w więzieniu jest jednak dla Hanny i Michaela sprawdzianem ich miłości. Michael wysyła jej nagrania czytanych przez siebie książek, Hanna uczy się czytać, powoli zaczyna pisać do Michalea listy, na które nigdy nie otrzymuje odpowiedzi. Tylko nowe kasety z kolejnymi "audiobookami". W tej pojemnej komunikacyjnej metaforze zawiera się być może największy dramat głównej bohaterki "Lektora".
Piątek przyniósł także pierwsze projekcje konkursowe.
Na pierwszy ogień poszedł ulubieniec
Berlinale - Francois Ozon. Czasy, kiedy francuski reżyser kręcił śmieszne lub ważne filmy niestety dawno minęły. "Ricky" - bo taki tytuł nosi jego najnowsze dzieło - jest filmem kuriozalnym. Mieszanką kina familijnego i rodzajem fantasy. Połączeniem zmutowanej wyobraźni Davida Cronenberga ze słodkim światem Walta Disneya. Jakby tego było mało, Ozon dorzuca, że opowiadanie, które było podstawą jego filmu ("Moth" Rose Tremain), przypominało mu nastrojem... "Rosettę" braci Dardenne.
Ale po kolei. "Kiedy Katie (Alexandra Lamy), przeciętna kobieta, spotyka Paco (Sergi Lopez), przeciętnego mężczyznę, staje się coś magicznego - zakochują się w sobie. Z ich miłości rodzi się niezwykłe dziecko - Ricky" - takim hasłem reklamuje Ozon swój film. Nacisk na "przeciętność" to właśnie ci "bracia Dardenne" - bohaterami "Ricky'ego" są bowiem najzwyczajniejsi ludzie, pracujący w fabryce, borykający się z problemami finansowymi. Coś, co rozpoczyna się jak kolejny film Kena Loacha, nagle przeradza się jednak w twórczość Andrzeja Maleszki, okraszoną szczyptą Cronenberga - niezwykłość Ricky'ego polega bowiem na tym, że rosną mu... skrzydła. Ukrywane przez matkę przed światem dziecko, nagle - podczas wizyty w supermarkecie - hmmm, rozwija skrzydła i niczym ćma wzbija się pod oświetlony dach sklepu.
Ogląda się to wszystko z rosnącym niedowierzaniem
i niepewnym rozbawieniem. Na szczęście udaje się Ozonowi rzecz ważna - w całej tej podszytej ironią maskaradzie na plan pierwszy wysuwa się córka Katie - Lisa (Melusine Mayance). Jest ona tu trochę dodatkiem do zwyczajnej pary i ich niezwykłego dziecka, ale wydaje się, że jej mądry smutek (brak miłości matki, brak ojca) ratuje swawolną beztroskę "Ricky'ego". To waśnie ujęcie jej twarzy kończy w ładny sposób ten nieudany film.
Dziś w ramach konkursu Berlinale zaprezentowane zostaną kolejne filmy: irański "About Elly" Asghara Farhadiego, "Storm" Hansa-Christiana Schmida oraz "In the Electric Mist" Bertranda Taverniera.
Tomasz Bielenia, Berlin