Reklama

"Euforia": Uzależnienie od narkotyków jest takie samo niezależnie od wieku

Drugi sezon „Euforii” to jedna z bardziej oczekiwanych serialowych kontynuacji tego roku. Premiera pierwszej serii wywołała burzę. Niektórzy widzowie nie kryli zniesmaczenia śmiałymi scenami seksu czy szprycowania się narkotykami. Pojawiały się nawet oskarżenia, że to nie realistyczny portret generacji Zet, tylko roszczące sobie pretensje artystyczne soft porno. Z gwiazdami drugiego sezonu "Euforii" rozmawia Artur Zaborski.

Najbardziej jednak bulwersowało co innego - to, że reżyser Sam Levinson nie zamierzał oceniać swoich bohaterów - uzależnionej od narkotyków Rue (Zendaya wyróżniona za tę rolę nagrodą Emmy), uprawiającej szybki seks ze starszymi mężczyznami poznanymi na aplikacji randkowej Jules (Hunter Schafer) czy ukrywającego swój homoseksualizm pod zasłoną przemocy Nate'a (Jacob Elordi). Każda z postaci dostała od twórcy prawo do popełniania błędów bez potępienia za nie. Takie pokazanie nastolatków wielu rodziców przeraziło - niektórzy zadawali sobie pytanie, czy rzeczywiście codzienność ich dojrzewających dzieci jest aż tak okrutna i niebezpieczna?

Reklama

Ale spokojnie - twórcom "Euforii" zależało na czymś znacznie więcej, niż realistyczne odmalowanie patologii, na które narażona jest dzisiejsza młodzież. W serialu liczą się przede wszystkim relacje między bohaterami, które są pogłębione i przejmujące. To właśnie za wiarygodne psychologicznie zobrazowanie, czym jest miłość do osoby uzależnionej, a także czym jest miłość do substancji odurzającej, serial docenili krytycy po obu stronach oceanu.

W nowym sezonie 17-letnia Rue zwraca się w pewnym momencie bezpośrednio do nas, informując, że choć czuła dużą presję, bo tylu widzów kibicowało jej, by wyszła z nałogu, nie udało jej się to. "Ale prawda jest taka, że nigdy nie zamierzałam tego robić" - dodaje przewrotnie. I zaprasza nas do eksplorowania świata młodych ludzi i ich problemów. Towarzyszą jej dobrze znani bohaterowie - jak zakochana w niej Jules, w którą wciela się Hunter Schafer - a także zupełnie nowe postaci, jak Elliot, jej bliski przyjaciel z dzieciństwa, w którego przekonująco wciela się raper z Florydy Dominic Fike. "Euforię" można już oglądać w HBO i HBO GO.

O serialu i jego fenomenie udało nam się porozmawiać z Hunter Schafer i Dominikiem Flikiem podczas wywiadu na Zoomie.

Artur Zaborski: Hunter, "Euforia" zmieniła twoje życie. Pierwszy sezon okazał się wielkim sukcesem, ale nie mogliście od razu przystąpić do realizacji drugiego sezonu, bo wybuchła pandemia i zamknięto plany filmowe. Drugi sezon trafia do widzów ponad rok później, niż planowaliście. Trudno było wam wejść w tę relacje i energie, jakie mieliście na planie pierwszego sezonu?

Hunter Schafer: Przerwa była rzeczywiście długa, ale ja miałam to szczęście, że nie straciłam łączności z serialem. W czasie pandemii nakręciliśmy dwa odcinki specjalne serialu, który był takim łącznikiem pomiędzy pierwszym i drugim sezonem. Praca przy tych dwóch epizodach była jak rozgrzewka przed ważnym meczem. Czułem się, jakbyśmy przygotowywali szkic bardzo ważnego obrazu. Robiliśmy istotne odcinki, ale wchodząc na plan, nie odczuwaliśmy takiego ciśnienia, jak gdy kręcimy cały sezon. Jeśli przykładam się do czegoś, na czym mi zależy, to chcę robić jak najwięcej treningów. Dzięki specjalnym odcinkom nie wyszliśmy z wprawy. Używając terminologii sportowej: nie zastaliśmy się, bo regularnie się rozciągaliśmy.

Dominic, ciebie oglądamy w "Euforii" po raz pierwszy. Byłeś fanem serialu, zanim trafiłeś na plan?

Dominic Fike: Szczerze mówiąc, nie oglądałem pierwszego sezonu, zanim nie pojawiła się propozycja, żebym stał się częścią obsady.

Jak to? Przecież to głośny serial wśród ludzi z twojego pokolenia. Nie wierzę, że tak po prostu mógł cię ominąć.

Dominic Fike: Słyszałem o nim bardzo dużo, ale nie chciałem go oglądać, bo "Euforia" dotyka tematów, które - niestety - są mi bliskie. W mojej rodziny były przypadki uzależnienia od narkotyków, dlatego nie chciałem oglądać serialu, który bezpośrednio pokazuje na ekranie, z czym ono się wiąże.

Zobacz też: "Euforia" wraca na ekrany. Co w drugim sezonie serialu?

Wejście w ten temat musiało być dla ciebie trudne.

Dominic Fike: Spodziewałem się, że tak właśnie będzie, a tymczasem okazało się, że zdobyłem fantastyczne doświadczenie. Nie pamiętam nawet dokładnie, jak to się stało, że dołączyłem do obsady. Kojarzę tylko sytuację, kiedy odezwała się do mnie osoba odpowiedzialna za casting i wysłała mi fragment scenariusza z kwestiami mojego bohatera. To nawet nie był scenariusz odcinka, tylko krótki wycinek mający dać szansę zaprezentować mojego bohatera - wtedy nawet nie wiedziałem, czy on jest dilerem narkotykowym, czy jakąś gwiazdą porno. Mój kumpel, z którym mieszkałem, siedział ze mną w salonie. Wziął tekst i zaczął go prześmiewczo czytać. Słuchając go, zastanawiałem się tylko, w co ja się pakuję. Jednak kiedy pojechałem na przesłuchanie, wszedłem w tę rolę. Potem poznałem twórców i aktorów. Reszta jest już historią.

Hunter, z tego co wiem, twoja bohaterka Jules też ma wiele problemów, z którymi ty mierzyłaś się w prywatnym życiu.

Hunter Schafer: Najbardziej lubię w "Euforii" to, jak dużo mówi się w niej na temat tożsamości. Serial porusza tematy, które na co dzień pozostają niesłyszalne. Najczęściej o tożsamości płciowej mówimy w kontekście tego, co widać. I jeśli już się o tym mówi, to z perspektywy politycznej. W naszym serialu zamiast politycznej perspektywy, wykorzystujemy artystyczną. Dzięki temu może się do niej odnieść znacznie więcej widzów. Takie pokazanie tożsamości człowieka może też na więcej osób wpłynąć i uświadomić im, jak bardzo płynne są nasze tożsamości, zwłaszcza te genderowe, związane z płcią i z seksualności.

Ta kwestia jest interesująca zwłaszcza pod kątem tego, jak zmienia się Jules na przestrzeni kolejnych sezonów.

Hunter Schafer: Twórcy bardzo świadomie posługują się estetyką jej wizerunku. W pierwszej serii ona była pokazana jak lalka. Przypominała bohaterkę anime, która ubiera się w kolory słodkości. Ale już pod koniec sezonu ta estetyka zaczynała się zmieniać, stawała się coraz bardziej mroczna. Przeprowadziłam wiele rozmów z twórcami, z którymi zastanawialiśmy się, jak na to, co wyraża sobą Jules, wpływają rzeczy, które dzieją się dookoła niej, zwłaszcza jej zmieniająca się relacja z graną przez Zandayę Rue. Bardzo interesujące wydaje mi się to, ile wysiłku Jules wkłada w to, jak na co dzień wygląda, co uświadomiło mi, jak jej emocje znajdują ujście w tym, co nosi i jak się maluje. Wszystko, co się dookoła niej dzieje, wpływa na to, jak my, widzowie, ją postrzegamy. W drugim sezonie ten wątek dalej się rozwija. Jej styl znów się zmienia i ewoluuje w nowym kierunku.

O "Euforii" mówi się, że to brutalny portret generacji Zet. Czujecie dużą odpowiedzialność przed kolegami z waszego pokolenia, kreując waszych bohaterów?

Dominic Fike: Ja czuję taką samą odpowiedzialność przed wszystkimi. Nie chodzi o to, żeby się komuś przypodobać, czy zaprezentować kogoś lepiej, niż wygląda w rzeczywistości. Ważne jest by pokazać bohatera, który przekona do siebie wszystkich, niezależnie od tego, z którego są pokolenia.

Hunter Schafer: Wydaje mi się, że chociaż "Euforia" pokazuje, jak wygląda życie naszej generacji, to jednak nie ogranicza się tylko do tego, żeby przybliżyć naszą codzienność. Serial pokazuje pewne problemy i kwestie - jak choćby uzależnienie od narkotyków - które nie zmieniają się, są uniwersalne, niezależnie od tego, w jakim pokoleniu przyszliśmy na świat. Wydaje mi się, że to duża siła "Euforii".

Na koniec powiedzcie, czy grając swoich bohaterów, zastanawiacie się czasami, co byście zrobili na miejscu ich rodziców?

Dominic Fike: O rany, ja prawdopodobnie chwyciłbym za pas i sprał tyłek mojemu bohaterowi! On jest tak bezczelny, że nie kryje się nawet z paleniem trawki, tylko robi to w swoim własnym pokoju, mając rodziców za ścianą. To naprawdę nie jest grzeczne zachowanie.

Hunter Schafer: Perspektywa bycia rodzicem takiego dziecka jak Jules, nie jest łatwa, bo rodzic chce pomóc swojemu dziecku, a czasami nie jest w stanie. I to nie jest kwestia tego, czy robi to dobrze, czy źle, po prostu czasami nie ma rozwiązania, a to musi być okrutnie przytłaczające. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co to znaczy być rodzicem. Jedyne, czym się w swoim życiu zajmowałam, to kaktus, który niestety nie wytrzymał mojej opieki i padł. Jestem więc ostatnią osobą, która powinna rościć sobie prawo do tego, by dawać komukolwiek rady w sprawie tego, jak radzić sobie z własnymi pociechami. To są za każdym razem indywidualne przypadki, każdy trzeba rozpatrywać osobno. Nie ma złotych rozwiązań.

Zobacz też:

"Wiedźmin: Rodowód krwi": Jaskier pojawi się w prequelu?

Apple TV+: Nowy zwiastun serialu z Umą Thurman

"The Mandalorian": Wstrzymano nagrania do 3. sezonu!

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy