W sobotę, 7 listopada 2020, mija dokładnie 40 lat od śmierci jednego z największych gwiazdorów Hollywood - Steve'a McQueena. "Ludzie chcą, żebym był w życiu taki jak na ekranie. Nie jestem w stanie temu sprostać. Bycie aktorem jest fajne, bycie gwiazdą filmową to wrzód na tyłku" - mówił z typowym dla siebie sarkazmem.
Steve McQueen: Król luzu 9
zobacz zdjęcia
Steve McQueen: Król luzu
W sobotę, 7 listopada 2020, mija dokładnie 40 lat od śmierci jednego z największych gwiazdorów Hollywood - Steve'a McQueena. "Ludzie chcą, żebym był w życiu taki jak na ekranie. Nie jestem w stanie temu sprostać. Bycie aktorem jest fajne, bycie gwiazdą filmową to wrzód na tyłku" - mówił z typowym dla siebie sarkazmem.
1 / 9
Nazywany był "Królem Luzu". Jego ekranowe wcielenia, realizujące kontrkulturowy postulat antybohatera, uczyniły go jedną z największych gwiazd Hollywood lat 60. i 70. XX wieku. Jego buntownicza natura doszła do głosu w w 1974 roku, w momencie, kiedy był już najlepiej opłacanym aktorem na świecie, postanowił na cztery lata rzucić aktorstwo.
Źródło: Getty Images
Autor: John Dominis/The LIFE Picture Collection
2 / 9
Pierwszym kinowym hitem Steve'a McQueena była rola w westernie Johna Sturgessa "Siedmiu wspaniałych". Mimo że reżyser chciał, by aktor zagrał w jego filmie (panowie znali się już z planu realizowanego rok wcześniej dramatu "Tak niewielu"), udział McQueena w produkcji uniemożliwiał jego kontrakt z telewizją CBS, gdzie aktor był gwiazdą serialu "Wanted Dead or Alive".
Aby wymusić na producentach serii zgodę na nieplanowany angaż, McQueen - prywatnie miłośnik wyścigów samochodowych - zaaranżował wypadek samochodowy. Jak twierdził, odniesiona w nim kontuzja uniemożliwiła mu pracę na planie serialu. Przerwę na rehabilitację McQueen wykorzystał na udział w filmie Sturgessa.
Mimo iż reżyser "Siedmiu wspaniałych" obiecał McQueenowi, że "odda mu kamerę", aktor był wyraźnie niepocieszony, że dostał tylko siedem linijek ekranowych kwestii. Samodzielnie dodał więc swojemu bohaterowi gesty (np. podrzucanie monety w trakcie przemowy innego aktora), które odwracały uwagę widzów od innych gwiazd produkcji. Rola w "Siedmiu wspaniałych" była początkiem jego hollywoodzkiej kariery.
Źródło: Getty Images
Autor: United Artists/Sunset Boulevard/Corbis
3 / 9
Trzy lata po sukcesie "Siedmiu wspaniałych" McQueen zagrał główną rolę w kolejnej produkcji Sturgessa "Wielka ucieczka". W opartej na faktach historii ucieczki grupy więźniów z najlepiej strzeżonego stalagu dla alianckich jeńców wojennych, McQueen był bohaterem spektakularnej kaskaderskiej sceny, w której jego bohater wykonuje niebezpieczny skok na motocyklu.
Względy bezpieczeństwa uniemożliwiły jednak McQueenowi udział w niebezpiecznym ujęciu. Gwiazdora zastąpił jego przyjaciel i miłośnik motoryzacji Bud Ekins, Kiedy w programie "The Tonight Show" Johnny Carson gratulował McQueenowi kaskaderskiego wyczynu, aktor przyznał: 'To nie byłem ja".
Źródło: East News
Autor: Associated Press
4 / 9
"Wielka ucieczka" uczyniła z McQueena gwiazdę takiego formatu, że aktor mógł przebierać w kolejnych propozycjach. Wiele z nich odrzucił. Rola pisarza utrzymanka w "Śniadaniu u Tiffany’ego" było poniżej jego godności. Bohater "Bliskich spotkań trzeciego stopnia" był dla niego zbyt uczuciowy. Zrezygnował też z ról w "Locie nad kukułczym gniazdem", "Czasie apokalipsy", "Brudnym Harrym" i "Butchu Cassidy i Sundance Kidzie".
W tym ostatnim przypadku zaważyło to, że zaoferowano mu niższe honorarium niż Paulowi Newmanowi. Był chorobliwie zazdrosny o zawodowych rywali. Gdy mieszkający piętro niżej James Garner zagrał w "Grand Prix" kierowcę wyścigowego, ze złości każdej nocy sikał z góry na jego balkon. A podczas kręcenia "Płonącego wieżowca" zmusił scenarzystę, by napisał dla niego tyle samo kwestii, ile miał w filmie Paul Newman, i by to do niego należało ostatnie słowo.
Na paradoks zakrawa fakt, że jedyną nominację do Oscara McQueen otrzymał za zapominaną kreację pracującego na statku mechanika w filmie Roberta Wiesego "Ziarnka piasku" (na zdjęciu).
Źródło: Getty Images
Autor: Bettmann
5 / 9
Kinowa publiczność z pewnością pamięta McQuena za rolę Franka Bullitta - tytułowego bohatera szpiegowskiego kryminału "Bullitt", który pozostaje najbardziej znaną produkcją z udziałem aktora, zawierającą słynną scenę samochodowego pościgu ulicami San Francisco.
Podobnie jak w przypadku "Wielkiej ucieczki", także i tutaj produkcja musiała wspierać się pomocą kaskaderów. Mimo iż twarz McQueena widzimy wyraźnie w zbliżeniach efektownej sekwencji, udział aktora w słynnej scenie pościgu ograniczył się zaledwie do 10% antenowego czasu.
Wytwórnia Warner Bros była tak zdenerwowana faktem znacznego przekroczenia budżetu przy realizacji "Bullitta", że zerwała kontrakt z aktorem. Kiedy film wszedł na ekrany i okazał się kinowym sukcesem, Warner Bros próbował ponownie skaperować gwiazdora. McQueen uniósł się honorem i następny film - "Aferę Thomasa Crowna" - nakręcił już dla niezależnego studia.
Źródło: Getty Images
Autor: Silver Screen Collection
6 / 9
Mimo prowadzenia iście rockandrollowego stylu życia, McQueen dbał o swoją kondycję. Codziennie poświęcał dwie godziny na ćwiczenia, w których znajdowało się miejsce na podnoszenie ciężarów oraz 8-kilometrową przebieżkę. McQueen był również uczniem mistrza sztuk walki Pata E. Johnsona, przyjaźnił się również z Bruce'em Lee.
Nie przeszkadzało mu to regularnie palić marihuany , według fotografa Williama Claxtona, McQueen oddawał się temu relaksującemu uzależnieniu niemal codziennie. Biograf aktora Marc Eliot twierdzi także, że w latach 70. McQueen był notorycznym kokainistą. Nie wylewał także za kołnierz - w 1972 roku został aresztowany na Alasce za jazdę po pijaku.
Źródło: Getty Images
Autor: John Dominis/The LIFE Picture Collection
7 / 9
W 1972 roku na planie "Ucieczki gangstera" Sama Peckinpaha McQueen poznał Ali McGraw, która rok później została jego żoną. Małżeństwo gwiazdorskiej pary przetrwało jednak tylko 5 lat, mimo iż aktor twierdził, że McGraw była największą miłością jego życia. Zaborczy McQueen przyblokował karierę żony, nie zgadzał się na na proponowane jej role, bywał też despotą w codziennym życiu - codziennie o tej samej godzinie oczekiwał od swej żony obiadu, który spożywał samotnie na kanapie. "Oszalałam na jego punkcie, miałam obsesję, byłam od niego uzależniona, oddychałam nim, nie było miejsca na mój własny oddech" - przyznała po latach aktorka.
Źródło: Getty Images
Autor: NATIONAL GENERAL PICTURES
8 / 9
McGraw była drugą żoną McQueena. Pierwszą - tancerkę Neile Adams - regularnie zdradzał, nie kryjąc się przy tym. Gdy po 15 latach upokarzającego związku Adams w końcu też wdała się w romans, aktor przystawił jej do głowy odbezpieczony pistolet. Nie strzelił, ale pobił ją do krwi i zażądał rozwodu.
Niecały rok przed śmiercią, tuż po tym, gdy dowiedział się od lekarzy o raku płuc - po raz trzeci wziął ślub. "Dużo wcześniej obiecał mi, że pewnego dnia się pobierzemy - wspominała ostatnia małżonka gwiazdora, Barbara Minty. - I teraz poprosił mnie o rękę. (..). 'Masz. Jesteś zadowolona?' - zapytał z zakłopotaniem, gdy zakładał mi obrączkę na palec. Potem podszedł do lodówki i wziął sobie piwo".
Źródło: Getty Images
Autor: John Dominis/The LIFE Picture Collection
9 / 9
Kiedy w 1979 roku zdiagnozowano u niego raka płuc, aktor poddał się kontrowersyjnej terapii Gersona, na którą składały się m.in. lewatywy z kawy i zastrzyki z płynu zawierającego żywe komórki krów i owiec. Kuracja kosztowała go ponad 100 tys. dolarów, a po jej zakończeniu doszło do przerzutów i guz na wątrobie rozrósł się i miał już ponad 2 kg. Aktor wyruszył wtedy do Meksyku, by poddać się operacji, mimo iż lekarze ostrzegali, że zabieg nie da żadnych efektów, a wycieńczony organizm może go nie przetrzymać.
Steve McQueen zmarł 7 listopada 1980 w wieku zaledwie 50 lat. W pogrzebie na ranczu w Santa Paula w Kalifornii uczestniczyły jego trzy żony. Ciało aktora zostało skremowane, a prochy rozsypano nad Pacyfikiem.
Źródło: Getty Images
Autor: Paramount Pictures/Sunset Boulevard/Corbis