Zbigniew Zamachowski: Czarny charakter to wyzwanie
Zazwyczaj gra pozytywne postaci. Teraz Zbigniew Zamachowski wcieli się w człowieka, za którym ciągnie się mroczna i niezbyt chlubna przeszłość.
Pański bohater - Bogdan Gancarz jest eksszwagrem doktora Adama Zycha (Piotr Fronczewski). Może pan zdradzić coś więcej?
- Cóż, to dosyć tajemnicza postać, a jego sekretów nie chciałbym zdradzać, by nie psuć przyjemności z ich odkrywania. To człowiek doświadczony przez los, który będzie musiał zmagać się z kolejnymi problemami. Zafunduje pozostałym bohaterom kilka niezłych niespodzianek.
Mamy być gotowi na duże emocje?
- Może nie będą należeć do tych ekstremalnych, ale na pewno będzie ciekawie.
Zazwyczaj pańscy bohaterowie to ludzie z gruntu dobrzy. Wcielenie się w czarny charakter było trudne?
- Każda nowa rola jest trudna, jeśli podchodzi się do niej serio. Jestem na takim etapie, że szukam wyzwań - postaci, które nie są Zbigniewem Zamachowskim w kolejnej wersji bycia sympatycznym facetem. Z tym większą radością przyjąłem tę rolę, bo wymaga ode mnie szukania innych od dotychczasowych środków wyrazu. Polecam się na przyszłość jako czarny charakter.
Woli pan film czy serial?
- Moje doświadczenie w tym drugim gatunku, nie licząc kilku epizodów, jest minimalne. Na razie uczę się bycia w serialu, ale pracując na planie "W rytmie serca", nie poczułem ogromnej różnicy. Po pierwsze, spotkałem się tu z przyjaciółmi, z którymi zrobiłem wiele filmów, po drugie, tryb pracy całej ekipy bardziej przypomina filmowe podejście do zadań. Jeśli miałbym wskazać różnice, to w filmie od początku do końca wiem, jaką drogę przebędzie mój bohater, a tu stoję przed zagadką. Żegluję, mając horyzont przed oczyma, ale zupełnie nie wiem, co jest za nim. "W rytmie serca" to nie tylko miłość i medycyna, ale też wątki kryminalne. Do kin wejdzie niebawem film "Czuwaj", w którym też pojawia się zbrodnia.
Kim jest pański bohater?
- To thriller z elementami kryminału. Nic tu nie jest takim, jakie się wydaje. Gram prokuratora, który niezbyt rzetelnie podchodzi do swoich obowiązków.
Zobaczymy pana też w trzeciej części "Listów do M." i w "Podatku od miłości"- czyli na przeciwnym aktorskim biegunie.
- Wprawdzie filmów z tego gatunku powstaje dużo, na szczęście część z nich jest na dobrym poziomie artystycznym. Dlatego nie boję się czasem wybrać z widzami na wycieczkę pod tytułem "komedia romantyczna".
A jakie są pańskie kolejne plany zawodowe?
- Jeśli chodzi o przyszłość, to wkrótce na deskach Teatru Narodowego rozpoczniemy próby do sztuki "Śmierć Dantona". Zagram tytułową rolę. Bardzo się z tego cieszę. Duży kaliber, duża scena, więc mam o czym myśleć.
Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk