Reklama

Zbigniew Zamachowski: Co człowieka nie zabije, na pewno go wzmocni

Sprawdza się w repertuarze dramatycznym i komediowym. Jest utalentowanym showmanem. O tym, że potrafi śpiewać, przekonali się widzowie "Big Zbig Show". Niedawno Zbigniew Zamachowski bawił nas w "7 rzeczach, których nie wiecie o facetach". Czy będzie równie zabawny w "Listach do M. Czasie niespodzianek"?

Sprawdza się w repertuarze dramatycznym i komediowym. Jest utalentowanym showmanem. O tym, że potrafi śpiewać, przekonali się widzowie "Big Zbig Show". Niedawno Zbigniew Zamachowski bawił nas w "7 rzeczach, których nie wiecie o facetach". Czy będzie równie zabawny w "Listach do M. Czasie niespodzianek"?
- W naszych czasach i w naszym kraju trudno wyhamować, mając na utrzymaniu rodzinę - mówi Zbigniew Zamachowski /AKPA

Proszę "zmrużyć oczy, tak jakby się pan uniósł" (to cytat z filmu) i spojrzeć na swoje życie.

- Ostrzegam, będę się próbował z tego wyłgać.

O nie! Zbyt wielu ma pan fanów. Wie pan, co myślą niektórzy, pędząc autem po A1 i A2, krzyżujących się pod Brzezinami? "Stąd pochodzi Zamachowski". A jak się źle skręci, to wpada się do miasteczka i...

- Prawda, że jest urocze?

Tak! Jak wyglądało tam pana dzieciństwo?

- Może to nie była idylla, ale jakaś mała kraina szczęśliwości. Mieszkaliśmy w pałacyku pofabrykanckim, zasiedlonym po wojnie przez kilka rodzin. Tabuny dzieci, kotów, psów. Taka półmiejska, półwiejska atmosfera podwórka, gdzie zawsze się coś działo.

Reklama

Fantastycznie.

- Genialnie. Kiedyś z siostrą weszliśmy na strych. Ryzykowaliśmy, bo zamiast schodów była tylko rozpadająca się ażurowa ścianka. A tam na boku leżał fortepian bez nóg, bez klawiatury, ale ze strunami. Żeby wydobyć z nich dźwięk, trzeba było włożyć rękę między ścianę a ten zdezelowany fortepian i pstrykać. Działał jak harfa! I to były pierwsze dźwięki, które kazały mi myśleć, że chcę się nauczyć grać na fortepianie. Stanisław Radwan [reżyser i kompozytor - red.] pięknie powiedział, że to była moja inicjacja artysty...

Ile pan miał wtedy lat?

- Kilka. Jeśli przyjąć, że tylko od czasu do czasu bywamy artystami, bo ja na co dzień twardo stąpam po ziemi, to tamta przygoda czymś takim była. W latach 70. wygoniono nas z brzezińskiego pałacyku i jest tam teraz muzeum. Od ośmiu lat organizuję w tym miejscu koncerty "U Zbyszka na podwórku". Scena plenerowa stoi tak, że widzę ten swój dom. Jestem honorowym obywatelem Brzezin. No i wciąż mieszka tam mama z ojczymem. Mam dokąd wracać.

Skąd pomysł na liceum ekonomiczne?

- Przyświecał mi plan, że szybciej stanę się samodzielny, będę zarabiał. Studiów nie brałem pod uwagę. Już w 1. klasie zrozumiałem, że to był zły wybór. Ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Żeby przetrwać liceum, wymyśliliśmy sobie z kolegami kabaret szkolny. Umiałem już grać na instrumencie, bo chodziłem do szkoły muzycznej. Teraz zacząłem pisać teksty. Chciałem być piosenkarzem.

Dobrze poszło - szybko trafił pan do koncertu opolskich "Debiutów".

- Był rok 80. Zawirowania wokół. Zenek Laskowik z Bohdanem Smoleniem mówią na festiwalu "Z tyłu sklepu", a ja śpiewam w tych "Debiutach", ale i dostaję propozycję zagrania w filmie. Wypatrzył mnie Krzysztof Rogulski, reżyser "Wielkiej majówki" [emisja w niedzielę, 26 lutego, godz. 12:45, Super Polsat - red]. W moim życiu działo się wszystko naraz! A na tym planie spotkałem się z Korą i Maanamem. Absolutny zawrót głowy, dla chłopaka z Brzezin to była postać niedosiężna!

I dopiero potem zdecydował się pan na szkołę filmową? To prawda, że pan wtedy seplenił?

- Jako 12-latek, jadąc na rowerze, grzebnąłem ostro w słup, pozbawiając się części uzębienia. Na jedynkę wstawiono mi koronkę. I to srebrną! Jak ją przed maturą zmieniłem na inną, okazało się, że w gębie zepsuła mi się cała akustyka. Musiałem ostro ćwiczyć, a do szkoły zostałem przyjęty jako przedostatni, w dodatku warunkowo. Co człowieka nie zabije, na pewno go wzmocni.

Ze szkoły prosto do teatru?

- Miałem szczęście. Na jednej z prób do dyplomu zobaczył mnie Jerzy Grzegorzewski i tak oto, nim zdążyłem pomyśleć o przyszłości, znalazłem się w Teatrze Studio, najlepszym wówczas w Warszawie. Razem z Grzegorzewskim przeszedłem potem do Narodowego i tu jestem do dziś.

Wkrótce pojawił się w pana życiu sam Krzysztof Kieślowski.

- Tak, choć nie pracowałem z nim dużo. Krzysiek znalazł mnie - powiedział mi o tym dopiero na planie "Białego" - tuż po szkole, kiedy robiłem "Ucieczkę". Z Adą Biedrzyńską graliśmy outsiderów, którzy uciekają przed światem. Krzysiek do jednego z epizodów zaprosił swojego przyjaciela Jurka Stuhra i wtedy okazało się, że jesteśmy do siebie podobni - jak bracia! Stąd pomysł na braci w "Dekalogu 10", a potem rolę w "Białym". Do dziś, jeśli zdarzy mi się grać w zagranicznym filmie, wszyscy pamiętają mnie właśnie z "Białego" i "Dekalogu".

W pamięci zostanie też pana Wołodyjowski z "Ogniem i mieczem".

- Jurek Hoffman obiecywał mi tę rolę od dawna. Zamarłem z przerażenia, gdy wreszcie powiedział, że Wołodyjowski to może jednak nie, ale jest rola Rzędziana. A ja całe życie marzyłem, żeby grać Wołodyjowskiego! Przecież w Brzezinach po każdym telewizyjnym odcinku "Przygód Pana Michała", jeszcze w czarno-białej telewizji, wybiegaliśmy na podwórko, każdy łamał kijaszka i się nimi naparzaliśmy. Wszyscyśmy byli Wołodyjowskimi. Mnie udało się być naprawdę.

Po pierwsze, trzeba było umieć wywijać szablą.

- Tego najmniej się bałem, bo w szkole szermierka była na wysokim poziomie. Gorzej z jazdą konną. Mieliśmy i dżudo, i karate, i akrobatykę, co roku zimą narty, a latem konie. Ale któregoś roku spadłem z  konia, złamałem obojczyk, więc odtąd na konia wsiadałem niechętnie.

Trzeba było wziąć kilka lekcji?

- Na pół roku przed pierwszym klapsem zdecydowałem się pójść na kryty maneż na warszawskiej Legii. Z duszą na ramieniu otworzyłem wrota i zobaczyłem Wiktora Zborowskiego, lecącego à la Małysz ostrym łukiem. Na moich oczach wbił się w ziemię! Więc już na żadną lekcję nie poszedłem. A na planie miałem szczęście, bośmy zaczynali od scen, w których można było te moje jazdy ominąć, a to była jazda stępa, albo tylko siedzieliśmy na koniu. Kiedy tak siedziałem na tym koniu i niby strasznie dziarsko nim powodowałem, to tak naprawdę pod szyją konia siedział kaskader, który nim sterował w te i wewte, a ja tylko robiłem miny...

Niedawno zagrał pan w niezwykłym filmie "Kolekcja sukienek".

- Nie unikam zdarzeń, które teoretycznie dobrze nie rokują. Czasem biorę udział w filmach debiutantów albo non profit. Jest we mnie ciekawość takich przedsięwzięć. Tym razem zgłosiła się Marzena Więcek, dała scenariusz, który mnie zafrapował, bo był nieoczywisty. Dziwny sposób narracji z punktu widzenia mężczyzny, który obserwuje, jakie motywacje kierują kobietami. Inny film, który można będzie teraz obejrzeć, a zrobiliśmy go 2 lata temu, to "Bez paniki, z odrobiną ironii". To będzie mój pierwszy film w technice 3D.

Ma pan 55 lat i jest pan zawodowo rozkręcony na sto procent. Bo przecież jeszcze w Akademii Teatralnej uczy pan piosenki.

- Chętnie bym już wyhamował. Tylko że w naszych czasach i w naszym kraju trudno wyhamować, mając na utrzymaniu rodzinę. I dobrze, bo sam mógłbym się do tego jednak nie zmusić. Życie nie daje mi czasu na leniuchowanie.

Ale byłoby dużo czasu kibicować poczynaniom dzieci. W "Powidokach" Wajdy oglądamy pana córkę Bronię.

- Dwa lata temu kręcono w Polsce japoński film "Persona non grata" - o japońskim dyplomacie, który w czasie wojny uratował parę tysięcy Żydów. Grałem bogatego Żyda, który ma córkę akurat w wieku mojej córki. Pomyślałem, że może fajnie by było zagrać z Bronią i reżyser pomysł zaakceptował. W ten sposób córka trafiła do banku danych, który prowadzi Ewa Brodzka. Nagle Bronia mówi: "Gram w filmie". Świetnie. W jakim? "U pana Andrzeja Wajdy". Jak inne dziewczynki dostała zaproszenie na casting i wygrała próbne zdjęcia bez żadnego nepotyzmu. Pan Andrzej powiedział mi potem, że wziął Bronię, bo zagrała niezwykle dojrzale. I naprawdę świetnie to zrobiła.

Rozmawiała Bożena Chodyniecka

Zbigniew Zamachowski urodził się 17 lipca 1961 r. w Brzezinach. W 1985 r. skończył Wydział Aktorski PWSFTviT w Łodzi. Od 1997 r. jest w zespole warszawskiego Teatru Narodowego. Znany m.in. z ról w filmach: "Pierścień i róża", "Ucieczka z kina Wolność", "Dekalog X", "Trzy kolory: Biały", "Ogniem i mieczem", "Cześć, Tereska", "7 rzeczy, których nie wiecie o facetach". Jest honorowym obywatelem Brzezin. Ma czworo dzieci. Marysia i Antoni są na studiach, Tadeusz kończy liceum, a Bronia gimnazjum.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Zamachowski Zbigniew
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy