Reklama

Zanim zostałem gwiazdą kina

Michał Żebrowski to wciąż jeden z najbardziej rozchwytywanych polskich aktorów. Znakomicie radzi sobie zarówno na teatralnej scenie, jak i w filmie. Widzowie pamiętają go z ról w filmach "Pan Tadeusz", "Ogniem i mieczem", "Wiedźmin". Przełomem w karierze aktora okazała się jednak kreacja w "Pręgach" Magdaleny Piekorz. Ostatnio mogliśmy zobaczyć go w dramacie Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył...". W rozmowie z Piotrem Kitrasiewiczem aktor opowiada o głośnym spektaklu "Fredro dla dorosłych", pikantnych scenach erotycznych, udziale w rosyjskiej superprodukcji oraz dlaczego nie będzie reżyserem.

Możemy Pana oglądać w prezentowanym na scenie Północnego Centrum Sztuki - Teatru Komedia spektaklu "Fredro dla dorosłych - Mężów i żon"", opartym na sztuce Aleksandra Fredry "Mąż i żona". Czym różni się ta inscenizacja od poprzednich realizacji "Męża i żony", a było ich w Polsce niemało?

Michał Żebrowski: Przede wszystkim tym się różni, że robimy to tak jak to Fredro napisał, a więc dla młodych ludzi. Wcześniejsze bazowały raczej na aktorach dojrzałych wiekowo. Wacław w rozmowie z Alfredem - czyli mąż mówi do kochanka swojej żony - używa słów - "Mówisz do mnie jak przed dwoma laty/ Czyś zapomniał żem żonaty", Fredro chciał, żeby małżeństwo opisywane w tej sztuce było młode. Poprosiłem więc wybitną polską aktorkę Jolantę Fraszyńską, żeby zagrała moją żonę, i jeszcze młodszych, Joannę Liszowską i Wojciecha Mecwaldowskiego, żeby wcielili się w kochanków. Wydaje mi się, że tym trafiliśmy bardziej do widza i że okazało się to bliższe zarówno widzom starszym jak i młodym. Różni się spektakl także tym, że przenieśliśmy fabułę w czasy współczesne, co dobrze koresponduje z ponadczasowością i uniwersalizmem motywacji bohaterów fredrowskich. Jesteśmy jednak całkowicie wierni duchowi oryginału. Mówimy świetnym wierszem, wiemy co to jest średniówka, koniec kadencji, koniec wiersza, okresu, frazy, pogłębiliśmy bardzo interpretację. Wydaje mi się, że widzowie otrzymują dwie godziny wspaniałej rozrywki.

Reklama

Dlaczego tytuł brzmi "Fredro dla dorosłych", a nie "Mąż i żona"? Czy to zabieg marketingowy?

Michał Żebrowski: Nie, ponieważ w tekście jest kilka ingerencji. Została dokonana transkrypcja autorstwa naszego reżysera, jest kilka pikantnych scen erotycznych, które nie są przeznaczone dla widzów niedorosłych.

Jak odnajduje się Pan na scenie po tylu sukcesach w głównych rolach na dużym ekranie, przykładowo w "Ogniem i mieczem", "Panu Tadeuszu", "Wiedźminie"?

Michał Żebrowski: Zanim zostałem gwiazdą kina miałem spory dorobek teatralny i nigdy nie przypuszczałem, że będę grał w kinie. Ani tak naprawdę z teatru nigdy nie wychodziłem, tylko miałem przerwę w graniu. Ale jestem tak naprawdę aktorem teatralnym, świetnie czuję się na deskach scenicznych, dodatkowo produkuję to przedstawienie. I bez względu na to, co robię na scenie - czy gram, produkuję, organizuję - robię to również dla rozwoju swojej sztuki aktorskiej i staram się otaczać lepszymi od siebie kolegami i pracować z wybitnymi twórcami teatru takimi jak reżyser Eugeniusz Korin, scenograf Paweł Dobrzycki czy Agnieszka Maciejak, która zaprojektowała nam kostiumy.

Czy jest Pan zwolennikiem starej dobrej szkoły aktorskiej wpajającej swoim adeptom, że prawdziwa sztuka aktorska rozwija się na scenie a nie na planie filmowym?

Michał Żebrowski: Uważam że to co wypracowaliśmy w teatrze, możemy zawsze wykorzystać w kinie. Nigdy na odwrót.

Czyli to teatr jest podstawą, a kamera tylko dodatkiem?

Michał Żebrowski: Zdecydowanie tak.

Jakie ma Pan plany artystyczne na najbliższą przyszłość?

Michał Żebrowski: Skończyłem właśnie superprodukcję rosyjską "1612", w reżyserii Władimira Chatinienki. Film wyprodukował Nikita Michałkow. Będzie to duże wydarzenie artystyczne w Rosji, a mam nadzieję, że w Polsce też. W czasie wakacji będę kręcił zdjęcia do filmu realizowanego na Słowacji, mam także kilka planów teatralnych.

Jest Pan aktorem i producentem, a czy nie myślał Pan o spróbowaniu sił w reżyserii?

Michał Żebrowski: Nie, uważam, że reżyseria jest po prostu zawodem. Trzeba być profesjonalnym reżyserem, żeby zaprosić do współpracy tak wybitnych kolegów jakich ja mam jako partnerów na scenie. Co innego wyreżyserować jakąś scenę w szkole teatralnej, a co innego robić dobre przedstawienia.

Tym niemniej są aktorzy, którzy biorą się za reżyserię i nawet jest ich coraz więcej. Co Pan na to?

Michał Żebrowski: Krzyżyk im na drogę.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy