Wolę być lesbijką, niż sypiać z papieżem
Anna Mucha, czołowa skandalistka polskiego show-biznesu, po 10 latach wraca na duży ekran! W komedii "Och, Karol 2", która trafi do kin 21 stycznia 2011, wciela się w Mirę. Jej bohaterka jako jedyna opiera się urokowi tytułowego bohatera (Piotr Adamczyk). Dlaczego? Bo woli kobiety!
Może trudno w to uwierzyć, ale jesteś związana z planem filmowym już 20 lat!
Anna Mucha: - I czuję się z tym bardzo dobrze! Rola w komedii "Och, Karol 2" jest dla mnie pięknym prezentem z okazji tego 20-lecia. Po 10 latach wracam na duży ekran. Mam nadzieję, że to będzie początek kolejnych przygód filmowych!
W "Och, Karol 2" grasz lesbijkę Mirę. Takie postaci może przestały szokować, ale wciąż są kontrowersyjne. Wahałaś się, czy przyjąć tę rolę?
- Absolutnie, zgłosiłam się na ochotnika! Gdy czytałam po raz pierwszy scenariusz, ta postać od razu mnie pobudziła. Powiem to w ten sposób, mimo że za tego typu sformułowanie w tym kontekście będę niewątpliwie rozliczana (śmiech). Mira to postać, która najbardziej mi się podobała i musiałam tylko poczekać na decyzję Piotra Wereśniaka i Ilony Łepkowskiej.
Inne postaci z filmu nie wchodziły w grę?
- Jestem aktorką, w związku z tym, gdyby przyszło mi zagrać inną postać, prawdopodobnie z przyjemnością przyjęłabym także tę szansę. Natomiast, jak już mówiłam, najbardziej spodobała mi się Mirka. Może dlatego, że podczas gdy wszystkie kobiety w filmie walczą o jakiegoś faceta, ona się nim nie interesuje, ma dystans. A - jak wiadomo - tam gdzie się wszyscy kłócą, korzysta ktoś inny. Podobało mi się, że mogę być w kontrze do pozostałych bohaterek. Jak się okazało, bardzo dobrze na tym wyszłam. Aktorki wcielające się w kochanki Karola spędzały ze sobą na planie długie godziny walcząc o jego względy, a tymczasem ja przebywałam w miłym, wyłącznie męskim towarzystwie. Co też, nie ukrywam, będę długo wspominać. Jest jeszcze ostateczny argument, który przemówił za Mirką. Doszłam do wniosku - pół żartem, pół serio - że jeśli mam sypiać z papieżem, wolę być lesbijką.
Czy wcielanie się w lesbijkę wymagało od ciebie specjalnych przygotowań?
- Nie, bo dla mnie miłość, zakochanie i fascynacja drugim człowiekiem jest stanem uniwersalnym. Stanem, gdzie nie ma prawa wyłączności, jednej prawdy, jednego światopoglądu. Zdarza się małym, bardzo wysokim, grubym, chudym, kobietom, mężczyznom. Zmieniają się tylko obiekty tej fascynacji. Wychodzę z prostego założenia - wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem, że nie krzywdzi się drugiego człowieka.
- Chciałam, żeby moja Mirka była fajną współczesną dziewczyną, która po prostu interesuje się innymi kobietami. I w nosie ma Karolów i jemu podobnych. Żyje według własnego kodeksu, przykazań, moralności. Myślę że - wbrew pozorom - ona jest dużo bardziej czysta, jasna i określona światopoglądowo i moralna niż główny bohater. Tymczasem jemu wybacza się wiele, a jej temat się drąży.
- Myślę, że już dorośliśmy do tego, że rozróżniamy fikcję od rzeczywistości, aczkolwiek dla mnie to będzie nowy eksperyment społeczny, którego - chcąc nie chcąc - będę częścią. Zobaczymy, jak po premierze filmu zareaguje publiczność.
Wielu ludziom lesbijka kojarzy się z nieatrakcyjną kobietą z krótkimi włosami. Twoja bohaterka przełamuje ten stereotyp.
- Specjalnie na potrzeby tej roli przedłużyłam włosy. Zależało mi, żeby pokazać Mirę - mimo iż cały czas szuka szczęścia w miłości - jako spełnioną kobietę. Kobietę współczesną, która korzysta z przywilejów płynących z funkcjonowania w dzisiejszym świecie. Chciałam, żeby była atrakcyjna. Zainspirowała mnie Portia de Rossi, aktorka znana m.in. z serialu "Ally McBeal". To wysoka zgrabna długowłosa blondynka - na pierwszy rzut oka chłodna i zimna, a jednocześnie szalenie piękna, interesująca i ciepła kobieta, która prywatnie jest lesbijką.
Rola w "Och, Karol 2" idealnie wpisuje się w Twój kontrowersyjny wizerunek, który budujesz sumiennie od kilku lat.
- Liczę, że zagram jeszcze kiedyś normalną dziewczynę z sąsiedztwa, która nie będzie szczególnie kontrowersyjna. Oczekuję na propozycje, dam radę. Mogę nawet postarać się o list polecający od moich sąsiadów (śmiech).
Widziałaś już "Och, Karol 2"?
- Nie, tylko dwa zwiastuny, które promują film. Oczywiście bardziej podoba mi się wersja dla dorosłych.
W tym zwiastunie, obok innych aktorek, wykonujesz taniec erotyczny. Trenowałaś do tych scen?
- Sporo zawdzięczam udziałowi w "Tańcu z gwiazdami". Ten program pomógł mi nabrać świadomości ciała. Teraz lepiej nad nim panuję. To bardzo przyjemne uczucie. W przypadku scen do "Och, Karol 2" doradzał mi choreograf Maciej Zakliczyński. Zajmuje się głównie tańcem klasycznym, ale ma niezwykłą wrażliwość, dużo widzi i potrafi wydobyć z człowieka to, co najlepsze.
Czy to Ty w zwiastunie robisz szpagat?
- Tak (śmiech). To efekt treningów do "Tańca z gwiazdami".
Wyglądasz rewelacyjne, wyraźnie wyszczuplałaś. Co trzeba zrobić, by przejść taką metamorfozę?
- Jest jedna prosta recepta: rusz dupę! Po prostu. Wzięłam się za siebie. Jem w zasadzie wszystko co wcześniej, bo nie lubię się ograniczać w żadnym stopniu, tyle że regularnie, pięć razy dziennie. Trenuję także na siłowni pod okiem trenera. Wykonuję głównie ćwiczenia siłowe i aerobowe.
Podobno można uzależnić się od ćwiczeń. Czy doświadczyłaś tego na własnej skórze?
- Jasne, słyszałam o endorfinach i tych różnych rzeczach, ale zawsze jestem najszczęśliwsza, gdy wychodzę z siłowni...
... i możesz coś zjeść.
- (śmiech) Dokładnie! Oczywiście są pewne granice. Gdy pojechałam na wakacje do Włoch i zobaczyłam, jak pizze i makarony odbijają się na mojej kondycji i samopoczuciu, z przyjemnością wróciłam do treningów.
A wrócisz do "M jak miłość"?
- Mam o tyle szczęśliwą sytuację - i bardzo to cenię - że z ekipą "M jak miłość", po wielu latach spędzonych na planie, łączą mnie relacje rodzinne. Zawsze się śmieję, że serial cieszy się taką popularnością, bo z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach.
- Do tej pory moja bohaterka Madzia nie została uśmiercona, ciągle jest w Sudanie, więc nie wykluczam powrotu do serialu. Mam nadzieję, że producenci także.
- Na razie cieszę się, bo mogę realizować się także na innych polach. Pół żartem, pół serio - skoro pani Ilona Łepkowska szuka szczęścia w innych barwach, to ja też mogę.
W internecie i gazetach roi się od informacji na twój temat, ale tak naprawdę niewiele wiadomo o twoim życiu prywatnym. Jako jedna z nielicznych osób publicznych w Polsce bawisz się mediami.
- Nie daję się zwariować. Gdy przychodzą do ciebie dziennikarze, tak naprawdę nieważne, co jest prawdą, ważne, żeby to się dobrze czytało i sprzedawało. Być może dokładnie takie są zasady tego biznesu. Show must go on.
Rozmawiał: Jan Dziekan