- Mimo iż od czasu do czasu biorę udział w produkcjach zagranicznych, to pracuję i żyję w Polsce. I chciałabym, żeby tak było - deklaruje Weronika Rosati.
Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się, że wracasz na plan "M jak miłość". Jak to się stanie, że twoja bohaterka powróci? I co to oznacza dla Pawła, którego gra Rafał Mroczek, oraz dla pozostałych bohaterów serialu?
Weronika Rosati: - Mam duży sentyment do tej produkcji. Było to jedno z moich pierwszych zawodowych doświadczeń. I choć zazwyczaj mówimy, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ja jestem bardzo ciekawa spotkania z dawnymi kolegami na planie. Czekam jeszcze na scenariusze, ale dostałam już sygnały od mojego agenta, że możemy spodziewać się bardzo interesująco rozrysowanej postaci. Mam nadzieję, że mój powrót spotka się z sympatią widzów.
Intrygująco zapowiadał się także nowy serial z twoim udziałem, do którego nakręciliście pilota. Niestety, na razie ta produkcja nie zostanie wyemitowana. Męczy cię ta nieprzewidywalność?
- Mam nadzieję, że to chwilowe zawirowanie, bo w mojej ocenie to jedna z ciekawszych produkcji serialowych [chodzi o realizowany przez Akson Studio serial "Nie czekaj", który miał trafić na antenę Polsatu - przyp. red.]. Już pierwsze strony scenariusza pochłonęły mnie i bardzo ucieszyłam się, że dostałam propozycję tak ciekawej, śmiało zarysowanej, mięsistej roli. Choć oczywiście masz rację, zmiany, przesunięcia są wpisane w ten zawód. Dla mnie i innych aktorów nie są nigdy dużym zaskoczeniem, choć przecież nie są łatwe do zaakceptowania. Zwłaszcza że my, artyści, szybko wchodzimy w projekty, przywiązujemy się do nich i ten pierwszy etap pracy jest szalenie wciągający. Trudne jest to wtedy, gdy gramy postaci bardzo odległe od nas samych lub też losy bohaterów osadzone są w konkretnej epoce, kręgu kulturowym. Wtedy zmieniamy się dla roli, czytamy setki stron pozwalających nam poczuć ten klimat, zrozumieć postaci i motywy ich działania.
Aktualnie pracujesz w USA na planie nowego filmu. O czym opowiada ta historia?
- Kończę zdjęcia na planie filmu "Send It" o środowisku kiteboardingu. Zdjęcia realizowane były w Południowej Karolinie oraz na Majorce, więc niezależnie od pracy miałam szansę poczuć się nieco wakacyjnie. Tym bardziej że podróżuję z córeczką. Gram jedną z głównych ról kobiecych. To młoda, emocjonalna Francuzka Eve. Na planie miałam przyjemność pracować u boku Denise Richards i Patricka Fabiana.
Wróćmy na nasze podwórko. Czy oprócz "M jak miłość" zobaczymy cię w innej polskiej produkcji?
- Mam taką nadzieję i wiem, że mój agent prowadzi rozmowy dotyczące mojego udziału w produkcjach w Polsce. Korzystając z okazji, pragnę powiedzieć o tym, że to tu, w naszym kraju, chciałabym pracować i pomimo iż od czasu do czasu biorę udział w produkcjach zagranicznych, to pracuję i żyję w Polsce. I chciałabym, żeby tak było.
Jako jedna z nielicznych polskich aktorek masz okazję pracować zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych. Widzisz jakieś różnice w pracy na planie filmowym w USA i u nas?
- Bez wątpienia produkcje w Stanach realizowane są z większym rozmachem, przede wszystkim finansowym. Ale nie chciałabym uogólniać, bo zarówno produkcje w Polsce, jak i międzynarodowe w ostatnim czasie bardzo się zmieniają. W naszym kraju powstają zarówno bardzo osobiste, kręcone w gronie bliskiej sobie grupy artystów, z założenia kameralne filmy, np. cudowne, kobiece "Dzikie róże" Ani Jadowskiej, jak również produkcje kręcone z rozmachem, w różnych miejscach na świecie. Tu dobrym przykładem mogą być ostatnie projekty Patryka Vegi, jak "Kobiety mafii", kręcone w Warszawie, ale i Hiszpanii czy Skandynawii. Słyszałam od członków ekipy ostatniego projektu Patryka, że szalenie spektakularny, brawurowo nakręcony ma być jego najnowszy projekt "Plagi Breslau".
Dawno temu powiedziałaś mi, że grając, bardzo się odkrywasz, pokazujesz emocje, i że czasem przeżywasz to jeszcze po zejściu z planu. Nauczyłaś się już odcinać od swoich bohaterek?
- Myślę, że po latach pracy nauczyłam się nie przenosić emocji z życia zawodowego w mój prywatny świat. Nie chcę nimi obarczać bliskich. Nie jest to łatwe, ale staram się nad tym pracować. Zwłaszcza teraz, kiedy jestem mamą. Moja córeczka kocha mnie pogodną i domową. To czas, gdy najważniejsza jest ona, a nie moje emocje. Każda mama na pewno ma tak samo.
Wspomniałaś o córeczce, więc powiedz, proszę, jak łączysz pracę na planie z macierzyństwem? Słyszałam, że zabierasz córeczkę na plan.
- Już będąc w ciąży z Elizabeth, wiedziałam, że najbardziej zależy mi na tym, by od początku była ze mną maksymalnie blisko i by uczestniczyła w tym, co może być dobre dla niej. Chcę pokazywać jej, jak ciekawy, piękny jest świat. Chciałabym, by w jej życiu pojawiali się interesujący ludzie, piękne miejsca. Myślę, że to jedna z ważniejszych rzeczy, które mogę jej dać. Tym bardziej że wiem, że nie jest to w żaden sposób dla niej obciążające, wprost przeciwnie, fascynuje mnie, jak ciekawym wszystkiego jest małym człowiekiem.
Choć twoja córeczka ma zaledwie kilka miesięcy, to podejrzewam, że masz już listę rzeczy, które cię zaskoczyły w macierzyństwie. Co najbardziej?
- Wyłącznie jedna rzecz - nie sądziłam, że można kogoś tak mocno i bezwarunkowo kochać.
Mam wrażenie, że po urodzeniu córeczki stałaś się spokojniejsza, bardziej otwarta do świata, no i częściej się uśmiechasz. Mam rację czy się mylę?
- Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, spędzając czas z moimi najbliższymi. To sprawia, że rzeczywiście nieustannie się śmieję. To naprawdę miłe, że też to dostrzegasz.
Jako kobieta nie mogę nie zapytać, jak ci się udało tak szybko wrócić do formy po ciąży? Czułaś presję zawodu, otoczenia? Show-biznes jest pod tym względem bezwzględny...
- Z pewnością tak, choć ja staram się nie ulegać żadnej presji z zewnątrz. Po prostu żyję w stylu, który lubię, a od zawsze jestem bardzo aktywną osobą. Wysiłek fizyczny mnie nakręca, dodaje energii i najzwyczajniej w świecie go lubię. Zdaję sobie sprawę, że mam szczęście, bo wiele osób za tym nie przepada.
Małgorzata Pyrko
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***