Tomasz Karolak: jeśli tylko czuję artystyczną pustkę w sobie, wracam do teatru
- Mimo tego, że jestem raczej kojarzony z komediami romantycznymi, filmami lekkimi, poprawiającymi nastrój i nie wszyscy mnie identyfikują z teatrem, to on jest dla mnie bardzo ważny. Jeśli tylko czuję artystyczną pustkę w sobie, natychmiast wracam do teatru - mówi Tomasz Karolak. Aktora znamy oczywiście z wielu ról filmowych i serialowych. Niebawem krakowska publiczność będzie miała okazję zobaczyć go na teatralnej scenie.
Fani Tomasza Karolaka nie mogą przegapić grudniowego spektaklu "Rewizor" Gogola. Jedyny pokaz w Krakowie odbędzie się w środę, 11 grudnia, podczas Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia. Takiego "Rewizora" jak ten przygotowany przez reżysera Łukasza Kosa, chyba jeszcze na polskich scenach nie było. W obsadzie przedstawienia występuje sześcioro aktorów - wśród nich Krystyna Tkacz, Joanna Niemirska, Tomasz Karolak i sam reżyser. Tymczasem postaci w "Rewizorze" jest ponad dwadzieścia. Skutek? Aktorki i aktorzy grają po kilka ról, zazwyczaj męskich i żeńskich, zmieniają sceniczne wizerunki w kilka sekund na oczach widowni.
Tomasz Karolak - aktor i reżyser, założyciel i dyrektor artystyczny Teatru IMKA w Warszawie - w "Rewizorze" gra Horodniczego, wdowę po podoficerze, kupca oraz służącą Awdotię.
- W szóstkę aktorów z operatorem filmowym i suflerką gramy dwadzieścia dwie postaci. Chcieliśmy się pobawić teatralną konwencją. (..) Przedstawienie ma niewiarygodne tempo, zmiany inscenizacyjne były dla nas dużym wyzwaniem - opowiada aktor.
Grzegorz Nurek, Boska Komedia: "Rewizor" teatru IMKA zagości w Krakowie w ramach Festiwalu Boska Komedia. Co w tej sztuce jest ciekawego dla współczesnego widza, dlaczego warto ją zobaczyć?
Tomasz Karolak: - Moim zdaniem, zapewne też zdaniem reżysera Łukasza Kosa, z którym moje życie teatralne jest związane od czasów studiów (obaj studiowaliśmy w krakowskiej szkole teatralnej, on reżyserię, ja aktorstwo), "Rewizor" pokazuje, jak rodzą się tyranie. Sztuka Gogola, z pochodzenia Ukraińca, o czym nie wszyscy wiedzą, to obraz degrengolady władzy. Na przykładzie małego miasteczka autor ukazuje defraudację państwowych pieniędzy i bezczelność władzy. Sztuka zaraz po premierze była zakazana w Rosji, spotkała się z protestami. "Rewizor" traktuje o zepsuciu rządzących, już przez to jest aktualny. Patrząc na to, co się działo i dzieje w przestrzeni publicznej nie ma bardziej aktualnego przekazu płynącego z tekstu klasycznego. Teraz dysponujemy nowym tłumaczeniem sztuki, które daje nam nieco więcej swobody, natomiast najważniejsza, najbardziej znana kwestia: "Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie!", zostaje. "Rewizor" to analiza tego, co się dzieje z rządzącymi, z tymi, którzy chociaż cząstkę władzy zdobywają, nawet jeśli to się odbywa na najniższym, lokalnym poziomie.
Wciela się pan w rolę pierwszoplanową, Horodniczego, ale też w kilka pomniejszych ról. Przypuszczam że zmienia pan tembr i barwę głosu, kilka razy kostiumy. To duże wyzwanie?
- W szóstkę aktorów z operatorem filmowym i suflerką gramy dwadzieścia dwie postaci. Chcieliśmy się pobawić teatralną konwencją, dlatego że "Rewizor" wciąż kojarzy się z czymś ciężkim w odbiorze. Z moich obserwacji najwyżej oceniana była sprzed wielu lat inscenizacja w reżyserii Jerzego Gruzy dla teatru telewizji. W naszej inscenizacji akcja dzieje się w teatrze, zaczynamy w kostiumach z epoki, z biegiem czasu to się zmienia, staramy się rozbrajać napuszony świat władzy. Przedstawienie ma niewiarygodne tempo, zmiany inscenizacyjne były dla nas dużym wyzwaniem. Co ciekawe, nasz "Rewizor" jest w ciągłym procesie twórczym. Kiedy dwa miesiące temu dostawaliśmy za niego Grand Prix na festiwalu komedii Talia w Tarnowie to fantastyczna rozmowa z publicznością spowodowała, że niektóre elementy w spektaklu jeszcze zmieniliśmy. Cały czas reagujemy na sygnały z widowni. I co się stało? "Rewizor" jeszcze mocniej rezonuje.
Czy sztuka Gogola wciąż bawi? Jak reaguje publiczność?
- To nie jest przedstawienie kabaretowe. Znam dość dobrze polską publiczność, mam swój autorski stand-up, z którym z przyjemnością jeżdżę po Polsce. Obserwuję, że niekiedy widzom teatr komediowy miesza się z kabaretem. Nie jestem przeciw dobrze zrobionej farsie. W "Rewizorze" mamy jednak do czynienia z humorem kontekstowym i sytuacyjnym. Widz musi się skoncentrować i uważnie wysłuchać tekstu. To wymaga skupienia. Odbiór spektaklu podczas festiwalu Talia czy w Teatrze IMKA zawsze nas zaskakuje. Myślę, że przychodzą na "Rewizora" ci z widzów, którzy chcą zobaczyć, jak można dziś zaprezentować klasyczny tekst. A my nie uciekamy od najnowszych zdobyczy techniki. U nas także zdarza się transmisja na żywo. Chcemy iść z duchem czasu, co nie przekreśla uwrażliwienia na tekst. On jest na pierwszym miejscu. Próbujemy też pokazać, że nie ma utartych szlaków inscenizacyjnych, utartych szlaków grania klasyki.
Studiował pan aktorstwo w krakowskiej szkole teatralnej. Wyobrażam sobie, że granie w Krakowie to jak powrót do domu czy spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi z podwórka. To dodatkowo mobilizuje czy też bardziej stresuje? Na widowni mogą zasiąść pana profesorowie lub aktorzy - koledzy z dawnych lat.
- To zdecydowanie mobilizujący czynnik. Niekiedy grywam w Krakowie. Ostatnio dwukrotnie w zastępstwie Jana Frycza w Teatrze Słowackiego w "Kwartecie" Bogusława Schaeffera zagrałem z Janem Peszkiem i Mikołajem Grabowskim. Na festiwalu Boska Komedia rok temu byłem z Danielem Olbrychskim (wystawialiśmy "Niespodziewany powrót", spektakl teatru IMKA). To było niesamowite przeżycie. Dwa wyprzedane przedstawienia.
- Kraków jest stolicą kultury teatralnej, na pewno w trakcie festiwalu Boska Komedia, który jest uważany przez aktorów za najważniejszy polski festiwal teatralny. Dla nas aktorów granie tutaj jest wielkim zaszczytem i zawsze nas mobilizuje. Mimo tego, że jestem raczej kojarzony z komediami romantycznymi, filmami lekkimi, poprawiającymi nastrój i nie wszyscy mnie identyfikują z teatrem, to on jest dla mnie bardzo ważny. Jeśli tylko czuję artystyczną pustkę w sobie, natychmiast wracam do teatru, wracam do twórczych korzeni. Ten spektakl to jest taka moja inna, mniej znana publicznie twarz, to fascynacja teatrem w najczystszej postaci. Tekst jest trudny, jest go dużo. Pojawia się przede mną "góra", a ja chcę ją zdobyć.
- Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i że publiczność przyjmie nas z otwartymi sercami.
Rozmawiał Grzegorz Nurek