Reklama

To błoto jest totalne

Wojtek Smarzowski jest specyficznym rozmówcą. Konkretnym - jego jednozdaniowe, precyzyjne odpowiedzi nierzadko podają w wątpliwość sens postawionego przed chwilą pytania. Jest też obdarzony dosadnym, ale pełnym elegancji mrocznym poczuciem humoru. Rozmowa z nim przypomina trochę seans jego filmów - trzeba mieć się na baczności. O niepolskim tytule jego najnowszego filmu "Dom zły", muzycznej Siekierze, którą będzie chciał wbić komuś w głowę oraz korzyściach płynących z wykorzystania technologii HD Wojtek Smarzowski opowiedział w telefonicznej rozmowie z Tomaszem Bielenia.

Czy Łukasz Kośmicki współpracował z Panem nad scenariuszem "Domu złego" od samego początku?

Wojtek Smarzowski: Tak.

Jest operatorem. Nigdy nie pisał scenariuszy.

Wojtek Smarzowski: Tak samo jak ja. To nas łączyło.

Dlaczego właściwie to leżało w szufladzie przez 12 lat?

Wojtek Smarzowski: My ten tekst sprzedawaliśmy w różnych opcjach różnym producentom, którzy wykupywali go od nas na dwa lata, po czym zawsze kończyło się to w ten sposób, że nie udawało się doprowadzić do realizacji. Prawa wracały więc do nas, zjawiał się kolejny producent - znaczy się byli tacy, którzy widzieli w tym tekście potencjał.

Reklama

Przez te 12 lat ja się zmieniłem, dojrzałem... Historia została ta sama, natomiast to co ja chciałem poprzez nią opowiedzieć, to się zmieniało i dojrzewało.

Od razu był pomysł, żeby ten film opowiadać dwutorowo?

Wojtek Smarzowski: Początkowo ta historia kondensowała się wyłącznie na jesiennym wątku - była czysto kryminalno-sensacyjną opowieścią. Wątek zimowy był potraktowany tam śladowo.

Ten projekt od początku miał taki tytuł?

Wojtek Smarzowski: Zanim zaczęliśmy pisać - wiedzieliśmy, że to jest "Dom zły".

On jest niezwykle intrygujący. Po pierwsze jest niegramatyczny - w języku polskim przymiotnik poprzedza określany rzeczownik .Po drugie - sposób w jaki prezentuje Pan ten tytuł w czołówce filmu, jest on wystukany na maszynie do pisania, również wydaje mi się niezwykle istotny dla zrozumienia "Domu złego".

Wojtek Smarzowski: Łukasz myślał o "Domie gry" Mameta, dla mnie ważny był akcent na "zło". Jeśli zaś chodzi o sposób, w jaki ten tytuł przedstawiony jest na otwarciu... Przeczytałem bardzo wiele raportów policyjnych, które były literacko kulawe i nieudolne, zawierały mnóstwo błędów. Jakoś tak nam się udało to ze sobą połączyć...

Stan wojenny. Dlaczego?

Wojtek Smarzowski: Bo ja się urodziłem w tym domu. Urodziłem się w PRL-u i jestem - jaki jestem, bo mnie ten PRL ukształtował. Tyle w temacie.

W napisach końcowych Bartłomiej Topa, który gra u Pana kluczową rolę Mroza, figuruje również jako osoba odpowiedzialna za "przygotowanie projektu". Co to właściwie znaczy?

Wojtek Smarzowski: Przygotowanie filmu to jest długi proces. Szukanie pieniędzy odbywa się na wielu etapach. Na podstawie treatmentu otrzymuje się pieniądze na rozwój projektu (tzw. development). To był jeden z dość istotnych etapów, przy którym Bartek brał udział.

Ten film nie istniałby według mnie bez Mariana Dziędziela w roli Dziabasa. Mimo że jego bohater nie jest centralną postacią pana filmu - wydaje się nim grany przez Arkadiusza Jakubika Środoń - to jednak piętno, jakie jego kreacja odciska na tym filmie, ma niezwykły ciężar. Czy pisząc ten scenariusz wyobrażał Pan sobie, że mógłby go zagrać ktoś inny niż Marian Dziędziel?

Wojtek Smarzowski: Jak pisaliśmy pierwszą wersję tego scenariusza, to Marian Dziędziel miał grać Środonia, ale od tego czasu minęło 12 lat i sytuacja się na tyle zmieniła, że ostatecznie zagrał Dziabasa. Ale myślałem o nim od samego początku.

W "Weselu" muzykę napisał panu Tymon Tymański. W "Domu złym" współpracował pan z Mikołajem Trzaską. To jakiś yassowy klucz doboru kompozytorów?

Wojtek Smarzowski: Mikołaj zrobił mi kiedyś muzykę do teatru "Kuracja", gdzie główną rolę grał Bartek Topa. Znam go od dłuższego czasu. Nawet się ostatnio zastanawiałem nad tym, kiedy się poznaliśmy. To był chyba jakiś koncert The Users, w którym występował wspólnie z Marcinem Świetlickim [i Tymańskim - przyp. red.]. Nie jestem pewien. Wiem jednak, że zawsze chciałem, żeby to on zrobił muzykę do tego filmu.

Jego muzyka "wkracza" już w otwierającym ujęciu. Ma ona sobie coś, co charakteryzuje Pańskie filmy - rodzaj punkowej brawury. Zresztą w "Domu złym" słyszymy również kawałek Dezertera "Spytaj milicjanta"?

Wojtek Smarzowski: To jest we mnie głęboko obecne. Myślę, że kolejnym zespołem, którego muzykę będę chciał użyć w swoim filmie, to będzie Siekiera. Komuś ją wbiję w głowę.

Swoją drogą to ciekawe, że dwie najoryginalniejsze ścieżki dźwiękowe do polskich filmów w 2009 roku są autorstwa muzyków jazzowych. Chodzi mi o "Rewers" (Włodek Pawlik) i "Dom zły" (Mikołaj Trzaska). Dlaczego polscy filmowcy tak rzadko korzystają z możliwości współpracy z jazzowymi kompozytorami?

Wojtek Smarzowski: Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie bo ja startuję w indywidualnej dyscyplinie i mogę mówić tylko za siebie. Nie wiem dlaczego inni nie korzystają z takiej muzyki. Ja korzystam.

Nie myślał pan nigdy, żeby "Dom zły" sfilmować w czerni i bieli?

Wojtek Smarzowski: Nie przyszło mi to nigdy do głowy.

Pytam się o to, bo Pana film przypomina mi kino węgierskiego reżysera Beli Tarra. Zwłaszcza jeśli idzie o poetykę obrazu. U niego błoto w "Szatańskim tangu" jest właśnie czarno-białe. U Pana czarno-białe są jedynie zdjęcia z kamery, które kręci jeden z funkcjonariuszy.

Wojtek Smarzowski: Zawsze zakładałem, że stan wojenny i kojarząca się z nim zima powinna być kolorowa, chociaż jednocześnie koloru pozbawiona. A te lata 70., wiadomo - późny Gierek - jak na tamte czasy to był istny szał. Natomiast od samego początku mieliśmy w scenariuszu dodatkową kamerę z wizji lokalnej. Ona była zawsze czarno-biała.

Powtarza pan często, że lubi pracować z ludźmi, z którymi już wcześniej pracował. Ale to Pana pierwsze spotkanie z operatorem Krzysztofem Ptakiem, prawda?

Wojtek Smarzowski: Tak, zawsze chciałem z nim pracować. Tak się złożyło, że udało się przy "Domu złym". Dzięki temu ten film został nakręcony na kamerach HD. Normalnie chciałbym pracować na taśmie 35-milimetrów... Ale ta decyzja technologiczna okazała się mieć również artystyczne przełożenie. Miałem dwie kamery zamiast jednej, byłem bliżej aktorów, używaliśmy mniej światła, miałem więcej miejsca na inscenizację - stwarzało mi to komfort i intymność pracy z aktorami.

Podobnie Pan kończy "Dom zły", jak zakończył pan "Wesele". Statycznym ujęciem miejsca, któremu się Pan przyglądał przez cały film. Ale jednak zakończenie "Domu złego" ma w sobie więcej druzgoczącego pesymizmu.

Wojtek Smarzowski: Jeśli chodzi o ten ostatni kadr... Kombinowałem "ołtarzem". Zależało mi, żeby ekran był podzielony na trzy części: narodziny, śmierć, sąd ostateczny. Z różnych względów nie udało nam się przeprowadzić takiego jasnego podziału, który wyrysowałem sobie na kartce w ciepłym pomieszczeniu. Tam w tych górach był porywisty wiatr, mróz, śnieg? Ale i tak jestem z tego ujęcia zadowolony.

Pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie za to błoto. Wymyśliłem sobie błoto, ale nie aż takie, jak widać w kinie. To błoto jest przecież totalne.

Arkadiusz Jakubik powiedział, że jeśli miałby pan nakręcić komedię romantyczną, to rozgrywała by się ona w scenografii pegieeru a bohaterowie chodziliby w walonkach i pili bimber.

Wojtek Smarzowski: Coś w tym jest.

Ale komedii romantycznej pan na razie nie zamierza kręcić?

Wojtek Smarzowski: Przygotowuję teraz film, którego akcja dzieje się na Mazurach w 1945-46 roku. To jest historia trudnej miłości na gruzach a w tle będzie eksterminacja Mazurów. Scenariusz do tego filmu napisał Michał Szczerbic ["Prawo ojca", "Wiedźmin" - przyp.red.] - nie ja. Więc wygląda to jakiś pierwszy eksperyment w moim filmowym życiu.

To jeszcze na koniec. Skąd się Panu wziął ten "zakręt pod Niskiem"?

Wojtek Smarzowski: Tam było WKU, prawda? No właśnie.. Dobrze mi to brzmiało, miałem tam też kolegów. Poza tym jak jadę do domu rodzinnego, na Podkarpacie, to przejeżdżam tamtędy i tak mi zostało. Ale to jest fikcyjna sytuacja. Pewnie takie zakręty były, ale nie pod Niskiem...

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wojciech Smarzowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy