Reklama

Tatiana Maslany: ​Koniec czarno-białych postaci

Tatiana Maslany, Kanadyjka o polskich korzeniach, dała się dotąd poznać polskim widzom serialu "Orphan Black" (ma za nią statuetkę Emmy i nominację do Złotego Globu). Kinowa publiczność kojarzy ją zaś z ról w "Złotej damie" (2015), "Niezwyciężonym" (2017) czy "Niszczycielki" (2018). Teraz zobaczymy ją w serialu HBO "Perry Mason".

Perry Mason to w USA postać kultowa. Bohater ponad 80 powieści i opowiadań Erle’a Stanleya Gardnera rozwiązuje sprawy kryminalne. W latach 30., na które przypada jego aktywność, świat przechodzi gwałtowne przeobrażenie. Podczas gdy inne stany liżą rany po kryzysie z 1929 roku, Kalifornia ma się świetnie. Wydobycie ropy naftowej i produkcja filmów przynosi duże zyski, które miasto pożytkuje na rozbudowę. Jednak kiedy Mason dostaje nową sprawę, okaże się, że nie wszystkie inwestycje odbywają się w zgodzie z literą prawa. Mason nieustępliwie dąży do prawdy, płacąc za to wysoką cenę. Podpada wysoko postawionym rybom i sprowadza na siebie wrogów.

Reklama

W tytułową rolę wciela się Matthew Rhys, który ma na koncie dwie nominacje do Złotych Globów za rolę w "Zawodzie: Detektyw", choć początkowo przymierzano się do Roberta Downeya Jra. Wypełniony grafik gwiazdora pozwolił mu jedynie na to, by być producentem serialu (dzielił tę funkcję m.in. z Rhysem). Na ekranie lśni również Tatiana Maslany, z którą o roli w serialu rozmawiał dla Interii Artur Zaborski.

Artur Zaborski: Adaptacja prozy Gardnera raczej nie skończy się na jednym sezonie. Byłaś gotowa wejść w projekt, który może wymagać twojej obecności przez lata?

Tatiana Maslany: - Scenariusz tego serialu jest rewelacyjny, nasycony akcją i fenomenalnymi postaciami. Granie w takim projekcie to marzenie dla aktora. Jeśli coś jest jakościowo dobre, mogę się temu oddać na długo.

Jak ci się podobała podróż do lat 30.? Musiałaś pewnie sporo na temat tej dekady poczytać.

- Tego się zupełnie nie bałam, cieszyło mnie to, bo kocham przyswajać wiedzę. A kiedy muszę czytać książki w ramach pracy, to już idealna sytuacja.

To czym się niepokoiłaś?

- Aspektem religijnym, nie wiedziałam, czy się w nim odnajdę, chociaż dorastałam jako katoliczka. Jako dziecko chodziłam do kościoła, znałam obrządek religijny, przebieg mszy i większość rytuałów, więc nie musiałam się specjalnie przygotowywać pod tym kątem. Ale musiałam bardzo dokładnie zbadać życiorys Aimee Semple McPherson, na której oparta jest moja postać.

Kim była?

- Znaną na Zachodnim Wybrzeżu kanadyjsko-amerykańską ewangelistką, która w latach 20. i 30. ubiegłego wieku perfekcyjnie wykorzystała media do tego, żeby pozyskiwać wiernych. Zwłaszcza radio było jej narzędziem do znajdowania nowych ludzi do kościoła, który założyła. Chodzi o Kościół Poczwórnej Ewangelii, który teraz na całym świecie ma kilka milionów wiernych! Aż trudno uwierzyć w istnienie tak skutecznej kobiety w tamtym czasie. Nasz serial ma za zadanie przypomnieć widzom również o tym, że takie postaci istniały.

W serialu pokazana jest wielowymiarowo. Widzimy ją z kilku perspektyw.

- Dla aktorki takie postaci to spełnienie. Miałam ogromne pole możliwości, żeby się w nią wgryźć. Jej relacje z Perrym, z Bogiem, ale też z samą sobą dostarczały materiału na stworzenie kompletnej osoby, z jej wątpliwościami i niepewnościami. Cieszę się, że scenarzyści seriali oferują widzom możliwość głębszego wejścia w postać, nawet jeśli ta nie gra pierwszego planu. Pytanie, kim ona jest, nigdy nie przynosiło oczywistej odpowiedzi. Nie da się nawet powiedzieć, czy ona jest dobra czy zła. Czarno-białe postaci odchodzą do lamusa.

Ideały ma teoretycznie szczytne.

- Ona upomina się o tych, których system wyklucza. Chce pomóc osobom z marginesu - chorym psychicznie, bezdomnym i innym skrzywdzonym przez system. Ten wątek najbardziej odnosi się do współczesności, bo chociaż akcja dzieje się 90 lat temu, to tak naprawdę te problemy nie znikły. Zwłaszcza dzisiaj jest o nich głośno, wystarczy włączyć wiadomości ze Stanów, żeby zobaczyć, do czego mogą doprowadzić. Dlatego uważam, że nasz serial to nie pocztówka z przeszłości, tylko bardzo aktualna opowieść.

Ciebie podróż do przeszłości zachęciła do eksplorowania własnych korzeni?

- Chodzi ci o moje polskie korzenie, prawda?

Tak.

- Pewnie rozczaruję czytelników w Polsce, przyznając się, że jestem w 25 proc. Polką, ale nie udało mi się do tej pory poznać lepiej polskiej kultury. Bardzo bym chciała, ale w tym zawodzie zawsze coś się dzieje. Może w końcu dostanę rolę kogoś z Polski? Wtedy miałabym świetny pretekst!

Perry i Alice bardzo się od siebie różnią. Ona wierzy Boga i jego plan, on - tylko w sprawiedliwość. Ale mimo to ciągnie ich do siebie. Dlaczego?

- Jest coś w Masonie, co Alice przyciąga, bo widzi w tym podobieństwo do siebie. Nawet jeśli tego nie potrafi nazwać, to czuje to podświadomie. Jego cynizm zwłaszcza w sprawach wiary powoduje, że ona zaczyna zadawać sobie na jej temat pytania. Ich relacja jest fascynująca, bo oni się do siebie nie odnoszą z pogardą. Nie jest tak, że jedno obśmiewa drugie, tylko zastanawiają się, co daje tej drugiej osobie ich perspektywa. To, że Perry kwestionuje dogmaty wiary, nie jest dla niej powodem do niechęci wobec niego. Motywuje ją ciekawość, chce się dowiedzieć, co ma w sobie człowiek, który nie podchodzi na kolanach do świętości. Podoba mi się, że ona nie uznaje swojego punktu widzenia za jedyny słuszny. Pozwala sobie na zadawanie pytań i kwestionowanie przekonań.

Dużo moglibyśmy się od nich nauczyć.

- Oczywiście, zwłaszcza, że tak jak powiedziałam, jest w nim wiele elementów, które korespondują z tym, co dzieje się teraz. Opowiadamy o rasizmie, o wyzysku, o korupcji. To są problemy, w których współcześni widzowie bez problemu się odnajdą.

Jak ci się pracowało z Matthew Rhysem? Nie gwiazdorzył w podwójnej roli aktora i producenta?

- Jestem wielką fanką Matthew, a po wspólnej grze na planie serialu mogę powiedzieć, że to najlepszy aktor pierwszoplanowy, z jakim pracowałam. Był obecny przy wszystkim. Nie ograniczał się do tego, żeby zagrać swoją partię i sobie pójść, tylko z zaangażowaniem obserwował, jak radzimy sobie ze zdjęciami bez jego udziału. Otoczył nas troską i opieką. Pozwolił wszystkim czuć się częścią zespołu. Nigdy nie pozwolił, żeby jego ego stanęło przed nim. Dzięki temu mogliśmy czerpać z tej pracy radość. Nie czułam presji, nie było nerwowej atmosfery. Kręciliśmy naprawdę w komfortowych warunkach. Matthew śmieje się, że będzie mi płacił za PR, tak się nim zachwycam! 

Robert Downey Jr jako producent też był tak otwarty?

- Robert jest aktorem, więc doskonale zna potrzeby aktorów. Nigdy nie doprowadził do sytuacji, żebyśmy się musieli czymś przejmować. Załatwiał wszystko, łącznie z rozwiązywaniem problemów, nawet bez informowania nas o tym. Poza tym to niesamowicie wdzięczny człowiek. Docenia, że dla niego pracujesz, że się starasz, że wkładasz serce w to, co robisz. Potrafi wyczuć, kiedy to się dzieje. Kazał nam robić swoje, a on zajmował się swoim.

--------------------

Premiera serialu "Perry Mason" w HBO i HBO GO zaplanowana jest na 22 czerwca równolegle z premierą amerykańską (w Polsce to trzecia rano), a powtórkę widzowie będą mogli zobaczyć tego samego dnia o 20.10. Kolejne odcinki (jest ich łącznie osiem) emitowane będą co poniedziałek.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy