Robert Janowski: Spełniam się w pracy marzeń
Teleturniej "Jaka to melodia?" od lat bije rekordy oglądalności. Duża w tym zasługa prowadzącego. Robert Janowski ma charyzmę, ciekawą osobowość i styl. Do tego jest sympatyczny, otwarty, dowcipny, kocha rozmawiać i słuchać innych. I właśnie za to widzowie po prostu go lubią.
Całe wakacje bez "Melodii"! Jak ty to zniesiesz?
Robert Janowski: - Z przyjemnością odpocznę (śmiech). Widzowie oglądają nas od poniedziałku do piątku, a w niedziele są wydania specjalne. Kręcimy program zaledwie przez jeden tydzień w miesiącu, za to po 6-7 odcinków dziennie. Po takim maratonie jestem potwornie zmęczony i mówię sobie: dość! Ale wystarczy kilkudniowe wytchnienie i już tęsknię.
Wystartowaliście 4 września 1997 roku. Zatem w przyszłym roku czeka was jubileusz. Przygotowujecie dla widzów jakieś atrakcje?
- Mnóstwo niespodzianek! Już dziś myślimy nad tym, żeby każdy niedzielny odcinek był niezwykły. To niespotykane, by program telewizyjny przetrwał aż dwadzieścia lat! Chcę namówić producentów do zorganizowania jubileuszowego koncertu w Sali Kongresowej. Najlepsi polscy wykonawcy, najlepsze polskie piosenki - to byłoby coś!
Kiedy nagrywaliście pierwszy odcinek, spodziewałeś się, że tak to wszystko się potoczy?
- Dawałem "Melodii" dwa, trzy lata, czyli tyle, ile trwają tego typu formaty. Miałem też wrażenie, że za bardzo różnię się od innych prowadzących. Przez buntowniczy wygląd - skóry, długie włosy - i to, że ludzie kojarzyli mnie z "Metrem", nie bardzo widziałem się w czymś takim jak quiz. Czułem, jakbym zdradzał swoje ideały. Ale polubiłem to bardzo.
Więc co cię przekonało?
- Ten program jest ważny, z elementami edukacyjnym. Przyjeżdżają wspaniali ludzie. Lubimy się. Nie mógłbym tego teraz zostawić, swoich widzów i zawodników.
Chyba nadal kochasz to, co robisz. Co jest najlepsze w tej pracy?
- Długo o tym nie wiedziałem, że wokół programu narodziła się wielka społeczność. Mają swoje fora, organizują zloty, spędzają wspólnie wakacje. Niektórzy zawodnicy dzięki nam zmienili swoje życie. Widać, jak rozkwitają, odnajdują nową drogę. Nabrali pewności siebie, wierzą, że marzenia można spełnić. Są aktywni w sprawach społecznych, zostają wójtami, piszą książki, dyrygują chórami. Serce mi rośnie, gdy to widzę.
Spotykamy się tuż po koncercie w Opolu. Kto wśród współczesnych wykonawców zwraca twoją uwagę?
- Dawid Podsiadło. Jest utalentowany, ambitny i ma dobrze poukładane w głowie. Podejmuje mądre decyzje i nie boi się ciężkiej pracy. Efektem są piękne, dobre piosenki. Jest też Margaret - komercyjna wokalistka, produkująca muzykę na światowym poziomie. Z powodzeniem mogłaby wystąpić na jednej scenie z Beyoncé. Zapomniałby m o Piotrku Cugowskim, który śpiewa tak, że buty spadają. Ewa Farna, Monika Brodka, Ania Dąbrowska... Długo by wymieniać.
A ulubieńcy? Wykonawcy, którzy są na twojej stałej playliście?
- Perfect "Odnawiam duszę", Dawid Podsiadło - cała płyta "Annoyance and Disappointment" i LemON... Ale przyznam się do czegoś: moja praca kręci się wokół muzyki, po kilkanaście godzin na dobę zawodowo słucham piosenek, więc kiedy tylko mogę, to delektuję się ciszą. Gdy spaceruję lub jadę samochodem, raczej niczego nie słucham. W domu wybieram muzykę poważną, bo koi moją duszę i pozwala odpocząć.
Masz wpływ na to, która gwiazda wystąpi w teleturnieju?
- Liczy się głos wszystkich osób, które pracują przy produkcji. Ale prawda jest taka, że teraz każdy polski artysta chce u nas zaśpiewać. Kiedyś tak nie było... Dzisiaj kolejka się zrobiła (śmiech).
Chcesz powiedzieć, że kiedyś odmawiali?
- Tak było... Wiele lat słyszałem, że jesteśmy zbyt ludyczni. Jednak zaczęliśmy zapraszać wybitnych gości - olimpijczyków, przedstawicieli świata nauki, wynalazców, którzy zdobywają nagrody na całym świecie w różnych dziedzinach innowacji, aktorów, gwiazdy polskiej i zagranicznej sceny muzycznej... Dzisiaj każdy chce wystąpić.
Chciałabym jeszcze zapytać o to, jaki Robert Janowski jest prywatnie. Co, poza muzyką, pochłania cię bez reszty?
- Moja rodzina: żona Monika, dzieci.
Córki odziedziczyły po tobie talent?
- Młodsza Tola rewelacyjnie śpiewa. Dużo lepiej ode mnie. Potrafi mnie wzruszyć do łez. Aniela zresztą też, obie mogłyby iść do szkół muzycznych. Makary, gdyby wcześniej zaczął, byłby znakomitym gitarzystą. Wybrali swoje drogi i są szczęśliwi.
A gdyby Tola zechciała wziąć udział w jednym z licznych programów typu talent show, będziesz odradzał?
- Na pewno nie będę zabraniał. Takie są czasy, że Internet, Snapchat, Facebook to ulubiona forma komunikacji młodych ludzi. Na razie Tola bierze lekcje śpiewu i uczy się grać na basie. Fajnie gra na ukulele. Na wszystko przyjdzie czas.
Chodzą słuchy, że jedna z telewizji zamierza reaktywować "Idola". Więc może zgodziłbyś się zostać jurorem?
- Dostawałem propozycje od wszystkich producentów tego typu programów, ale za każdym razem odmawiałem, bo nie mam czasu (śmiech). Nigdy nie zostawię "Melodii" i 3,5 mln fanów. Tu się spełniam, pokazuję rzeczy, którymi warto się zachwycać. Lepszej pracy nie można sobie wymarzyć.
Rozmawiała Małgorzata Pyrko.