Radosław Piwowarski: U niego debiutowały Figura i Przybylska. "Całe życie robię filmy o kobietach"
"Uważam, że reżyser jest warty tyle, ile stworzy gwiazd. Mam satysfakcję, że w trakcie mojego zawodowego życia udało mi się kilkanastu świetnych młodych aktorów wprowadzić na ekrany" - mówi Radosław Piwowarski. To on odkrył takie gwiazdy polskiego kina, jak Anna Przybylska, Katarzyna Figura czy Maria Seweryn. W przyszłym roku na ekrany kin trafi najnowszy film twórcy "Pociągu do Hollywood" zatytułowany "Lekcje miłości".
Radosław Piwowarski - reżyser, scenarzysta, absolwent PWSFTviT w Łodzi. Na dużym ekranie debiutował w 1984 filmem "Yesterday". Ma w dorobku tak kultowe produkcje, jak "Kochankowie mojej mamy", "Pociąg do Hollywood", "Marcowe migdały" czy "Autoportret z kochanką". Za "Kolejność uczuć" w 1993 roku zdobył Złote Lwy na festiwalu w Gdyni. Reżyserował wiele seriali telewizyjnych, m.in. "Jan Serce", "Złotopolscy", "Na dobre i na złe".
Nigdy nie ulegał modom, zawsze kręcił filmy inne niż wszyscy. Niby wesołe, ale podszyte smutkiem i melancholią. Ich bohaterami są ludzie, którzy ścigają swoje marzenia, tak jak Mariolka Wafelek w "Pociągu do Hollywood". W tej roli wystąpiła Katarzyna Figura, którą Radosław Piwowarski odkrył dla polskiego kina. Nie tylko ją, bo to u niego debiutowały takie gwiazdy, jak Anna Przybylska, Joanna Pacuła, Małgorzata Socha, Maria Seweryn czy Robert Gonera.
Aktorskich talentów odkryłby zapewne znacznie więcej, gdyby nie to, że 20 lat temu przestał kręcić filmy. Teraz wraca - już w przyszłym roku będzie można zobaczyć jego najnowszy film "Lekcje miłości". Radosław Piwowarski mówi, dlaczego tak długo nie kręcił filmów, co go skłoniło do powrotu, dlaczego lubi pracować z debiutantami i co sprawiło, że porzucił pomysł zrealizowania filmowej biografii Anny Przybylskiej.
PAP Life: Dwa miesiące temu pojawiła się w mediach informacja, że kręci pan nowy film "Pani od polskiego" [obecny tytuł "Lekcje miłości"]. Pana poprzedni film kinowy - "Ciemna strona Wenus" - powstał 26 lat temu, potem w 2003 roku zrealizował pan jeszcze dla telewizji "Królową chmur". Długa ta przerwa. Co pan robił w tym czasie?
Radosław Piwowarski: - Ponad 20 lat temu zadzwonił do mnie Tadeusz Lampka i zaproponował mi reżyserię nowego wówczas serialu "Złotopolscy". Miałem przyjść na kilka dni, żeby ten serial "ocieplić", bo zawsze miałem opinię reżysera, który kręci filmy lubiane przez widzów. Z tych kilku dni zrobiło się 12 lat. Po prostu przez własną nierozwagę wszedłem w świat seriali, który jest pociągający, bo to jest stała robota, stałe pieniądze, a poza wszystkim to lubiłem. Nakręciłem ponad 350 odcinków "Złotopolskich". Później zrobiłem jeszcze wspomnianą "Królową chmur" z Danutą Szaflarską i Anią Przybylską. I to tak naprawdę był mój ostatni film, bo potem znów były seriale. Poza tym wykładam w Warszawskiej Szkole Filmowej. Przez cały ten czas myślałem o nowych scenariuszach, dużo pisałem, ale do realizacji fabuły nie mogłem się przebić.
Dlaczego?
- Kiedy przychodziłem z kolejnym scenariuszem, słyszałem: "Ach mistrzu, napije się pan kawy czy herbaty?". Ale gdy zaczynałem mówić, że chcę wyreżyserować nowy film, to spotykałem się ze zdziwieniem, że w moim wieku jeszcze chcę to robić. Prawda jest taka, że moje pokolenie już nie robi filmów. Minęły już czasy, kiedy przychodził pan reżyser i mówił: "Mam fajną historię do opowiedzenia", a wszyscy byli ciekawi, co on zaproponuje. Dziś reżyser jest człowiekiem do wynajęcia. Młodzi na to idą.
Ale w końcu udało się panu przebić. Nakręcony właśnie film "Lekcje miłości" to opowieść o miłości między Polakami wywiezionymi w czasie II wojny światowej na roboty do Niemiec. Skąd wziął się ten pomysł?
- Dawno, dawno temu Janusz Gazda podsunął mi niewielką książeczkę "Szara gęś" autorstwa Emili Kunawicz. To były beletryzowane wspomnienia nauczycielki z Kresów, która spędziła pół wojny w III Rzeszy z dzieckiem przy piersi. Spotkałem się wtedy z panią Emilią, przemiłą starszą panią i umówiliśmy się, że zrobię z tego film. Później niestety zajmowałem się innymi rzeczami, pani Emilia umarła, ale ta jej książka nie dawała mi spokoju. Kilka lat temu zacząłem czytać pamiętniki i wspomnienia ludzi, którzy byli na robotach w III Rzeszy i odkryłem niezwykły świat, który właściwie jest kompletnie nieznany. Trudno to zrozumieć, ale przez 70 lat nie powstał na ten temat żaden film - ani fabuła, ani dokument. A przecież na robotach w Niemczech było 2 miliony 800 tysięcy ludzi z Polski. To jest kopalnia szekspirowskich dramatów. Pomyślałem, że to jest wyzwanie. Jako artysta chcę oddać hołd tym kobietom, które straciły najlepsze lata swojego życia, pracując u Niemców. I tak powstał ten film. Z jednej strony inspiracją były autentyczne wspomnienia, z drugiej moja artystyczna potrzeba. Całe życie robiłem filmy o kobietach i główne role zawsze grały u mnie kobiety.