Przyjechała z USA i podbiła polskie kino! Można nie oglądać się na innych i odnosić sukcesy
"Często nie mamy świadomości tego, co mamy podane na tacy. Nie wiemy też, kim byli nasi rodzice, zanim my pojawiliśmy się na świecie. Historia mojej mamy odkrywała się przede mną w trakcie pisania scenariusza. Jak się okazało, nie miałam wcześniej o niej pojęcia" - mówi Lena Góra.
Lena Góra to uzdolniona aktorka. Ma zaledwie 33 lata, a już szturmem podbija polski rynek filmowy. Doświadczenie zdobywała na zagranicznych planach. Jako 16-latka wyleciała do Londynu, a po czterech latach osiedliła się w Stanach Zjednoczonych, gdzie skończyła m.in. The Actors Studio w Nowym Jorku oraz The American Academy Of Dramatic Arts w Los Angeles.
Jest córką malarza Sławomira Góry i wokalistki trójmiejskiego zespołu Pancerne Rowery, Eli "Malwiny" Góry. To właśnie życie jej matki stało się dla niej inspiracją do napisania wraz z Olgą Chajdas scenariusza do filmu "Imago". Historia opowiada losy młodej kobiety łaknącej życia pośród szarości PRL. Mówi o relacji matki z córką, głodzie wolności i medytacji. Jej tłem jest buntownicza trójmiejska scena muzyczna końca lat 80. XX wieku, kulturalny i społeczny fenomen tego okresu i zapowiedź rewolucyjnych zmian w Polsce.
Za rolę Eli w tym filmie Lena Góra otrzymała na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni nagrodę za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą, została nominowana także do tegorocznych Orłów w kategorii Najlepsza główna rola kobieca. Aktorka była w 2023 roku nominowana również do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego.
Aktualnie widzowie mogą ją oglądać w nowej produkcji TVP "Będziemy mieszkać razem". W serialu wciela się w Basię Lipińską. Zagrała również świetną rolę w amerykańsko-polskim filmie "Roving Woman".
Już 18 kwietnia pokaz "Imago" otworzy 12. edycję Festiwalu Filmowego Script Fiesta. Po pokazie odbędzie się spotkanie z ekipą filmu.
W filmie "Imago" Olgi Chajdas nie tylko zagrałaś główną rolę, ale także jesteś współautorką scenariusza, który stworzyłaś na podstawie życiorysu swojej mamy Eli. Kiedy w twojej głowie narodził się pomysł, aby opowiedzieć światu tę historię?
- Często nie mamy świadomości tego, co mamy podane na tacy. Nie wiemy też, kim byli nasi rodzice, zanim my pojawiliśmy się na świecie. Historia mojej mamy odkrywała się przede mną w trakcie pisania scenariusza. Jak się okazało, nie miałam wcześniej o niej pojęcia. Przyleciałam do Polski z Los Angeles i wraz z Olgą Chajdas wybrałyśmy się w podróż w przeszłość. Spotkałyśmy się z wieloma osobami, które dawniej były bliskie mojej mamie. Wysłuchałyśmy wielu historii, a ja cały czas spisywałam je w zeszyciku. Z pierwszą wersją scenariusza pojechałam na Script East i dalej tworzyłam historię pod okiem mentorów z całego świata. Podczas festiwalu w Cannes otrzymałam wyróżnienie za scenariusz. To było tak niespodziewane i tak wspaniałe. Taki motor napędowy. Zaczęłam wtedy naprawdę wierzyć, że zrobimy wartościowe dzieło, że moja historia, tak intymna i prywatna, może stać się uniwersalna.
Mało który aktor ma okazję "wejść w skórę swojej matki". Jak się z tym czułaś?
- Matka to taki byt, z którym jest się związanym bardzo mocno, często na całe życie. Nie zawsze jesteśmy sobie w stanie z tym poradzić, bo ta relacja potrafi być trudna. A przecież rodzic powinien być rodzicem, a nie człowiekiem. A ja zobaczyłam w niej coś prostszego - bohaterkę. Dopiero wtedy zrozumiałam jej zachowania, pragnienia, myśli i przestałam ciągle wydawać wyrok, jakim to ona była albo nie była rodzicem. Praca nad scenariuszem była pewnego rodzaju uwolnieniem. Z kolei praca aktorska wyzwaniem. To był dla mnie kosmos. Gdy pierwszy raz miałam okazję obejrzeć film na dużym ekranie, podczas festiwalu w Karlowych Warach, nie tylko ja byłam przejęta, ale czułam też rozedrganie całej sali. (...) Tak bardzo głęboko weszłam w Elę, że stałam się zupełnie innym człowiekiem. To nie byłam ja na ekranie. Miałam jej ruchy, cechy, nawet tiki nerwowe na twarzy.
Zastanawia mnie, jak zareagowała na film twoja rodzina. Obawiałaś się krytyki z ich strony?
- Bardzo. W mojej rodzinie nie każdy jest artystą, a mam wrażenie, że artystom łatwiej jest niektóre rzeczy zrozumieć. Z rodziną ze strony mamy, która jest przedstawiona w filmie, od lat nie miałam kontaktu. Spotkałam się z nimi podczas pisania scenariusza, musiałam ich zapytać o zgody. Poznawanie ich na nowo po wielu latach przy zastawionych jedzeniem na moją wizytę stołach, uśmiechach na twarzy i totalnym zaufaniu, było dla mnie niesamowite. Wszyscy pojawili się na festiwalu w Gdyni i obejrzeli "Imago". A co ważne, zależało mi, aby żadna postać nie była przedstawiona jako laurka. To właśnie dlatego każdy bohater mógł zobaczyć siebie w prawdziwej wersji, co nie oszukujmy się, wcale nie jest proste, a wręcz może być przerażające. Ale nie dla nich, oni byli tylko ze mnie dumni. Jestem im za to ogromnie wdzięczna. (...)
Jak przyznałaś, miałaś okazję poznać historię swojej mamy z czasów, gdy nie było cię jeszcze na świecie. Znalazłaś wspólne cechy, które was łączą?
- To naturalne, że dostajemy pewne cechy od swoich rodziców. Na nasze szczęście możemy rozdzielić je na te, które chcemy i te, których wcale nie chcemy powielać. To jest nasza decyzja i o tym warto pamiętać. Ja świadomie zastanowiłam się na tym, jaka jestem i jaka chcę być. Moja mama przekazała mi wiele wspaniałych cech, z których dziś dumnie korzystam. Ela była bardzo silna, ale było to u niej intuicyjne i nieświadome. Choć nie zawsze miała łatwo, walczyła o swoją wolność i o to, by nie musieć podporządkowywać się temu, co mówią inni. (...) Sama dziś często powtarzam, że nie warto otaczać się ludźmi, którzy mówią nam, że czegoś nie wolno. Często jest to nieświadomie i "chcą dobrze", ale jednak podcinają nam skrzydła. Moja mama też swoich nie rozwinęła, bo w pewnym sensie bała się tego, że została matką i sądziła, że powinna się jakoś zachowywać, by sprostać ocenie społeczeństwa. A ja chciałabym, żeby dziś kobiety, które są matkami, nie musiały wcale ściągać z siebie skrzydeł. Jedno z drugim się wcale nie wyklucza.
A ty czujesz się osobą wolną?
- Wolność to ogromne słowo, nadużywane, znaczące dla wszystkich to, co chcą. Staram się na nie uważać. Jeśli chodzi o dawanie przestrzeni sobie i ludziom dookoła, tak aby każdy mógł być tym, kim chce, to jestem za. Nie pozwalanie też, żeby ktokolwiek podcinał nam skrzydła. Ja sama czułam niejednokrotnie, że ludziom nie podoba się to, że wierzę, że każdy może być szczęśliwy, może się niczego nie bać, nie oceniać, nie oglądać się na innych, robić swoje i odnosić sukcesy. Wielu rodziców wychowuje swoje dzieci w strachu, a ja uważam, że strach to najgorsze, czego możemy nauczać.
Aleksandra Wojtanek/AKPA