Reklama

Przemysław Cypryański: W każdej chwili jestem gotowy, by ruszyć przed siebie

Przemysław Cypryański, w przyszłym roku skończy 40 lat. Jak przyznaje, każda "dziestka" rodziła w jego głowie pytania, co się teraz wydarzy. Choć on sam wciąż czuje się młody, chętnie wraca wspomnieniami do dzieciństwa.

Ponad 230 dni pandemii dało w kość każdemu, ale aktorzy niemal na sześć miesięcy zostali pozbawieni możliwości zarobkowania. Stanęły produkcje filmowe, seriale i teatry. Sytuacja się powtarza jesienią. Musiałeś sięgnąć po swoje inne umiejętności, by jakoś związać koniec z końcem?

Przemysław Cypryański: - Chyba umiejętności siedzenia i nicnierobienia - te mam świetnie opanowane. Nie działałem jak inni moi koledzy w sieci, więc czekałem cierpliwie, a czasem niecierpliwie, od połowy kwietnia do połowy czerwca na możliwość powrotu do pracy.

Pytam, bo robiłeś w życiu wiele rzeczy. Nie miałbyś kłopotu ze zmianą zawodu?

Reklama

- Te inne rzeczy, o których wspominasz, niestety, też podlegały pod lockdown. W zasadzie z dnia na dzień odwołano eventy, więc konferansjerka, którą się zajmowałem, ale także praca w teatrze - dosłownie zamarły. Na szczęście mogłem jeszcze chwilę poczekać... i w czerwcu, w końcu, nas odblokowali. A wakacje spędziłem na planie "Pierwszej miłości" we Wrocławiu ze świetną ekipą realizatorów i kolegów aktorów.

Czym wypełniałeś dni zanim wróciłeś do pracy: Grałeś w szachy? Trenowałeś? Tańczyłeś?

- W szachy akurat gram dosyć dobrze. Trafiłaś w dziesiątkę. Lubię spotykać się z moim bratem na partyjkę. To sport, z którym byłem związany przez lata, a potem go zarzuciłem. Dzięki pandemii znów gram z przyjemnością. Oczywiście nadrabiałem zaległości filmowe, serialowe, książkowe. Natomiast bardzo brakowało mi aktywności fizycznej. To doprowadzało mnie do szaleństwa. Przez pandemię wstrzymano też realizację "Dance Dance Dance", więc przez pierwszy tydzień odpoczywałem. Cieszyłem się, że nic mnie nie boli, lizałem rany. Przygotowanie każdego układu choreograficznego to był naprawdę ogromny wysiłek fizyczny i tytaniczna praca dla ciała. Jednak w drugim tygodniu zaczęło mi tego brakować.

I co wtedy: Chodakowska czy Qczaj?

- Ani, ani [uśmiech - przyp. red.]. Jestem fanem brzuszków, pompek, ćwiczeń, które mogę zrobić samodzielnie w domu, ale nie mogłem już na przykład pojeździć rowerem w przestrzeni miejsko-parkowej, co kocham. Nie mogłem biegać ulubionymi trasami. Czułem się z tymi ograniczeniami naprawdę źle. Teraz też jest ciężko, ale doświadczenie wiosennych miesięcy pomaga mi dziś. Skoro jednak pytałaś o planie B, to ja cały czas myślę o tym, co jeszcze mógłbym robić w życiu, czego nowego chciałbym się nauczyć? Przez ostatnie lata nie było zbyt wielu fajerwerków w moim życiu zawodowym, aktorskim. Na pewno dużo więcej grałem w teatrze, ale w serialach pojawiałem się raczej gościnnie.

Przez lata byłeś związany z serialem "M jak miłość". Czy taka praca rzemieślnicza, dzień w dzień na planie, przez kilka lat, uczy dyscypliny?

- Ja bardzo lubię dyscyplinę, ponieważ sam jestem słabo zorganizowany. W moim życiu sprawdza się zasada, że im więcej mam zajętości w ciągu dnia, tym lepiej się z nich wywiązuję. W przeciwnym wypadku zdarza się, że później wstanę, bo nie muszę, zrobię coś albo nie zrobię. Kiedyś w ogóle byłem strasznym śpiochem. Spałem do dziesiątej, dwunastej w południe. Z wiekiem, obserwuję, że stałem się rannym ptaszkiem. Wstaję o siódmej i działam. Od rana rozpiera mnie energia.

W przyszłym roku skończysz 40 lat. Masz w związku z tym jakieś obawy, oczekiwania, marzenia?

- Każda "dziestka" niesie za sobą refleksję, że czas ucieka, ale jest też nowym rozdaniem. Inne rzeczy są ważne, a dla aktora każdy, kolejny rok może być tylko plusem. Ale spokojnie, to dopiero za dziesięć miesięcy się wydarzy, więc mam chwilę na przemyślenie tematu [uśmiech - przyp. red.]. Pomyślę, jak tą dojrzałość wykorzystać. Myślę, że wiek, który przyszedł i zmiana mojej fizyczności daje mi nowe możliwości w tym zawodzie.

Policjant w "M jak miłość", strażak w "Pierwszej miłości". Miłość i mundur idą w parze, przynajmniej w dziecięcych marzeniach. Kim chciałeś być jak byłeś mały?

- Pochodzę z Marzenina, niedaleko Wrześni. A wiadomo, że we wsi jednym z bardziej interesujących miejsc dla małego chłopca jest Ochotnicza Straż Pożarna. Mam wiele zdjęć z zabaw szkolnych, na których jestem przeprany właśnie za strażaka. To była nie lada gratka, że mogłem wypożyczyć oryginalny strój z remizy. Strażak kojarzy się z pomaganiem ludziom, ratowaniem życia, a kto w dzieciństwie nie marzy o super mocy. Poza tym mówi się "za mundurem panny sznurem", więc to wszystko trzyma się kupy [uśmiech - przyp. red.].

A idą?

- Nie wiem, nie zostałem strażakiem [uśmiech - przyp. red.].

Marcin Zabawa lubi się zabawić?

- Nazwisko zobowiązuje! [uśmiech - przyp. red.] Sam lubię komedię, dobrze się czuję w tej konwencji i widzę, że scenarzyści piszą dla mojej postaci coraz więcej zabawnych scen. Scen, które wywołują uśmiech, ale też niezręczności i nieporozumienia. Natomiast zawodowo i uczuciowo to bardzo poukładany facet. Miłość jest dla Marcina bardzo ważna, tylko nie za bardzo potrafi się odnaleźć w relacjach damsko-męskich. To nie jest typ macho, który podchodzi do dziewczyny, która mu się podoba i mówi wprost, że zaprasza ją na randkę. Budowanie relacji nie przychodzi mu łatwo. Mogę obiecać, że nie będzie nudno. W moim wątku pojawi się kilka kobiet i ta jedna, o której Marcin myśli poważnie. Scenarzyści dbają o temperaturę uczuć w jego związku. Z obserwacji wiem, że najgorsza rzecz jaka może przydarzyć się aktorowi to serialowe małżeństwo, bo potem wieje straszną nudą. Marcin, na szczęście, ma potencjał!

Masz dwóch braci i trzy siostry. Kiedy wychowujesz się w dużej rodzinie, od dziecka masz silne poczucie własnej wartości i większą siłę napędową do spełniania marzeń?

- Na pewno jak żyjesz w wielodzietnej rodzinie musisz nauczyć się pewnych zasad. Z jednej strony jesteś otoczony miłością, tą pierzyną rodzinnej atmosfery, którą widać zwłaszcza w czasie świąt, gdy wszyscy spotykamy się w domu naszych rodziców, cieszy cię nieustający gwar, harmider, zabawa, co w dorosłym życiu sprawia, że jesteś bardziej otwarty na ludzi, na rozmowę z drugim człowiekiem, na różnorodność. Z drugiej strony - musisz się wszystkim dzielić z rodzeństwem, nie wszystko masz, albo masz "po bracie", co z kolei pobudza wyobraźnię i zaczynasz marzyć.

- Na pewno jesteśmy dla siebie wielkim wsparciem i możemy na siebie liczyć, co sprawdziło się już w wielu sytuacjach życiowych. Jest między nami silna więź. Z bratem mieszkamy niedaleko siebie. W Warszawie jest również moja starsza siostra, z którą przyjechałem do Warszawy dziewiętnaście lat temu. Codziennie dzwonię też do rodziców, bo zostali w naszym rodzinnym domu sami. Może przez to, że nie mam rodziny, żony, dzieci nie czuję się więźniem we własnym mieszkaniu. W każdej chwili jestem gotowy, by ruszyć przed siebie. Jeśli otrzymam propozycję pracy długoterminowej, która będzie wymagała przeprowadzki, jadę spełniać swoje marzenia.

Beata Banasiewicz / AKPA

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Przemysław Cypryański
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy