Reklama

Pochwała normalności

Mężczyzna, który poznał sekret szczęśliwego życia. To jego największy sukces. A teraz pragnie przekazać swoją wiedzę córce.

Przez wiele lat traktowany był jako dodatek do sławnej żony. Ale na szczęście ten etap ma już za sobą. Waldemar Błaszczyk (40 l.) nie chce już do tego wracać. Ma pracę, kochającą rodzinę i normalne życie...

Wywołajmy skandal panie Waldemarze. Wchodzi pan w to?

Waldemar Błaszczyk: - Składa mi pani taką propozycję pewnie dlatego, że moje życie wydaje się pani cholernie nudne, prawda?

Ta sama żona, żadnych romansów... Cóż za niemodna dzisiaj monogamia!

- Jesteśmy małżeństwem od 1999 roku. I jakby tego było mało - jest to przecież związek aktorski. A patrząc na to, co się dookoła nas dzieje, rzeczywiście zaskakujące jest to, że wytrzymaliśmy ze sobą tak długo. Jesteśmy dziwnym zjawiskiem w tej branży. I dlatego gazety, telewizja nie interesują się nami tak bardzo. Ale w zasadzie w ogóle mnie to nie dziwi, przecież nikogo nie interesuje normalność...

Reklama

Stąd moja propozycja.

- Ale wie pani co? Ta normalność to chyba jeden z moich największych życiowych sukcesów.

Na czym polega siła państwa związku?

- Na ciągłej nauce. Każdego dnia uczymy się siebie na nowo. Dopiero po tylu latach związku widzę, na czym to wszystko polega. Uczymy się, jak ze sobą być, postępować, iść na ustępstwa, a nawet tego, jak ze sobą rozmawiać. I wie pani czego żałuję najbardziej? Tego, że nie uczą nas takich rzeczy w szkole. Podobnie jest zresztą z wychowywaniem dzieci.

A to - jak wiadomo - wielka odpowiedzialność...

- ...na którą często nie jesteśmy gotowi. I zawsze mnie to zastanawiało. Aby wsiąść na rower, trzeba mieć kartę rowerową, a żeby mieć dziecko? Tak naprawdę nic nam nie jest do tego potrzebne. Śmieję się, że nie trzeba mieć nawet łóżka.

Ale z wychowaniem córki radzi pan sobie przecież dobrze.

- Nie wiem czy dobrze. Dokładam wszelkich starań, aby tak właśnie było, ale przecież nie zawsze mi wszystko wychodzi. Nikt nie jest idealny. Cieszę się, że mam z Marią dobry kontakt. Najważniejsze jest to, aby zobaczyć w dziecku drugiego człowieka. Trzeba pamiętać, że ono nie jest naszą własnością.

Czy kiedykolwiek stanął pan przed takim dylematem: praca czy rodzina?

- Nigdy. Ale tylko dlatego, że w momencie, w którym zostałem ojcem, zadałem sobie jedno bardzo ważne pytanie: co jest dla mnie w życiu tak naprawdę ważne? Odpowiedź była prosta. Najważniejsza jest dla mnie rodzina. Praca i pozostałe rzeczy uplasowały się na dalszych miejscach.

A jeżeli niektórzy myślą inaczej?

- Nie potępiam ich, ale takie osoby nie powinny zakładać rodziny. Moja żona ma dokładnie takie samo podejście. I pewnie dlatego jesteśmy ze sobą tak długo. Mam nadzieję, że to jeszcze potrwa...

Co prawda nie wiem, co ona na to powie, ale wierzę, że i w tym przypadku się ze mną zgodzi.

Dzieli państwa pewna różnica wieku, na pana korzyść. Nadal jej państwo nie odczuwają? Czy z upływem lat jest ona jednak bardziej zauważalna?

- Cały czas widoczne jest to jedynie w PESEL-u. My nie odczuwamy żadnej różnicy. Fajnie się uzupełniamy.

Co do waszego związku wnosi pani Ewa?

- Na pewno świetną intuicję. Dlatego zawsze z niej korzystamy! A jak jest już ustalone, w którym kierunku będziemy podążać, to dopiero wtedy potrzebujemy mojego rozumu. Dzięki temu kiedy coś nie pójdzie po naszej myśli, mam święty spokój, bo obydwoje doskonale wiemy, że to nie była moja decyzja. Bardzo to sobie sprytnie wymyśliłem, prawda?

A zdarzają się wam kłótnie, ciche dni?

- Oczywiście, że tak. Zdarzają się kłótnie wywołane różnicą zdań. W końcu mamy swoje charaktery i zupełnie inne temperamenty.

Ale, dla dobra córki, szybko zakopujecie topór wojenny?

- Wszystko robimy dla jej dobra. I pewnie dlatego też najważniejsze jest dla nas to, aby mieć czas dla rodziny. Nie chcemy, aby nasza córka widziała nas tylko w prasie i w telewizji.

W życiu pańskiej rodziny szalenie ważny jest sport. A może się mylę?

- Sport szybko i skutecznie uzależnia. Jak ktoś lubi się ruszać i nagle przestanie, to bardzo szybko zorientuje się, że czegoś mu brakuje do szczęścia. Dlatego też jak najczęściej staramy się spędzać czas aktywnie. Ja biegam, a moje dziewczyny jadą obok mnie na rowerach. Czerpiemy z tego sporą satysfakcję.

A chciałby pan przed czymś ustrzec swoją córkę?

- Trudne pytanie... Wiem natomiast, czego chciałbym ją nauczyć. Pragnę przekazać jej swój system

wartości. Wyniosłem go z domu i chciałbym móc zrobić teraz to samo. Miłość, dom, rodzina, a dopiero później cała reszta. Chciałbym, żeby moja córcia myślała podobnie. Ale, wracając do pani pytania, po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że gdybym miał ją przed czymś przestrzec, to byłoby to pewnie... aktorstwo. To nie jest normalny zawód. Trzeba być trochę idiotą i wariatem na jego punkcie.

Narzeka pan?

- Nie lubię narzekać, chociaż wiem, że to u nas modne. Moja mama jest optymistką i też mnie tego nauczyła. Jeżeli ludzie pytają, co u mnie słychać, to odpowiadam, że dziecko zdrowe, żona nadal kocha, więc wszystko jest tak, jak być powinno.

A co pana wkurza?

- Egoizm ludzki. Ludzie zazwyczaj nie zwracają uwagi na drugą osobę. Ja na pewno nie zaliczam się do tego grona. Zawsze zastanawiam się nad tym, co czuje i myśli ta druga osoba. Nie chcę, aby komukolwiek działa się krzywda. Brzmi to może trochę patetycznie, ale... co zrobię, że tak mam?

Alicja Dopierała

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy