Piotr Kraśko: Jestem blisko ludzi
Kocha swój zawód, ale nie stawiałby go na piedestale. Uważa, że na większy podziw zasługują np. lekarze. Na wizji najchętniej porusza tematy z życia. - Takie, które dotyczą każdego z nas - mówi Piotr Kraśko.
Od ponad roku wraz z Kingą Rusin prowadzi pan "Dzień Dobry TVN". Jak pan ocenia ten czas?
Piotr Kraśko: - Wspaniale! Myślę, że niewielu z nas w tym zawodzie ma tak niezwykłą sytuację, jak praca z osobą, którą zna się tak dobrze i to od wielu, wielu lat. Dla nas rozmawianie o wszystkim jest tak naturalne, że niemal nie zauważamy momentu, kiedy zaczyna i kończy się program, bo po zejściu z anteny dalej ze sobą dyskutujemy.
Jakie tematy są panu bliskie?
- Te dotyczące codziennych spraw, o których rozmawiamy, wracając z pracy do domu. Oczywiście, że czasem rozmawiamy o polityce czy o wycinaniu drzew, ale też o tym, do jakiego lekarza pójść z dzieckiem, jak one radzą sobie w szkole, gdzie pojechać na wakacje. Właśnie ta różnorodność jest najciekawsza! W jednym wydaniu możemy spotkać się z Andrzejem Sewerynem, Wojciechem Pszoniakiem i Katarzyną Pilarczyk, mistrzynią Europy w driftingu oraz Red Lipstick Monster.
Program emitowany jest na żywo. To ułatwienie czy przeszkoda?
- Od bardzo wielu lat pracuję przy programach emitowanych na żywo, więc trudno mi o porównania z tymi, które są nagrywane. Wprawdzie "żywa" telewizja nigdy nie będzie tak idealna jak materiał, który można poprawiać, ale to też jej wielka zaleta. Wszystko tu jest autentyczne. Stąd wpadki i przejęzyczenia - zabawnych sytuacji jest tak wiele, że zajęłyby cały numer "Tele Tygodnia". (śmiech)
Teraz program zastąpiono sobotnio-niedzielnym cyklem "Dzień Dobry Wakacje". Praca w weekend to dla pana nie problem?
- Nie. Uwielbiam wydania wyjazdowe. W tym roku z Dorotą Wellman byliśmy w Kołobrzegu, a z Kingą w Sopocie. Uważam, że warto jeździć po Polsce, żeby po raz kolejny przekonać się, jak piękny mamy kraj i jak szybko się zmienia. Do tego, kiedy nasze studio jest na plaży czy na rynku, to zawsze dookoła znajduje się masa wspaniałych ludzi i są to bardzo ciekawe spotkania. Na co dzień z naszego studia mamy obłędny widok na panoramę Warszawy, ale to fantastyczne, kiedy czasami możemy całkiem dosłownie "zejść na ziemię".
A dowody sympatii od widzów nie są dla pana zbyt uciążliwe?
- Zawsze mnie rozbawia sytuacja, kiedy młoda aktorka, która zagrała w dwóch odcinkach serialu, narzeka, jak trudno być jej "osobą publiczną". Jeśli kogoś to męczy, to jest przecież wiele innych pięknych zawodów, które nie niosą ze sobą takich "problemów". Dla mnie zdecydowana większość spotkań z ludźmi jest bardzo, bardzo miła. Przy całej fascynacji dziennikarstwem, nie wiem, czy wnosiłbym ten zawód na piedestał. Lekarze, chirurdzy czy kierowcy karetki pogotowia na co dzień robią rzeczy o wiele ważniejsze niż my! I bardziej zasługują na podziw.
Mimo obowiązków znajdzie pan czas na urlop?
- Oczywiście, jak zwykle wybieram się z rodziną na Mazury. Przez wiele lat dzięki pracy sporo jeździłem po świecie, od Indii przez Kenię, Rwandę, Senegal, po Brazylię czy Wyspy Zielonego Przylądka. A jednak trudno mi sobie wyobrazić miejsce, w którym czułbym się lepiej niż nasze Mazury. Wakacje tam spędzone to dla nas najlepsza część lata. Warto podróżować i poznawać nowe miejsca, ale prawdziwe szczęście to wiedzieć, gdzie tak naprawdę jest na ziemi nasz dom. Mój jest w Krainie Wielkich Jezior.
Rozmawiał Artur Krasicki.