Reklama

Paulina Chruściel: Ślubu nie będzie

Komedia Nikołaja Gogola "Ożenek" od 11 marca w Teatrze 6. piętro. Główną rolę w spektaklu kreuje znana z serialu "Singielka" Paulina Chruściel. Dlaczego aktorka nosi scenariusz z namalowanym serduszkiem? Jakie są jej doświadczenie ze swataniem?

Komedia Nikołaja Gogola "Ożenek" od 11 marca w Teatrze 6. piętro. Główną rolę w spektaklu kreuje znana z serialu "Singielka" Paulina Chruściel. Dlaczego aktorka nosi scenariusz z namalowanym serduszkiem? Jakie są jej doświadczenie ze swataniem?
Paulina Chruściel podczas medialnej próby spektaklu "Ożenek" /AKPA

Przede mną leży twój egzemplarz scenariusza "Ożenku". Skąd na jego okładce wzięło się to wielkie, czerwone serce?

Paulina Chruściel: - To ja je namalowałam. Zrobiłam je, bo Janusz Chabior nieustanie zabierał mi scenariusze, w których były zaznaczone moje kwestie. Powiedziałam mu, że egzemplarz z sercem jest mój.

A obrazki na kolejnych stronach?

- To bohomazy mojej córki. Zobacz, tu namalowała dom, tutaj mamę. Bardzo to lubię. Kiedy nie mam siły, coś mi nie wychodzi, to myślę sobie, że przecież teatr nie jest moją jedyną miłością. To, co się liczy, to moja córka.

Wspomniałaś o Januszu Chabiorze. Poza wami dwoje, w obsadzie sztuki jest tyle aktorskich znamienitości. Jaka jest ta wasza drużyna?

Reklama

- Podoba mi się, że w "Ożenku" każdy z aktorów jest tak kompletnie inny. Michał Żebrowski, Piotr Głowacki, Joanna Żółkowska, Czarek Pazura, Anna Dereszowska. Każdy z nas na scenie ma trochę inny pomysł na siebie, różni nas sposób gry, energia. To tworzy niesamowitą i, mam nadzieję, ciekawą dla widza jakość.

Kim jest twoja postać, Agafia Tichonowna?

- Agafia jest panną poszukującą odpowiedniego kandydata na męża. Poznajemy ją jako dziewczynę bardzo żywą, z dużym temperamentem, pozytywnie nastrojoną do świata i ludzi. Nie jest typową romantyczną amantką, lecz osobą obdarzoną kupiecką rozwagą, co odziedziczyła po ojcu. Chciałam przedstawić ją jako rozsądną osobę, która nie ma świadomości swojego dramatu. Akcja bowiem nie kończy się ślubem. Nie zdradzę jednak jaki jest finał, zapraszam do zobaczenia go w teatrze.

W spektaklu ważną rolę odgrywają intrygi swatów. A czy tobie, tak prywatnie, zdarzyło się zeswatać jakąś parę?

- Tak, dwa razy. Pierwszy przypadek dotyczy mojej mamy. Jako bardzo dojrzała osoba wyszła po raz drugi w życiu za mąż. Stało się tak pośrednio z mojej przyczyny. Kiedy była w trudnym momencie życia, żeby poprawić jej humor, namówiłam ją, żeby założyła konto na Naszej Klasie. Okazało się, że dzięki temu napisała do niej jej dawna wielka miłość, z którą nie miała kontaktu przez 25 lat. Po dwóch latach wzięli ślub. Dzisiaj moja mama jest bardzo szczęśliwa. Można powiedzieć, że ma nowe życie.

Przyjmijmy teraz odwrotną perspektywę. Czy próbowano ciebie z kimś swatać?

- Moi rodzice, jeszcze jak byłam bardzo młoda, mieli zakusy, żeby mnie wyswatać z kolegą z zaprzyjaźnionej rodziny. Studiował prawo, a mój ojciec miał ambicje, żebym wybrała ten kierunek. Nawet poszliśmy razem na studniówkę. Kolega był bardzo sympatyczny, ale miłość nas nie połączyła.

Jak wyglądają przygotowania do premiery "Ożenku"?

- Jesteśmy na próbach od poniedziałku do soboty, od godz. 10 do 17. Mamy dużo zajęć ruchowych, ponieważ nasze przedstawienie wpisuje się w teatr formalny. Reżyser mówi nam: "Wy musicie spocić się na scenie". Dlatego dużo siły kosztują mnie te próby. Biegam po scenie, muszę być bardzo energetyczna. Co więcej, tekst sztuki jest długi i trudny. Ogólnie, to nie lada wyzwanie - tak zagrać klasyczny utwór dramatyczny, żeby pasował do teatru rozrywkowego.

Teatr to dla ciebie nie pierwszyzna?

- Zdecydowanie nie. Po ukończeniu Akademii Teatralnej w Warszawie pracowałam w Teatrze Współczesnym. Potem bardzo szybko zostałam zaproszona do Teatru Nowego w Poznaniu. I to był cudowny okres w mojej pracy teatralnej, ponieważ zagrałam mnóstwo bardzo ważnych dla siebie ról. - Julię w "Romeo i Julii", Sonię w "Wujaszku Wani" i Hamleta. Za Hamleta otrzymałam wyróżnienie na Międzynarodowym Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Izabella Cywińska, która zauważyła mnie w tej roli, zaprosiła mnie do Teatru Powszechnego. Tam zadebiutowałam jako Abigail w "Czarownicach z Salem". W tym teatrze pracowałam sześć lat. Czuję, że w teatrze sprzyjało mi szczęście, bo dostawałam duże, klasyczne role.

I taka aktorka ni stąd, ni zowąd, trafiła do serialu TVN "Singielka".

- Rola Elki Kowalik była punktem zwrotnym w postrzeganiu mnie jako aktorki. Do tej pory nikt nie widział we mnie materiału na aktorkę komediową, nikt nie przypuszczał, że mogłabym zagrać dobrą rolę w lekkim serialu. Okazało się, że w trakcie półtora roku pracy przy "Singielce" bardzo polubiłam kamerę i przyzwyczaiłam się do tego środka wyrazu. Teraz znów muszę oswoić się z teatrem. Staram się wyzbyć przyzwyczajeń, których nabrałam, grając "Singielkę".

Zaczęliśmy rozmowę od scenariusza i tak samo ją skończmy. Co robisz ze scenariuszami, po tym, jak sztuka znika z afisza?

- Jeśli kocham moją rolę, to scenariusz ląduje w specjalnym kufrze. Mam taki kufer, w którym zbieram rzeczy, do których jestem bardzo przywiązana. Jest w nim kilka scenariuszy i kilka moich wywiadów. Najstarszy scenariusz to ten z okresu studiów, kiedy grałam Lady Makbet.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Paulina Chruściel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy