Reklama

Orina Krajewska: Idę swoją drogą

Aktorstwo i kierowanie Fundacją Małgosi Braunek "Bądź" to dwie ważne drogi w życiu Oriny Krajewskiej. Córka Małgorzaty Braunek podkreśla, jak ważna jest dla niej dbałość o odporność i zdrowy styl życia.

Aktorstwo i kierowanie Fundacją Małgosi Braunek "Bądź" to dwie ważne drogi w życiu Oriny Krajewskiej. Córka Małgorzaty Braunek podkreśla, jak ważna jest dla niej dbałość o odporność i zdrowy styl życia.
Orina Krajewska jest córką Małgorzaty Braunek /Justyna Rojek/DDTVN /East News

Czy od momentu, gdy zostałaś prezeską Fundacji Małgosi Braunek "Bądź", twoje życie bardzo się zmieniło?

Orina Krajewska: - Tak, choć nie na zasadzie rewolucji, lecz ewolucji. To proces, któremu wciąż podlegam. W fundacji uczę się mnóstwa nowych rzeczy. Tytuły i funkcje nigdy nie miały dla mnie specjalnego znaczenia. Jednak z chwilą, gdy zostałam "prezeską", poczułam się jeszcze bardziej odpowiedzialna za to, co robię. Dopóki fundacja była mała, nie potrzebowaliśmy do jej prowadzenia struktury. Kiedy zaczęła się rozrastać, konieczne stało się usystematyzowanie pracy. Dla mnie to w jakimś sensie nauka zarządzania. Chociaż dalej traktujemy się wszyscy w fundacji jak rodzina, a decyzje zawsze staramy się podejmować demokratycznie.

Twoja artystyczna natura się nie buntuje?

Reklama

- W moim artystycznym świecie raczej nie funkcjonowały słowa takie jak np. "wizja", "cele", czy "delegowanie zadań". Prawdziwy słownik wyrazów obcych! Z natury jestem wolnym duchem. Takim kotem, który lubi chodzić swoimi drogami. Fundacja to organizacja, zespół, który opiera się na współpracy. To wspaniałe odkrywać też tę stronę siebie. Przestałam się już identyfikować z określonymi rolami. Moja artystyczna natura z niczym się więc nie kłóci. Fundację prowadzę z potrzeby serca, z wiarą, energią i przekonaniem. I dopóki będę innym potrzebna, chcę to robić. Jest to niesamowita okazja, by czegoś się uczyć, rozwijać w sobie to, co do tej pory być może nie miało okazji się ujawnić.

Już po raz trzeci zorganizowaliście Kongres Medycyny Integralnej. Tym razem jednym z tematów przewodnich była odporność. Temat bardzo na czasie!

- Kongres to duże wydarzenie, do którego przygotowujemy się przez cały rok. Tym razem, ze względu na pandemię, odbył się w wersji online. To platforma edukacyjna. Wykłady z zakresu różnych dziedzin związanych ze zdrowiem nagrali dla nas wspaniali specjaliści z kraju i zagranicy, m.in. dr hab. med. Anna Wójcicka, profesor Fahri Saatcioglu, dr Partap Chauhan czy profesor Paweł Krawczyk. Cieszę się, że temat odporności tak społecznie wybrzmiewa. Oby jak najdłużej był z nami i dotarł do jak największej liczby osób. Warto dbać o odporność stale, bo to procentuje. Być może gdybyśmy 20 lat temu bardziej dbali o swoją odporność, uchronilibyśmy się przed wieloma zagrożeniami. Trzeba myśleć perspektywicznie. Mam nadzieję, że ten trend się utrzyma.

A ty sama jak dbasz o odporność? Mówi się, że łatwiej wskazywać drogę, trudniej nią podążać.

- Przede wszystkim słucham z uwagą światowych autorytetów, specjalistów z zakresu medycyny i zdrowego stylu życia. Organizując kongresy, czy inne akcje edukacyjne, mam kontakt z wieloma mądrymi specjalistami i zawsze coś z ich wiedzy dla siebie uszczknę.

Jak to wygląda w praktyce?

- Od roku moją wielką fascynacją jest ajurweda. Blisko mi również do tradycyjnej medycyny chińskiej - często korzystam na przykład z akupunktury. Dieta to dla mnie bardzo ważny aspekt dbania o zdrowie. Od kilku lat jestem aspirującą weganką. Obecnie jestem na diecie makrobiotycznej. Jestem typem, któremu służą rozgrzewające posiłki, jem dużo zup i płynów, które nawilżają organizm. Staram się też zwracać uwagę na prawidłowy oddech. Dzisiaj wiadomo, że niezwykle wzmacnia on odporność. Kolejnym odkryciem jest dla mnie metoda Wima Hofa - ćwiczenia oddechowe i ekspozycja na zimno. Od zeszłego sezonu zaczęłam trochę morsować. To niesamowite doświadczenie. Bardzo ważna jest dla mnie też aktywność fizyczna. Jeśli mogę, staram się zasypiać przed 23 i wcześnie wstawać. W takim kompleksowym podejściu staram się niczego sobie nie narzucać. Nie wdrażam na siłę żadnych zasad, raczej podążam za tym co czuję, że mnie wzmacnia, buduje zdrowie i szczęście.

Żadnych postanowień, cudownych recept na szczęście i sukces?

- Nie ma uniwersalnej recepty, która będzie dobra dla każdego. Przede wszystkim trzeba wsłuchać się w siebie i dobrać odpowiednie metody do swoich potrzeb. Mnie bardzo służy joga, ale komuś innemu może pomóc siłownia, spacer, sprint, czy pilates. Wystarczy odpowiedzieć sobie na proste pytanie, czy po zastosowaniu danej aktywności, czy diety, czuję się lepiej? Myślę, że rozpoznanie samego siebie to klucz do sukcesu.

Pamiętasz, kiedy stałaś się świadoma swojego ciała?

- To się odbywało etapami. Przełomem była na pewno szkoła aktorska w Londynie. Miałam tam intensywne zajęcia fizyczne, między innymi z akrobatyki, 5-6 treningów tygodniowo. Poprzez ciało szukaliśmy odgrywanej postaci. Po raz pierwszy stanęłam na scenie ze świadomością, że każdy gest o czymś świadczy, przekierowałam moją uwagę z zewnątrz do wewnątrz. To był początek budowania mojej relacji z ciałem. Przed szkołą była ona dość burzliwa. Poszukiwałam własnej ekspresji, co przebiegało dość wyboiście. Miałam mnóstwo kompleksów, byłam niepogodzona ze sobą. Skupiałam się na rzeczach, których nie mogę zmienić. Reszta w ogóle mnie nie interesowała. Milowym krokiem było odwrócenie tego myślenia, skoncentrowanie na tych aspektach życie, na które mam wpływ. Na rzeczach pozytywnych i konstruktywnych.

Pozytywne jest na pewno głaskanie ukochanego kota. Widać, że świetnie dogadujesz się ze zwierzakami.

- Zwierzęta to cudowne istoty. Gdzieś usłyszałam, że psy to anioły, które się nami opiekują. Koty są bardziej naszymi partnerami, bo to indywidualiści, z którymi trzeba się dogadać. W czasie pandemii, dzięki mojemu kotu, naprawdę czułam, że mam kogoś bardzo bliskiego obok.

Bliski człowiek u boku dodaje ci skrzydeł?

- Mam wielkie szczęście do ludzi. Nie wyobrażam sobie życia bez przyjaciół. Niektóre sytuacje trudno byłoby mi przejść, gdyby nie wsparcie mojej przyjaciółki, czy brata. Lubię różnorodność - wyniosłam to z domu - nigdy nie zamykałam się w jednej grupie, zawsze miałam przyjaciół z różnych środowisk. Najważniejsze jest to, co dzielimy z drugim człowiekiem, czy umiemy nawiązać to intymne połączenie. Prosto z serca. Lubię uczyć się od innych i słuchać różnych punktów widzenia. Nawiązywanie bliskiej relacji z drugim człowiekiem, zarówno w przyjaźni, jak i w miłości, to skarb. Cenne jest także prawo wyboru, które mamy. Wcale nie muszę być żoną, czy matką. Nie żyję ze świadomością, że skoro mam 33 lata to powinnam to czy tamto. Idę swoją drogą. Wybieram taki rodzaj relacji, jaki jest mi potrzebny w danej chwili. Szukam jednak relacji głębokich i budujących.

Jaka relacja łączy cię z ojcem? Jesteście przyjaciółmi?

- Nie wiem, czy między rodzicami i dziećmi można tak do końca stworzyć przyjacielską relację. W tym roku doszliśmy do punktu, w którym zaczynamy traktować się po partnersku. Być może to kolejny etap mojego dorastania. Wychodzenie z roli dziecka.


A na jakim etapie rozwoju jest twoja bohaterka z "Barw szczęścia"?

- Celina towarzyszy mi już trzeci rok. Tempo perypetii związanych z jej życiem serialowym jest ogromne. Teraz osiągnęła poziom stabilności, udało mi się ją trochę wybielić. Ma to odzwierciedlenie w rozmowach z fanami "Barw szczęścia", których czasem spotykam. "Jak pani zaczynała grać, to nie lubiłam tej Celiny, ale teraz to się zmieniło" - słyszę. Praca nie poszła na marne, lecz nadciągają kolejne czarne chmury. Tak już jest, że co pójdzie w górę, musi potem spaść. Jestem wdzięczna, że mogę grać, staram się wyciągać jak największą naukę z pracy w tym serialu. 

Ewa Jaśkiewicz

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Orina Krajewska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy