Michalina Olszańska: Zawsze kochałam syreny!

Michalina Olszańska na premierze filmu "Córki dancingu" /Piotr Andrzejczak /MWMedia

Dwie nastolatki, a tak naprawdę syreny, wkraczają w świat warszawskich dancingów lat 80. Tę oryginalną historię opowiada film "Córki dancingu". Dla aktorki Michaliny Olszańskiej udział w tej produkcji to spełnienie marzeń - choć przez chwilę mogła być syreną.

Jak trafiłaś do filmu Agnieszki Smoczyńskiej?

Michalina Olszańska: - Dowiedziałem się o castingu - tak jak to zwykle bywa - przez przypadek. Stwierdziłam, że muszę się na niego dostać, choćby nie wiem co. Już na początku powiedziano mi, że jestem za stara. Miałam wtedy 20 lat, a w pierwotnym zamyśle to 11-12-letnie dziewczynki miały wcielać się w syreny. Uparłam się i weszłam na casting. Od razu złapałyśmy z Agą nić porozumienia. Później nastał rok ciszy. Wreszcie koncepcja filmu uległa zmianie i zaproszono mnie do kolejnych castingów. Aga chciała zobaczyć dziewczęta, które ewentualnie brała pod uwagę, w różnych konfiguracjach. Wtedy spotkałam Martę Mazurek, z którą ostatecznie stworzyłam syreni duet.

Reklama

Na konferencji podczas festiwalu w Gdyni reżyserka wspomniała, że zależało ci na roli w tym filmie, między innymi dlatego, że twoja babcia była syreną. Co należy przez to rozumieć? Czy twoja babcia występowała w teatrze jako syrena?

- W mojej rodzinie kultywowana jest legenda, która mówi, że praprababcia ze strony taty była nimfą wodną. Rosłam z tą legendą. Teraz ją szanuję. Przecież legend rodzinnych się nie podważa (uśmiech). Na roli zależało mi także dlatego, że całe życie miałam obsesję na punkcie syren. Zabawne jest to, że gdy moja mama była w ciąży, bez przerwy oglądała "Małą Syrenkę".

Przed jakimi wyzwaniami stają filmowe syreny?

-  Największym problemem syren jest to, że wchodząc w świat ludzi, istot zupełnie innych od nich, muszą się szybko do niego przystosować. Syreny są jak dzieci, które muszą przejść szybki kurs dojrzewania. Ten film jest właśnie metaforą dojrzewania. Tego, jak człowiek zostaje "wtłoczony" w normy społeczne. I albo się w nich odnajdzie, albo nie. Kłopoty z adaptacją mają obie syreny. Różnica jest między nimi taka, że Srebrna jest ciekawa nowego świata i chce do niego należeć, a Złota absolutnie nie. Tylko podąża za siostrą, bo ta jest przewodnikiem stada.

W filmie bardzo często jesteś naga. Jak radzisz sobie z rozbieranymi scenami?

- Nie stanowią dla mnie problemu. Grałam nago także w innych filmach. Oswoiłam się z wykorzystaniem nagości jako narzędzia aktorskiego. Warto podkreślić, że w "Córkach dancingu" moje ciało nie ma wymiaru seksualnego, chodzi natomiast o nagość zwierzęcia. Seksualność była tylko w momentach uwodzenia, ale w tych scenach akurat nie byłam rozebrana.

Twoja syrena w brutalny sposób rozprawia się z mężczyznami. Przegryza im tętnice i zjada ich serce. Jak naprawdę wyglądało kręcenie scen w konwencji horroru?

- Gryzłam surowe świńskie serce, czego moja mama nie chce mi do dzisiaj wybaczyć (śmiech). Byłam wtedy wegetarianką. Co dziwne, po filmie wróciłam do mięsa. Kręcenie scen jak z horroru było doświadczeniem ekstremalnym. Tak samo jak pływanie w Wiśle w listopadzie pod mostem Gdańskim. Tak jak siedzenie przez sześć godzin z ogonem syreny, bez możliwości skorzystania z toalety.

"Córki dancingu" to musical. Śpiewasz, tańczysz... Jak wyglądały twoje doświadczenia muzyczne, zanim zostałaś syreną?

- Mam za sobą 12 lat szkoły muzycznej. Grałam na skrzypcach. Po maturze dostałam się i do Akademii Muzycznej, i do Teatralnej. W końcu jednak uznałam, że przede wszystkich chcę być aktorką.

Może za chwilę ci się coś odmieni i zostaniesz jubilerem?

- Ha, ha! Hobbystycznie robię biżuterię ze srebra. Zapisałam się nawet na kurs jubilerski. Na gwiazdę obdarowałam wszystkie kobiety w mojej rodzinie srebrnymi wisiorkami. Teraz mam długą przerwę w kręceniu filmów i postanowiłam zagospodarować jakoś ten czas.

Wiem, że ostatni rok spędziłaś na planie filmowym w Rosji.

- Tak, grałam w megaprodukcji historycznej o ostatnim carze Rosji, Mikołaju II. Przypadła mi rola jego polskiej kochanki. Zdjęcie realizowaliśmy głównie w Sankt Petersburgu. Premierę zaplanowano na sierpień 2016 roku. To właśnie z powodu zobowiązań w Rosji nie mogłam pojawić się na festiwalu w Gdyni, gdzie premierę miały "Córki dancingu".

Jesteś nie tylko aktorką, ale również pisarką. Wydałaś dwie powieści. Pierwsza ukazała się, gdy miałaś zaledwie 15 lat. Czy wciąż piszesz książki?

- Nie piszę już tak intensywnie jak kiedyś, robię to tylko czasem dla przyjemności. Świat filmowy wypełnił lukę w sercu, którą kiedyś wypełniała literatura. I w aktorstwie, i w pisarstwie chodzi o kreowanie świata. Wciąż to robię, tylko w inny sposób. Kto wie, może kiedyś wrócę do pisania.

-----------------------------------------------

Michalina Olszańska (ur. 1992) - aktorka, pisarka, skrzypaczka. Studiowała na Akademii Teatralnej w Warszawie. Zagrała m.in. w takich filmach jak "Anatomia zła", "Piąte: nie odchodź!" i "Miasto 44". Popularność przyniósł jej serial "Barwy szczęścia". Wydała dwie powieści "Dziecko gwiazd Atlantyda" i "Zaklęta".

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Michalina Olszańska | Córki dancingu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy