Michał Żurawski: Nie wyskakiwać z każdej lodówki
Łódzki śledczy Adam Kruk trafia na Podlasie, by rozwikłać tajemnicę porwania pewnego nastolatka. – To wciągająca i trzymająca w napięciu historia – mówi odtwórca głównej roli, Michał Żurawski.
Jak się pan czuje w roli inspektora kryminalnego? Dlaczego się pan jej podjął?
Michał Żurawski: - Musiałbym być chyba zajęty pracą w Hollywood, żeby odmówić udziału w takim serialu. Jakub Korolczuk napisał jeden z najlepszych scenariuszy, jaki czytałem w życiu. Skupił się na doskonałej intrydze i na barwnych, mięsistych postaciach. Do tego reżyser Maciek Pieprzyca, do którego mam absolutne zaufanie - miałem przyjemność grać wcześniej w jego wielokrotnie nagradzanym filmie "Jestem mordercą".
Mocne argumenty. Uciążliwość taka, że musiał pan zagłębić się w ciemną stronę duszy człowieka, co więcej - zanurzyć się w jego mroczną przeszłość.
- Adam Kruk nie ma innego wyjścia. Żeby rozwiązać zagadkę kryminalną, musi pogrzebać w swojej mocno skomplikowanej przeszłości. To dodaje tylko uroku fabule, bo jak wiadomo, widzowie uwielbiają kibicować tym, którzy mają pod górkę. Nie jest to wprawdzie łatwa postać, ale bardzo ciekawa do grania.
Równie ciekawa jak pański bohater z "Drugiej szansy". Co nowego u Marczaka?
- Piotr zaczyna nowy etap w życiu u boku ukochanej, którą złowił w poprzednim sezonie. Ale już od pierwszego odcinka jest wystawiony na ciężką próbę. Będzie bardzo intensywnie: kłopoty i z byłą żoną, i z adopcją.
W produkcji z pana udziałem są filmy "Justa" i "53 wojny". Nie boi się pan, że to zbyt wiele naraz?
- To jest efekt przypadkowej kumulacji. Niedawno miałem premierę "Dzikich róż", które kręciliśmy 3 lata temu, za moment będzie premiera "53 wojen" - kręconych 2 lata temu, natomiast "Justę" robiliśmy w zeszłym roku.
Pracując tak intensywnie, ma pan jeszcze czas na życie prywatne i zabawy ze swoimi dziećmi?
- Nie jest tak, że dzieci mnie nie poznają, bo mnie nie widzą. Staram się rozsądnie rozporządzać czasem, żeby nie oszaleć. Jestem obecnie w projekcie TVN-u, ale następny będzie, na szczęście, po krótkiej przerwie. Od dawna trzymam się zasady, by nie pracować nad kilkoma produkcjami jednocześnie!
A może w okolicach 40-tki taki zawodowy młyn i popularność to właśnie najlepsze, co może się aktorowi zdarzyć?
- Rzeczywiście większość aktorów koło czterdziestki ma swój złoty okres. Więc dziękuję losowi, że na mnie trafiło, ale też bardzo się staram nie wyskakiwać z każdej lodówki.
Bożena Chodyniecka