Reklama

Marzena Rogalska: Wróciłam do domu

Po latach przerwy Marzena Rogalska znów zameldowała się na pokładzie kultowego programu "Miasto kobiet". Dziennikarka nie ukrywa, że teraz, kiedy poszła za głosem serca i intuicji, czuje się naprawdę szczęśliwa.

Po latach przerwy Marzena Rogalska znów zameldowała się na pokładzie kultowego programu "Miasto kobiet". Dziennikarka nie ukrywa, że teraz, kiedy poszła za głosem serca i intuicji, czuje się naprawdę szczęśliwa.
Marzena Rogalska /Artur Podlewski /AKPA

Po latach przerwy znów znalazłaś się na pokładzie "Miasta kobiet", flagowego programu TVN Style. Jakie emocje towarzyszyły temu powrotowi?

Marzena Rogalska: - Wielka ekscytacja, radość i niezwykły spokój wewnętrzny. Czuję, jakbym wróciła do domu, do swoich korzeni. Może się powtarzam, ale "Miasto kobiet" to program mojego życia. Przez cztery pierwsze lata jego istnienia wiele ciekawych osób zasiadało na naszej kanapie. Z czasem program ewoluował - prowadziłam go z Beatą Sadowską, Joanną Horodyńską, Pauliną Młynarską, najdłużej z Anną Maruszeczko, z którą przyjaźnię się do dziś. W tym programie działy się naprawdę magiczne rzeczy. Ludzie nam zaufali, zwierzali się, opowiadali swoje historie. Czułam się przez nich niezwykle obdarowana.

Reklama

Prowadziłaś wiele programów, ale to "Miasto kobiet" ma u ciebie szczególne względy...

- Uważam, że ten program nadawał sens mojemu dziennikarstwu. Gdyby nie "Miasto kobiet", pewnie nie zaczęłabym pisać książek. Zwłaszcza moja pierwsza trylogia inspirowana była opowieściami kobiet, które spotkałam w "Mieście kobiet". Już w trakcie emisji programu pojawiały się propozycje napisania książki, ale wtedy nie byłam jeszcze na to gotowa, brakowało mi doświadczenia. Był to kameralny program w kanale tematycznym, ale miałam poczucie, że razem przenosimy góry. Ważna była intencja.

- To do nas po raz pierwszy przyszła Ola Kwaśniewska i opowiedziała o swoim życiu, nie tylko w pałacu prezydenckim. Natychmiast rzuciły się na nią inne programy i została porwana do "Tańca z Gwiazdami". Naszym gościem był również jej tata Aleksander Kwaśniewski. Pamiętam, że czekał na mnie i Anię Maruszeczko z kwiatami. Fenomenalna rozmowa. Wiele takich było.

Historia powtórzyła się w nieco innej konfiguracji, bo w reaktywowanym "Mieście kobiet" Ola Kwaśniewska towarzyszy ci jako współprowadząca.

- Kiedy się dowiedziałam, że Ola jest kandydatką na współprowadzącą, bardzo się ucieszyłam. A gdy przyszła na zdjęcia, rzuciłyśmy się sobie w ramiona. Mając ją u swego boku, czułam się jeszcze bardziej spokojna. Dużo czasu upłynęło od ostatniego "Miasta kobiet", ale intencja jest wciąż taka sama - wszyscy chcemy robić dobry program i tak jak kiedyś zmieniać świat na lepsze. Pamiętam, jak zaczepiały mnie kobiety, dziękując za ten program, bo dzięki niemu zrobiły coś dobrego dla siebie, zmieniły swoje życie, uwolniły się z toksycznego związku. To było niesamowite!

Przez wiele lat byłaś prowadzącą "Pytania na śniadanie". Prowadziłaś też wiele innych programów na antenie TVP. Po odejściu z Woronicza zamilkłaś na pewien czas. Miałaś inne propozycje pracy?

- Po pewnym czasie zostałam wręcz zarzucona różnymi propozycjami pracy. Można powiedzieć, że dotknęła mnie klęska urodzaju. Wtedy pojawiła się też propozycja z "Miasta kobiet". Nie miałam wątpliwości, wiedziałam, że chcę ją przyjąć. Wszystkie inne przestały się liczyć. Oczywiście poza moim ukochanym radiem i książkami. Mam dużo szczęścia. Warto słuchać siebie, własnej intuicji.

Długo ten głos podpowiadał ci, że czas odejść z TVP?

- Podpowiadał, podpowiadał. Pracowałam w TVP na długo przed "dobrą zmianą". To już historia i zamknęłam tamten rozdział. Mam taką naturę, że nie boję się zmian, wręcz je lubię. Nie kieruje mną strach, ani paraliżująca obawa o przyszłość, staram się świadomie podejmować decyzje.

Przypominasz bardziej kota, który chodzi własnymi drogami, niż konia idącego naprzód z klapkami na oczach?

- Trzeba iść za głosem serca. Tego nauczyli mnie rodzice. Nawet jeśli wiesz, że może być trudno. Mam takie doświadczenie, że kiedy podejmiesz właściwą decyzję, zgodną ze swoim sercem, to za chwilę dzieją się dobre rzeczy! Nagle okazuje się, że ta droga wcale nie jest taka wyboista. Wierzę, że jeśli pewne rzeczy przychodzą do nas w życiu, to widocznie tak miało być. Są to lekcje, które mają nas czegoś nauczyć. Trzeba je odrobić i już.

Co robiłaś, kiedy pojawiła się w twoim życiu zawodowa pauza?

- Miałam czas, żeby napisać kolejną książkę. Pracowałam w radiu. Zawsze sobie znajdę jakieś zajęcie. Nawet nie wiem, kiedy ten czas minął. Na pewno odpoczęłam. Odzyskałam weekendy, wyspałam się. Mogłam pobyć sam na sam ze sobą i z moimi przyjaciółmi. Wszyscy się cieszą z mojej nowej pracy, gratulują mi. Kwitniesz, odżyłaś - słyszę na każdym kroku. Ludzie piszą do mnie na Instagramie, wspierają dobrym słowem. Szaleństwo!

Siostra, z którą masz cudowne relacje, też pewnie cię wspiera z całych sił?

- Jasne! Jest przeszczęśliwa. Mówi, że oddycha z ulgą, widząc mnie tak zadowoloną i spełnioną. Z okazji mojej pracy w "Mieście kobiet" wypiłyśmy sobie online kieliszek szampana. Bardzo się cieszy, że miałam czas dla siebie, żeby pozbierać myśli i upewnić się, co chcę robić. Mam bardzo mądrą siostrę. To moja mentorka. Gdy mam jakieś wątpliwości, zawsze do niej dzwonię. Cenię jej zdanie i spojrzenie na świat. W ogóle się nie dziwię, że zarządza ludźmi, odnosi sukcesy, wszyscy ją kochają. Po prostu mam wielkie szczęście, że jest moją siostrą.

Ewa Jaśkiewicz/AKPA

Czytaj więcej:

"Rolnik szuka żony": Niespodzianka! Kogo wybrała Kamila?

Po latach żałuje, że go "zabił". "Popełniłem wielki błąd"

Baby boom! Znana polska aktorka urodziła

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

***Zobacz także***

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Marzena Rogalska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy