Martyna Wojciechowska: Nie podróżuję do miejsc, lecz do ludzi
Kiedyś nie mogłam nawet marzyć, że nadejdzie taki dzień, kiedy całą telewizyjną dobę, siedem dni w tygodniu, będziemy mogli wypełniać podróżami, programami o świecie - przyznaje Martyna Wojciechowska, redaktor naczelna kanału Travel Channel.
Za sprawą kanału Travel Channel wraz z widzami będzie pani w nieustannej podróży - przez całą dobę, siedem dni w tygodniu...
Martyna Wojciechowska: - Kiedy zaczynałam tworzyć programy podróżnicze nawet nie mogłam marzyć, że nadejdzie taki dzień, kiedy całą dobę, siedem dni w tygodniu będziemy mogli wypełniać podróżami, programami o świecie, filmami dokumentalnymi. Nie sądziłam, że przyjdzie taki dzień, że przez całą dobę będziemy mogli inspirować ludzi do tego, żeby podróżowali, doświadczali, będziemy dawać im praktyczne rady i wskazówki, jak dotrzeć do tych wszystkich miejsc, które widzą w telewizji. Jestem bardzo szczęśliwa, ale czuję, że to wielkie wyzwanie i wielka odpowiedzialność. Wiem, że jesteśmy skazani na sukces, bo czy jest coś lepszego do oglądania niż podróże.
No i piękno świata, które często gdzieś nam umyka.
- Myślę, że podróże bardzo wiele uczą. Gdybyśmy częściej wyglądali poza własne podwórko, mniej się skupiali na tym, co tu, dostrzeglibyśmy jak wygląda świat. My, czyli ten powiedzmy cywilizowany świat zachodni, stanowimy zaledwie 7 proc. ludności całego świata, z tej perspektywy próbujemy oceniać, jak żyją inni. Potrzeba nam otwarcia na inność: kulturową, religijną - to jest pole i płaszczyzna do tego, aby budować tolerancję i ogromną otwartość.
W swoich programach otwiera pani okno na świat, teraz zostawia je otwarte na oścież?
- Mamy możliwość pokazywania tego świata, docierania w różne jego zakątki, ale patrzę też na to, jak zmienia się mój widz. Kiedy zaczynałam tworzyć program "Misja Martyna", samą egzotyką było dotarcie do Indii, Japonii czy Ameryki Południowej. Samo to stanowiło wyzwanie. Pokazanie tych odległych zakątków było atrakcyjne dla widza. Z czasem Polacy zaczęli coraz więcej podróżować - w podróżowaniu jesteśmy niezwykle odważnym narodem - spotykam Polaków na różnych krańcach świata. Potrzeby polskiego widza się zmieniły. Moje osobiste też. Dojrzałam dziennikarsko, postanowiłam skoncentrować się na kulturach, na tej inności i tym, co ta wiedza dla nas wszystkich niesie.
- Z jednej strony jesteśmy bardzo różni - w dużej mierze to, gdzie się urodziliśmy, determinuje to, jakimi jesteśmy ludźmi, co również pokazuję w programie - ale też bardzo wiele nas łączy. Szczególnie kobiety. Nie bez powodu to właśnie kobiety wybrałam jako najważniejszy temat moich podróży. Nie podróżuję do miejsc, podróżuję do ludzi i ich historii.
Zatem na krańcach świata czeka jeszcze wiele kobiet, których historie zobaczymy?
- W tej chwili mam pewnie ok. 100 historii kobiet, które obserwuję na świecie. Do przygotowania programu o Carmen Rojas, boliwijskiej zapaśniczce, zainspirowałam się, kiedy składaliśmy do druku artykuł w "National Geographic". Pomyślałam, że to świetny temat.
- Historię Kabuli znalazłam wiele lat wcześniej, nawet nie konkretnie jej, ale samego zjawiska polowania na ludzi chorych na albinizm w Afryce. Przez wiele lat szukałam możliwości, żeby dotrzeć tam i udokumentować ten temat. Zdarza się również, że obserwuję konkretne osoby. To jest w tej pracy najciekawsze, można wymyślić sobie dowolny temat, znaleźć każdą kobietę, na dowolnym krańcu świata, dotrzeć tam potem z ekipą i pokazać jej historię.
Ostatnio coraz częściej w podróżach towarzyszy pani córka, połknęła już podróżniczego bakcyla?
- Marysia podróżuje coraz więcej i coraz chętniej. Twierdzi nawet, że planuje objechać z mamą cały świat. Mogę pomóc jej w zrealizowaniu tego planu.
Zachęcałaby pani córkę do takiej ścieżki kariery, jaką pani obrała?
- Nie myślę o tym w kategoriach kariery. W moim przypadku to jest sposób na życie. Nie wiem, czy można to nazwać karierą, na pewno nigdzie na krańcach świata nie mam przywilejów gwiazdy i chyba to lubię najbardziej - proste życie, nieskomplikowane warunki.
Z Martyną Wojciechowską rozmawiała Monika Dzwonnik (PAP Life).