Martyna Wojciechowska: Największy "odjazd" kulturowy to na pewno Japonia
Razem ze swoją ekipą odwiedziła dotąd pięćdziesiąt krajów. Poznała historie i trudy życia mieszkających tam kobiet. Martyna Wojciechowska zdradza, dokąd zabierze widzów w nowej serii programu "Kobieta na krańcu świata".
- Podróże są nieprawdopodobnie wartościową lekcją życia - przyznaje Martyna Wojciechowska.
Po przerwie spowodowanej kłopotami zdrowotnymi wraca pani "na krańce świata". Ten przymusowy postój to był dla pani trudny czas?
- Dla każdego byłoby to ciężkie doświadczenie, kiedy dobrze funkcjonujące życie staje w miejscu jak pociąg zatrzymany hamulcem bezpieczeństwa. Nie mogłam już robić tego, co chciałam, bo musiałam dojść do siebie po wypadku i dwóch operacjach obojczyka. Ale wszystko dzieje się po coś i tego się trzymam. Na szczęście ruszyłam już z powrotem w drogę, o wiele silniejsza.
Ile nowych odcinków zobaczymy i jakie kraje pani odwiedzi?
- Dziewięć nowych, niesamowitych odcinków i bohaterek! Byłam m.in. w Malezji, Mongolii, Pakistanie, Japonii i Boliwii. Wszystkiego zdradzić nie mogę, ale zapraszam do oglądania.
Spotyka pani fascynujących ludzi, poznaje odmienne od naszych kultury i zwyczaje. Co tym razem było dla pani największym zaskoczeniem?
- Ten sezon skoncentrowany jest wokół wolności, inaczej rozumianej w każdej szerokości geograficznej, co czyni ją jeszcze bardziej fascynującą. Największy "odjazd" kulturowy to na pewno Japonia. Pojechałam tam zrobić odcinek o kobiecie idealnej, którą możesz zamówić z katalogu. Trudna do wyobrażenia projekcja przyszłości tam jest uważana za normalną. Mężczyzna na spacerze z 45-kilogramową lalką w wózku na nikim nie robi wrażenia, bo Japończycy wierzą, że przedmioty mają duszę i można nawiązywać z nimi bliskie relacje. Wiele w życiu widziałam, ale to było dla mnie nowe doświadczenie. Jakkolwiek zabrzmi to niedorzecznie, pod koniec realizacji odcinka, patrząc na moją "idealną" bohaterkę oraz mężczyznę, który obdarzył ją miłością, dostrzegłam w tym coś romantycznego.
Pokazuje pani odległe krańce świata poprzez swoich bohaterów.
- To będzie seria ekstremalna. Pierwszy raz zrealizowaliśmy odcinek pod wodą, pierwszy raz wspięliśmy się na ponad 5 tys. m n.p.m. Zabiorę widzów do świata malezyjskich Cyganów morskich, którzy żyją na morzu i są najbardziej wolnymi ludźmi świata. Będą też wyzwolone kobiety Pakistanu, z grupy etnicznej Kalaszów, tuż na granicy z Afganistanem. Gdy znudzi im się mąż, uciekają z innym! Jak na Pakistan, który wydaje się mocno opresyjny wobec kobiet, to spore, pozytywne zaskoczenie.
Czy podczas realizacji miały miejsce jakieś nieprzewidziane sytuacje?
- W Pakistanie wojsko skonfiskowało nam sprzęt, którego nie zwrócili do dzisiaj i przesiedzieliśmy trochę w areszcie domowym. Dotarliśmy też do najbardziej odizolowanej od świata grupy społecznej, która odrzuca dobrodziejstwa cywilizacji i żyje zgodnie zasadami z XVI w. O ile mi wiadomo, nikt nie zrobił o nich dokumentu, więc jestem bardzo podekscytowana.
Czy w którejś z tych podróży towarzyszyła pani córka?
- Marysia była ze mną rok temu na Florydzie. Ale najchętniej zabrałabym ją gdzieś do Afryki, żeby pokazać, jak żyją jej rówieśnicy. Dużo o tym rozmawiamy i na pewno pojedziemy tam razem.
Angażuje się pani w działalność charytatywną. Dzięki pani wsparciu powstał we Wrocławiu "Przylądek Nadziei", nowoczesny ośrodek onkologiczny dla dzieci. Jakie są następne cele fundacji?
- Zawsze będę dumna z tego, co osiągnęliśmy przy tym projekcie. Przylądek przyjmuje już pacjentów, ale jego potrzeby są wciąż ogromne. Moim największym marzeniem jest to, żeby budynek stał pusty... Rzeczywistość jest jednak bardzo skomplikowana i często okrutnie niesprawiedliwa. Chciałabym, aby to miejsce pomogło jak największej liczbie dzieci wrócić do zdrowia i normalności, na którą zasługują. Ostatnio zaangażowałam się też w jeszcze jeden projekt charytatywny - Świetlikowo. To dzienne hospicjum dla nieuleczalnie chorych dzieci w Tychach. Chcemy dać nieco wytchnienia rodzinom, by miały choć trochę czasu dla siebie, kiedy ich dzieci otoczone będą troskliwą opieką.
Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk