Marta Mazurek: Przerzucam się na sukienki
Odtwórczyni roli Irki w serialu "Wojenne dziewczyny", czyli Marta Mazurek, oglądając siebie na ekranie telewizora w wydaniu retro, nabrała ochoty, by dresy i wyciągnięte swetry zamienić na dziewczęce sukienki. Ale o wysokich obcasach nie ma mowy!
Jakie stopnie miałaś z historii?
Marta Mazurek: - Zazwyczaj piątki i czwórki. Ale zawsze, tak naprawdę, bardziej interesowała mnie namacalna historia, a nie taka książkowa, w której są suche fakty. Fascynuje mnie oglądanie np. widelców, którymi jadł król, czytanie stuletnich pocztówek. To zawsze pobudzało moją wyobraźnię.
W jaki sposób, przed wejściem na plan zdjęciowy serialu, próbowałaś się wgłębić w tematykę II wojny światowej, zrozumieć sytuację, w jakiej znalazła się twoja bohaterka?
- Czytałam książkę "Dziewczyny wojenne" Łukasza Modelskiego - o losach polskich kobiet, których młodość przypadła na czas II wojny światowej. Zainspirowała ona twórców serialu. Oglądałam też wiele filmów dokumentalnych o podobnych kobietach i słuchałam przedwojennych piosenek. W przygotowaniach bardzo pomógł mi YouTube, gdzie można znaleźć wspomnienia kobiet, które przeżyły wojnę, nagrane przez ich wnuki.
Czy sądzisz, że twój serial wnosi coś nowego w narrację o II wojnie światowej?
- W wojennych filmach i serialach zazwyczaj było tak, że głównymi bohaterami byli mężczyźni, a kobiety pokazywano jako ich partnerki, kochanki, gdzieś w tle. Po premierze pierwszych odcinków spotkałam się z opiniami ludzi, którzy chcieliby dalej takiej typowej narracji wojennej. Domagają się wybuchów, strzelanin. My chcemy pokazać, że podczas wojny toczyło się też normalne życie. Skupiamy się na codzienności, na obyczajowości.
Nie jest jednak tak, że w tym serialu tylko popijacie herbatę. W każdym odcinku są sceny akcji. Dało ci w kość ich kręcenie?
- Pamiętam zwłaszcza scenę z pierwszego odcinka, w której jest bombardowanie szpitala. Przygotowano wyrzutnie z pyłem i kawałkami cegieł. Na skutek wybuchu przewróciłam się i nieświadomie wzięłam głęboki oddech. Najadłam się tyle pyłu, że do końca dnia czułam go w płucach. Podczas zdjęć potrzebna była dyscyplina, żeby nic sobie nie zrobić. Zwłaszcza przy pracy z bronią. Kiedy mieliśmy strzelać, to strzelaliśmy. Ale po zrobieniu sceny, opuszczaliśmy broń i ją oddawaliśmy. Używaliśmy prawdziwej broni, ale bez ostrej amunicji.
Trochę pofantazjujmy. Gdybyś żyła w czasie wojny, to w jaki sposób najchętniej służyłabyś ojczyźnie. Pracowałabyś jako pielęgniarka, pisała ulotki w biurze propagandy?
- Od dziecka zawsze lubiłam różne zabawy na dworze. Może mogłabym rozrzucać ulotki albo być kurierem. Nie mogłabym siedzieć z założonymi rękami. Musiałabym jakoś działać.
Czy podobała ci się garderoba twojej Irki?
- Oglądając ostatni odcinek, w dresach i wyciągniętym swetrze, stwierdziłam, że przerzucam się na sukienki (śmiech). Tak pięknie wyglądałyśmy w "Wojennych dziewczynach". Po moich ostatnich filmach bardzo chciałam zagrać w produkcji kostiumowej. O ile w sukienkach retro chodziło mi się komfortowo, o tyle ciężko było mi na obcasach i wcale o nich nie marzę.
Porzućmy temat serialu. Rozmawiamy, gdy odpoczywasz od obowiązków aktorskich.
- Tak, właśnie łapię oddech w Mielnie. Przed chwilą wróciłem ze spaceru. Plaża była prawie pusta, żadnego wiatru, cisza. Co prawda chmury przysłoniły zachodzące słońce, ale i tak było przepięknie. Relaksuję się też, czytając "Annę Kareninę".
Podczas spacerów na pewno dużo rozmyślasz. Czy czujesz, że właśnie trwa twoje pięć minut i musisz to jak najlepiej wykorzystać?
- Szczerze mówiąc, nie czuję czegoś takiego. Wydaje mi się, że u mnie wszystko przychodzi stopniowo i powoli, w odpowiednim momencie. Uważam, że nie muszę się z niczym śpieszyć, za niczym gonić. Trzeba się cieszyć z tego, co przychodzi i robić to, jak najlepiej, tym bardziej, że to się kocha.
Marta Mazurek (ur. 1990) - aktorka filmowa i telewizyjna. Studiowała w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Zagrała w takich filmach jak "Córki dancingu" i "Warsaw by night". Co niedzielę możemy ją oglądać w serialu "Wojenne dziewczyny" w TVP1.