Maciej Zakościelny: Życia nie można traktować za poważnie
Maciej Zakościelny zwykle gra pozytywne postaci i święcie wierzy, że właśnie tacy ludzie mogą zmienić świat na lepsze
Już trzeci sezon w "Diagnozie" nienawidzisz się z Adamem Woronowiczem. Fajnie wam się gra wrogów?
Maciej Zakościelny: - Konflikt jest zawsze ciekawy dla aktorów. Z Adamem znaliśmy się dużo wcześniej. Pamiętam, jak kiedyś wracaliśmy razem ze spektaklu, jechaliśmy tramwajem...
Tramwajem?
- Przecież jesteśmy normalnymi ludźmi... Wracając do Adama - Akademię Teatralną skończył chwilę przede mną, potem graliśmy w "Czasie honoru", ale dopiero na planie "Diagnozy" poznaliśmy się lepiej. Sporo rozmawialiśmy i dzisiaj jesteśmy kolegami. Jest świetnym aktorem, praca z nim to przyjemność, zresztą z każdym aktorem tutaj tak się pracuje, to sami zawodowcy.
Bo grasz z naprawdę świetnymi aktorami.
- To prawda i bardzo się z tego cieszę. Najlepsze aktorstwo jest wtedy, kiedy ma się kontakt z partnerem, jest się z nim w dialogu. Zbigniew Zapasiewicz, mój profesor z Akademii Teatralnej, zawsze powtarzał: "Można przygotować się tekstowo, ale nie można sobie wymyślić w domu sceny, bo partner może ją zagrać zupełnie inaczej".
Zdarzyło ci się zauroczyć kimś podczas pracy?
- W "Diagnozie" bardzo lubię grać z Mają Ostaszewską. Oczywiście lubię grać również z pozostałymi aktorami z obsady, ale z Mają zwłaszcza. Świetnie pracowało mi się też z Xawerym Żuławskim, reżyserem pierwszych odcinków pierwszego sezonu "Diagnozy". Momentami ścieraliśmy się twórczo, ale sporo się od niego nauczyłem.
Ostatnio pracowałeś na planie "Dywizjonu 303...". Jak ci się grało legendarnego pilota Jana Zumbacha?
- Oglądałem ten film kilkakrotnie i nadal nie mam dosyć. Kiedy patrzy się na zdjęcia prawdziwych pilotów, wydaje się, że byli starsi, niż na to wskazywał ich wiek. Nie wyglądali jak dwudziestoparolatkowie. Jan Zumbach był fantastycznym pilotem i wielką osobowością. Człowiek wielkiej pasji, od dzieciństwa marzył, by zostać pilotem, miał naturę kolorowego ptaka, trochę hulaki, swobodnie i łatwo przechodził przez życie, wiedział, jak czerpać z niego pełnymi garściami, charakterny, zabawny, kochał kobiety. Granie takiej postaci to duża frajda. Pozostałych pilotów grali świetni aktorzy, włożyliśmy w nasze role dużo serca. Chcieliśmy pokazać, że ci młodzi bohaterscy piloci nie tylko walczyli, ale też żyli, bawili się, umawiali na randki.
Zumbach był flirciarzem, ale ty też chyba jesteś?
- Ta postać uświadomiła mi, że życia nie trzeba traktować za poważnie, bo ono samo jest zbyt poważne. Odwrotnie niż nasz zawód, który jest niepoważny, a trzeba go traktować poważnie. Zumbach brał życie takim, jakie było, nie myślał o tym, co będzie za 10 lat.
Też tak myślisz?
- Tak, uważam, że tak jest lepiej. Trzeba się uśmiechać do życia, a czasami wręcz robić sobie z niego jaja.
A ty robiłeś sobie jaja, kiedy na twoim Facebooku hejt się wylał na ciebie po tym, jak na jednej z demonstracji przeczytałeś oświadczenie w obronie wolnych sądów?
- Odczytałem apel, z którym się zgadzam. Otrzymałem po tym mnóstwo pięknych słów od ludzi, którzy zrozumieli, co miałem na myśli, dostałem też wiadomości, których nie będę komentował, bo ich treść może źle świadczyć o ludziach, którzy je napisali.
Chętnie się angażujesz w takie akcje?
- Jak dotąd była to jednorazowa inicjatywa.
Wierzysz, że coś się zmieni na lepsze?
- Tak, ludzie myślący optymistycznie mogą zmieniać świat. Trzeba wierzyć, że będzie dobrze, ciężko pracować i mieć odwagę w dążeniu do celu. Nie bać się walczyć o marzenia, one po prostu się spełniają.
Rozmawiała Ewa Gassen-Piekarska