Reklama

Łukasz Ronduda: Przenikanie się indywidualności

"Serce miłości" w reżyserii Łukasza Rondudy to fascynujący portret jednej z najbardziej oryginalnych par polskiej sceny artystycznej: performera Wojtka Bąkowskiego oraz poetki i artystki Zuzanny Bartoszek. Na ekranie, w wybitnych kreacjach aktorskich: Jacek Poniedziałek i Justyna Wasilewska.

"Serce miłości" w reżyserii Łukasza Rondudy to fascynujący portret jednej z najbardziej oryginalnych par polskiej sceny artystycznej: performera Wojtka Bąkowskiego oraz poetki i artystki Zuzanny Bartoszek. Na ekranie, w wybitnych kreacjach aktorskich: Jacek Poniedziałek i Justyna Wasilewska.
"Serce miłości" to współczesna love story z bardzo silnymi osobowościami - przekonuje Łukasz Ronduda /Maciej Landsberg /materiały dystrybutora

Polska, początek XXI wieku. Artystka wymykająca się zaszufladkowaniu i eksperymentujący muzyk. Dwójka outsiderów, których bardzo wiele ze sobą łączy. Androgyniczni, szczupli, bez włosów, często ubrani w identyczne uniseksy - wyglądają jak męska i żeńska wersja tej samej osoby. Ich stan zakochania przypomina perwersyjną wersję narcyzmu, bo, patrząc na kochanka, patrzą na własne odbicie. W ich relacji miłość przenika się ze sztuką. Intymnym wyznaniom i gestom nadana zostaje artystyczna forma. I odwrotnie - sztuka jest ich sposobem na życie emocjonalne. Żyją w stworzonym przez siebie świecie, w którym mogą wszystko projektować i kontrolować. Wszystko, oprócz własnych emocji.

Reklama

Twój pierwszy film "Performer" był pokazywany dwa lata temu w sekcji Forum Expanded, zresztą wyjechałeś wówczas z Berlina z nagrodą. "Serce miłości" także miało swoją premierę podczas Berlinale i chyba spotkałeś się z równie dobrym przyjęciem?

- To prawda. Jednak tym razem miałem poczucie, że publiczność, która przyszła na pokaz "Serca miłości", już mnie zna i wie - mniej więcej - czego się spodziewać. Mam nadzieję, że choć trochę ich zaskoczyłem, niemniej odniosłem wrażenie, że widzowie świadomie wybrali ten seans.

Dla filmowca to chyba marzenie - znaleźć dwoje ludzi uwikłanych w emocjonalną, burzliwą relację - prywatną i zawodową - którzy na dodatek nie boją się o niej opowiedzieć światu?

- To na pewno była niecodzienna sytuacja, bo nie zawsze ktoś, o kim chce się zrobić film, jest przyzwyczajony do tego, że prześwietla się jego życie. Nie każdy też umie i chce otworzyć się: opowiedzieć o sobie czy podzielić sobą z innymi. Tu sytuacja była radykalnie inna, Bąkowski i Bartoszek sami siebie prześwietlają na co dzień. Mieliśmy do czynienia z artystami, którzy wręcz opierają sens twórczej egzystencji na konfrontacji prywatności z resztą świata, z innymi. Sztuka to dla nich ciągła ekspozycja, prezentacja siebie, galeria ich kolejnych wcieleń.

Media społecznościowe są idealnym do tego narzędziem.

- Najbardziej dostępnym i demokratycznym. W ich działalności te dwie sfery - prywatna i publiczna - przenikają się, tu nie ma granicy, a media społecznościowe to znane im, łatwe w użyciu i dostępne narzędzie, które generuje odzew i szybkie rozpowszechnianie proponowanych przez nich treści.

Zuzanna i Wojtek uczestniczyli w pracach nad scenariuszem?

- Tak. I ani dla niej ani dla niego nie było problemem to, że będziemy portretować ich codzienność, związek, rozmowy, emocje. Bardzo świadomie podeszli do całego procesu realizacji filmu. W scenariuszu niemal każda scena ma swoje odbicie w rzeczywistości, z której czerpaliśmy za zgodą bohaterów. Bąkowski i Bartoszek razem z Robertem Bolesto współtworzyli scenariusz - odpowiadali na przykład za dialogi. Napisali je tak, by były żywe, naturalne, bliskie temu, jak wyglądają rozmowy między nimi na co dzień. Chodziło o przeniesienie wyjątkowego języka, jakim się posługują.

- Chciałbym jednak wrócić do pytania, czy praca z nimi była dla mnie spełnieniem marzeń. Nie myślę i nie myślałem w takich kategoriach. Zawsze głęboko wierzyłem w ten projekt, uważałem go za aktualny i niezwykły.

Niektórzy napotykając problemy, rezygnują z projektu. Dlaczego tak bardzo zależało ci na "Sercu miłości"?

- Postanowiłem opowiedzieć o tej parze, bo ci ludzie obrazują - według mnie - to, co najciekawsze w dzisiejszym społeczeństwie, tak pod względem artystycznym jak i emocjonalnym.

Mówisz o społeczeństwie, nie o pokoleniu.

- Nie, bo oni przynależą do dwóch różnych pokoleń. Między nimi jest kilkanaście lat różnicy, i te różnice są bardzo ważne, nie uciekamy od nich. One generują kryzysy, konflikty, inne dynamiki czy perspektywy patrzenia na świat. Wojtek i Zuza nie są przedstawicielami jednej generacji, przynajmniej nie takiej, dla której cezurą byłaby metryka. Natomiast na pewno przynależą do grupy ludzi, którzy lubią i wiedzą, jak wykorzystać media i współczesne technologie do tego, by eksponować określone treści ze swojego życia.

Jak byś określił tę grupę?

- Tu by bardziej przydał się socjolog, ale nazwijmy ich... narcyzami. "Serce miłości" opowiada o współczesnych narcyzach i ten aspekt wglądu w życie artystycznej pary wydał mi się chyba najciekawszy. Nie powstaje zbyt wiele filmów o tym zjawisku albo przynajmniej ja nie znam wielu przykładów kina mówiącego o narcystycznym wariancie miłości. A to wydaje mi się wyróżnikiem współczesnego społeczeństwa, dla którego być, oznacza bycie na: Facebooku, Instagramie, Twitterze. Dobre selfie nadaje wartość, ilość like’ów określa twój status.

- Oczywiście mnie nie interesowała krytyka współczesności. Nie oceniam tego, jak żyją bohaterowie - nie piętnuję i nie gloryfikuję ich. Po prostu ukazuję artystów, którzy w bardzo świadomy i precyzyjny sposób potrafią kreować swój wizerunek m.in. za pomocą mediów społecznościowych. Tutaj w grę wchodzi zimna kalkulacja, oni wiedzą, kim chcą być i jak mają się tworzyć niejako na nowo w tej wirtualnej przestrzeni. Natomiast, gdy do głosu w ich związku lub pracy dochodzą emocje, zapominają o wyrachowaniu czy ewaluacji uczuć. Każde chce po prostu grać pierwsze skrzypce, ma bardzo silną potrzebę dominacji, zaznaczenia swoich wymagań, emocji, ambicji, marzeń. Portret tego barwnego duetu i zestawienie dwóch sfer - funkcjonowania w świadomości publicznej i w przestrzeni prywatnej - wydały mi się filmowo atrakcyjne i symptomatyczne dla naszych czasów.

Wielu reżyserów często narzeka na fakt, że bohaterowie ich filmów... żyją. Wtrącają się, wprowadzają granice, chcą ingerować w opowiadana historię.

- Tu było inaczej. Jestem bardzo zadowolony z tej współpracy. Bąkowski i Bartoszek byli po prostu gotowi na to, by powstał o nich film. Wynika to po części z tego, jakimi są osobowościami: otwartymi, ekspansywnymi, ekstrawertycznymi, a przy tym są bardzo skupieni na sobie. Myślę że fakt realizacji filmu, dla którego stanowili tak silną inspirację po prostu im się podobał, schlebiał im.

- Druga sprawa, oni znają mechanizmy, jakie zachodzą w mediach czy popkulturze. Wiedzieliśmy, że to dorośli, obyci i wyedukowani popkulturowo ludzie, wejściem w ich prywatność nie zrobimy im krzywdy. Oni wręcz zapraszali nas do środka, wiedzieli, na co się piszą i chcieli tego. To była bardzo kreacyjna współpraca, nikt nie myślał o tym, by wystawiać tym filmem komukolwiek jakieś świadectwa czy oceny, by poddawać tych ludzi kryteriom moralnym, obyczajowym. To nie jest film o kryzysie w związku, jak pisali niektórzy, a współczesna, miejska love story z bardzo silnymi, wyróżniającymi się osobowościami. Pojęcie kryzysu w związku nabiera tu zupełnie innego, nowego znaczenia.

W główne role wcielili się: Justyna Wasilewska i Jacek Poniedziałek. Oboje mają ogolone głowy, chodzą podobnie ubrani, zachowują się niemal identycznie. To wspaniałe kreacje, także dlatego, że ci aktorzy upodobnili się do siebie, a jednocześnie zachowali indywidualność.

- Takie było nasze założenie. Pokazać pokrewieństwo tych dwóch charyzmatycznych postaci. Oni upodobnili się do siebie fizycznie, ale od początku poznania byli bardzo sobie bliscy. Po prostu zaprogramowali swoje wizerunki w taki, a nie inny sposób i są w tym konsekwentni. Ktoś napisał, że to performans rozłożony na lata, na całe życie. Być może w takich kategoriach należałoby pisać o sztuce, jaką uprawiają. Ale mój film nie definiuje ich sztuki, opowiada o przenikaniu się dwóch indywidualności.

Jak wygląda wolność w związku, w którym ludzie są ze sobą tak blisko, tak się do siebie upodobniając?

- Mówiąc o wolności, mam na myśli wolność intelektualną, cielesną, artystyczną - stawiamy pytania o autonomiczne bycie artysty w związku, w społeczeństwie, w mediach, w pewnych normach, kontekstach. Nasi bohaterowie usiłują zaznaczyć swoją jednostkową obecność, przy jednoczesnym porażającym podobieństwie fizycznym, duchowym czy światopoglądowym. Ta opozycja była siłą napędową naszej opowieści.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Serce miłości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy