Reklama

Łukasz Palkowski: Nie ścigać się ze sobą

Jego poprzedni film podbił serca polskich widzów i krytyków. Czy "Najlepszy - nowe dzieło Łukasza Palkowskiego - powtórzy sukces "Bogów"?

Jego poprzedni film podbił serca polskich widzów i krytyków. Czy "Najlepszy - nowe dzieło Łukasza Palkowskiego - powtórzy sukces "Bogów"?
Wszystkie moje filmy są pozytywne - przekonuje Łukasz Palkowski /Artur Zawadzki /Reporter

Łukasz Palkowski znów sięgnął po życiorys niezwykłej osoby. Człowieka, który udowodnił, że prawdziwi bohaterowie nie boją się upadać i potrafią podnieść się z największego dna. Głównym bohaterem filmu "Najlepszy" jest sportowiec, który zachwycił świat, a który w Polsce, do dziś, pozostaje osobą praktycznie nieznaną. To fascynująca, pełna morderczego wysiłku, spektakularnych upadków i niezwykłej siły, historia inspirowana życiem Jerzego Górskiego, który ukończył bieg śmierci oraz ustanowił rekord świata w triathlonowych mistrzostwach świata, zdobywając tytuł mistrza na dystansie Double Ironman z czasem 24h:47min:46sek. Ten rekord nie byłby jednak możliwy, gdyby w jego życiu nie pojawiły się dwie kobiety. Jedną stracił. Druga stała się inspiracją, aby zawalczył o swoje życie.

Reklama

Słyszałem, że o twojej decyzji wejścia w ten projekt zadecydowała deklaracja producenta, że chce, aby widz wyszedł z kina uśmiechnięty...

Łukasz Palkowski: - O, ta historia ma dużo zabawniejszy przebieg. Z Krzysztofem Szpetmańskim spotkaliśmy się w Gdyni. Usiedliśmy przy dobrym trunku i on mi ten projekt zaczął zachwalać. Przekonywał, że to ja powinienem go zrobić. Że to historia człowieka, który upadł, wstał z kolan, coś tam wygrał, generalnie mistrz. Mnie to kompletnie nie interesowało, ale słucham dalej. I tak słucham, kiwam głową, a Krzysztof konsekwentnie zagłębia się w opowieść. Wyobraziłem sobie wówczas, jak ten bohater przegląda się w lustrze. Od razu wpadło mi do głowy, że to jego odbicie jest jego przeciwnikiem. Wymyśliłem nawet scenę, w której lustrzane odbicie wyciąga rękę, łapie go i uderza nim o lustro.

I dziś jest to w filmie.

- Dokładnie tak. Pomyślałem sobie, że taką rzecz to ja mogę zrobić. Ta myśl po prostu ustawiała dla mnie cały film. Nagle zrobiła się to interesująca historia. Tylko nie mogłem przekonać pierwszego scenarzysty, żeby ten wątek odbicia napisał. Dopiero napisaliśmy go z drugą scenarzystką, Agathą Dominik.

Taki problem był z tym odbiciem?

- Wszyscy mieli co do tego ogromne wątpliwości. Stwierdziłem jednak, że albo to będzie, albo się żegnamy. Po co miałbym robić jakiś zwykły film.

Na pewno zrobiliście film niezwykle pozytywny.

- Moje wszystkie filmy są pozytywne. Ale faktycznie i tym razem taki powstał. A w naszych realiach zdarza się to nieczęsto.

Który z tych dwóch filmów: "Bogowie" czy "Najlepszy", był bardziej wymagający?

- Drugi był wymagający inaczej. Tematyka sportowa jest mniej absorbująca niż zagadnienia chirurgii. Jednakże "Najlepszy" przede wszystkim stwarzał trudności ze względów logistycznych. Opowiadamy tutaj długi okres z życia bohatera. Od 1978 do 1991 roku. Już przy "Bogach" hołdowałem zasadzie, że nie postarzam bohaterów. Tymczasem nasz Jurek zmienia się fizycznie, i to bardzo. Wymuszało to sytuacje, gdzie przez prawie cztery godziny to ja czekałem na aktora, a nie na odwrót. A tak się zazwyczaj dzieje. Trzeba też pamiętać, że właściwie nie ma tutaj sceny bez udziału głównej postaci.

Ile miałeś dni zdjęciowych?

- Prawie pięćdziesiąt. Ale jak weźmiesz pod uwagę, że niemal połowa poświęcona była na charakteryzację, to wcale tak dużo ich nie było.

Okrasiłeś swój film bardzo nośną i wyrazistą ścieżką dźwiękową - klasyką rocka.

- Po prostu chcę, żeby każdy mój film był mocno rockandrollowy! Tak mi w duszy gra i nie będę mówił, że jest inaczej. Kiedy siadaliśmy do montażu, zupełnie nie wiedziałem, jaką muzykę wykorzystam. Miałem tylko w głowie klimat, jaki chcę uzyskać. Jednak kto i co było dla mnie niewiadomą. Wiedziałem jedno, że tempo będzie między 130 a 140. To trochę tak, jakbyśmy traktowali film jako jeden utwór muzyczny. Oczywiście w różnych wariantach.

Miałeś jakieś swoje gatunkowe tropy, które pozwoliły ci tę historię opowiedzieć?

- W zasadzie nigdy tak nie myślałem. Może poza tym, aby znalazła się w tej opowieści jakaś nutka horroru. Stąd też wątek z odbiciem w lustrze, który bardzo do mnie przylgnął. Na drugim biegunie nie mogło jednak zabraknąć humoru, który prędzej czy później też się przydaje. Oczywiście istotne było równoważenie dramatu ze sportem. Generalnie mieszamy kilka gatunków. Może jedynie poza kinem sensacyjnym, ponieważ bardzo mało się w tym filmie strzelają. Summa summarum mamy jednak komplet. Jest i śmieszno, i straszno. Dramatycznie. Jak to w życiu. Różne emocje się kumulują, tworząc skondensowaną całość.

Niemniej jednak dostałeś okazję zrealizowania projektu, który wpisuje się w pewien kanon. W historii kina pojawiło się kilka istotnych tytułów opartych na tej tematyce. Nie myślałeś, że skoro ktoś zrobił to tak, to ty zrobisz tak?

- Idąc tropem referencji, myślałem, że zrobimy film, który zaczniemy jak "Trainspotting", a skończymy jak "Rocky". I w pewnym sensie taki plan zrealizowaliśmy.

Według słów Piotra Sobocińskiego Jr. niezwykle mocno motywował was sam Jurek Górski, kiedy bywał na planie.

- I to była dla mnie bardzo dziwna sytuacja. Swego czasu powiedziałem, że film biograficzny trzeba kręcić po śmierci osoby, której jest on poświęcony. Dopiero wtedy warto to w ogóle robić. Przy "Bogach" bardzo odciąłem się od rodziny Religi. Chodziło o zachowanie mojego dystansu, mojego komfortu. Musiałem mieć poczucie, że robię fikcyjną historię, gdyż tylko tak mogłem ją zrobić dobrze. Nie inaczej podszedłem do pracy przy "Najlepszym". Oczywiście nie mogłem uśmiercić bohatera, który przecież żyje. Z tym musiałem się niestety pogodzić. W końcu w ramach dokumentacji pojechałem na jeden z triathlonów. A tam niemal od razu przedstawiono mi kogo? Oczywiście Jurka Górskiego! Zostałem w tę sytuacje wkręcony z absolutnie pełną premedytacją. I faktycznie przekonałem się wtedy, jak niesamowite wrażenie robi on na ludziach. Ma niezwykłą charyzmę. Takie ADHD dziecka. Nieprawdopodobny gość. Podajemy sobie dłonie, a ja mam wrażenie, że się znamy od lat.

- I powiem ci, że ten poziom energii, który on wnosi, jest czymś, czym faktycznie byłem w stanie się zainspirować. To rzuciło też zupełnie nowe światło na tę postać. Nigdy nie chciałem kopiować bohatera i przed tym przestrzegałem też aktorów. Mnie interesowała tylko historia. A dopiero potem interpretacja tej postaci. W przeciwieństwie do rzeczywistości, która zamieszkała obok nas. I o dziwo efekt jest taki, że ludzie widzą prawdziwego Jurka Górskiego w "Najlepszym", tak jak zobaczyli Zbigniewa Religę w "Bogach". Chociaż zamysł był zupełnie inny. Traktuję to zatem jako wartość dodaną.

Dla ciebie samego to dość ciekawa sytuacja. Drugi film z rzędu to biografia. Pierwszy odniósł spektakularny sukces. Teraz wszyscy zadają sobie pytanie, czy go powtórzysz?

- Wszyscy poza mną. Rzecz w tym, żeby na ramionach nie wisiały kowadła poprzedniego filmu. Sam w sobie neguję to poczucie, że coś muszę. Coś udowodnić czy zrobić. Takie myślenie zwyczajnie zniszczyłoby kolejny film. Samemu ze sobą lepiej się nie ścigać. W tej kwestii mam zdecydowanie pozamiatane.

Chcieliście zrobić film w amerykańskim stylu. Często zwraca uwagę w takim kinie natężenie patosu, czasami nieumyślne otarcie się o kicz.

- To prawda. Ale nie jest to główna cecha, która charakteryzuje amerykańskie kino. Faktycznie chcieliśmy się wzorować na hollywoodzkim kinie, które przede wszystkim cechuje uniwersalizm. Podjęliśmy tutaj pewne kompromisy w ramach historii oraz tożsamości artystycznej. Po to, aby nasz film mógł być oglądany na całym świecie. Dla mnie jest to rzecz nie do przecenienia i dużo ważniejsza niż związane z ego osobiste aspiracje artystyczne. Na tym mi akurat zupełnie nie zależy. I oczywiście, że Amerykanom zdarza się patos. Jednakże jest on świetnie przyjmowany przez ich publiczność. Dlatego że ich różni od nas chociażby to, iż oni są dumni, że są Amerykanami. Tymczasem my wciąż nie dorobiliśmy się tego, żeby być dumni, że jesteśmy Polakami.

"Najlepszy" też ma ten element edukacyjny. Pokazuje, jak można podnieść się po życiowym nokaucie.

- Na pewno pokazuje drzwi, przez które trzeba przejść. Jeden ze sposobów na to. Zresztą najważniejsze w takiej sytuacji jest uświadomienie sobie, że drzwi te w ogóle istnieją. I dlatego ta historia jest tak inspirująca. Przecież ten facet dokonał czegoś niemożliwego. Wszystko, co mogło się dla niego źle złożyć, złożyło się. A on to wszystko pokonał.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Łukasz Palkowski | Najlepszy (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy