Reklama

Lisa Azuelos: Losy Dalidy są równie piękne, co tragiczne

Była artystką, diwą, ale równocześnie wrażliwym, zagubionym człowiekiem. Jestem dumna i szczęśliwa, że na nowo pokazałam ją światu" - mówi Lisa Azuelos, reżyserka opartego na faktach filmu "Dalida", prezentującego historię burzliwego i pełnego namiętności życia tytułowej piosenkarki.

Była artystką, diwą, ale równocześnie wrażliwym, zagubionym człowiekiem. Jestem dumna i szczęśliwa, że na nowo pokazałam ją światu" - mówi Lisa Azuelos, reżyserka opartego na faktach filmu "Dalida", prezentującego historię burzliwego i pełnego namiętności życia tytułowej piosenkarki.
Od początku pracy nad tym projektem czułam, że Dalida jest blisko i nadal czuję jej obecność - przekonuje Lisa Azuelos /Vittorio Zunino Celotto /Getty Images

Dalida - artystka wszechstronna, miss Egiptu, zdobywczyni 70. złotych płyt. Urodą porównywana do Kleopatry, była uwielbiana przez publiczność na całym świecie. Wszystko czego dotknęła na scenie stawało się złotem, przeciwnie w życiu osobistym. Szaleńczo poszukiwała miłości - zakochanych adoratorów doprowadzała do obłędu, a nawet śmierci. Dla jednych dumna i zimna famme fatale, dla innych zagubiona piękność, która przyciągała niewłaściwych mężczyzn. Porywający portret niezwykłej kobiety, uwielbianej przez miliony, lecz niezrozumianej przez nikogo.

Reklama

Pamiętasz największe hity Dalidy? Oto one!

Dlaczego nakręciła pani film o Dalidzie?

Lisa Azuelos: - Jestem córką piosenkarki, która była u szczytu sławy w latach 70. Chciałam opowiedzieć o tym świecie. Równocześnie otrzymałam propozycję pracy nad filmem o Dalidzie, zaczęłam ją poznawać, pojawiły się silne emocje i zrozumiałam, że chcę opowiedzieć historię właśnie tej niezwykłej kobiety. Dalida to nie tylko rekordzistka w swojej branży - najczęściej nagradzana francuska artystka estradowa, 170 milionów sprzedanych płyt, 2000 nagranych piosenek, 70 złotych płyt... - to także nietuzinkowa postać. Nie wszyscy sławni ludzie mieli niezwykłe życie. Ona - tak.

Co pani ma na myśli?

- Jej losy są równie piękne, co tragiczne. Życie Dalidy jest jak powieść, ze wszystkimi elementami najbardziej wciągających seriali. Była niezwykle sławna, miała wielu adoratorów, miliony wielbicieli i fanów. Koncertowała niemal po całym świecie, a sale zawsze pękały w szwach. Jednocześnie jej życie prywatne to pasmo tragicznych wydarzeń, zakończonych samobójczą śmiercią. Ja postanowiłam opowiedzieć historię przede wszystkim kobiety, która obsesyjnie szuka szczęścia, spełnienia, miłości i nie może ich znaleźć! To była nowoczesna kobieta, której przyszło żyć w nienowoczesnych czasach i tylko za to zapłaciła najwyższą cenę!

W przeciwieństwie do wielu innych biografii, film "Dalida" nie skupia się na wybranym okresie, lecz na całym życiu piosenkarki. Dlaczego?

- Ponieważ sądzę, że dzieciństwo Dalidy, a zwłaszcza relacja z ojcem, tłumaczy jej stosunek do mężczyzn. Jej życie i śmierć to dwie strony tego samego medalu. Jeśli chce się je zrozumieć, nie można skupić się tylko na fragmencie.

Nie obawiała się pani, że tragiczne losy Dalidy staną się podstawą smutnego filmu?

- Wiedziałam, że to nie może być "feel good movie", ale wiedziałam też, że Dalida to osoba o dwóch twarzach. To nieszczęśliwa i niezrozumiana przez nikogo kobieta, ale równocześnie charyzmatyczna i porywająca tłumy piosenkarka, która przynosiła radość, wzruszenie i ukojenie. Dlatego postanowiłam pokazać jej życie przez podwójny pryzmat: mężczyzn i estrady. Miewała szczęśliwe chwile w życiu, nie tylko zawodowym. Namiętność, jaka łączyła ją z Richardem Chanfray to jeden z bardzo radosnych momentów filmu.

Porozmawiajmy o obsadzie. Czy to prawda, że spotkała pani 200 aktorek, zanim wybór padł na Svevę Alviti?

- Tak! Zaczęliśmy od Francji, ale wszystkie aktorki, z którymi się spotkałam, naśladowały akcent Dalidy. Efekt był sztuczny. Szukaliśmy także we Włoszech i na Bliskim Wschodzie. Do ostatniego etapu zaprosiliśmy Włoszkę Svevę Alviti. Sveva zaśpiewała "Je suis malade", a mnie ogarnęło niezwykle silne wzruszenie. Popłakałam się i gdy na koniec powiedziała mi: "Jestem Dalidą", wiedziałam, że mówi prawdę.

A męskie role?

- Dalida lubiła wyłącznie przystojniaków. Miałam szczęście, bo trafiłam dokładnie na takich aktorów, o jakich marzyłam. Wszyscy mnie oczarowali, zarówno Nicolas Duvauchelle i Jean-Paul Rouve jak i ci, grający rolę mężczyzn będących krócej w życiu Dalidy: Niels Schneider, Alessandro Borghi i Brenno Placido. Patrick Timsit i Vincent Perez również wypadli bardzo naturalnie. A gdy Riccardo Scamarcio zgodził się zagrać rolę Orlanda, wiedziałam już, że mam najlepszą męską obsadę na świecie!

Proszę powiedzieć kilka słów o tym, jak udało się pokazać w filmie klimat tamtej epoki?

- Nie chciałam odtwarzać wiernie rzeczywistości. Wolałam zaproponować nawiązanie do tamtych czasów i pokazać je najpiękniej, jak się da. Trochę jak w serialu "Mad Men": w latach sześćdziesiątych nie było takich designerskich biur, ale nie ma to znaczenia, bo właśnie takie pobudzają naszą wyobraźnię. Twórczyni kostiumów, Emmanuelle Youchnovski zrozumiała moją ideę i postanowiła ubierać Dalidę nie zgodnie z wymogami następujących po sobie mód, lecz w odniesieniu do kolejnych mężczyzn jej życia. Z Lucienem Morissem Dalida jest trochę "damą", żyjąc z Chanfrayem nosi luźniejsze i bardziej zmysłowe stroje.

Jakie miejsce zajmuje Dalida w pani życiu teraz, gdy prace nad filmem zostały ukończone?

- Bardzo ważne miejsce, na zawsze! (śmiech). Od początku pracy nad tym projektem czułam, że Dalida jest blisko i nadal czuję jej obecność. Doskonale rozumiem jej poszukiwanie absolutu, pragnienie tej wielkiej miłości, która zwala Ccę z nóg i zasłania cały świat. Nauczyła mnie, że powinnam wymagać do siebie szacunku, walczyć o swoje. Dzięki niej stałam się swoją najlepszą przyjaciółką. Była artystką, diwą, zwierzęciem scenicznym - ale równocześnie wrażliwym, zagubionym człowiekiem. Jestem dumna i szczęśliwa, że na nowo pokazałam ją światu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dalida 2017
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama