Reklama

Laura Donnelly i Ann Skelly o produkcji HBO "Nierealne": Przekleństwo bycia inną

Laura Donnelly ("Outsider") i Ann Skelly (Wikingowie") to gwiazdy nowego serialu HBO "Nierealne". - Połączenie dramatu historycznego i science fiction jest naprawdę rzadkie, a dla kobiet praktycznie niedostępne. Wiem, że wystąpiłam w czymś unikatowym - Laura Donelly mówi w rozmowie z Interią. "To kompletny odjazd!" - tak pomysł na rozgrywający się epoce wiktoriańskiej serial, w którym bohaterkami są obdarzone supermocami kobiety, komentuje Ann Skelly.

Laura Donnelly ("Outsider") i Ann Skelly (Wikingowie") to gwiazdy nowego serialu HBO "Nierealne". - Połączenie dramatu historycznego i science fiction jest naprawdę rzadkie, a dla kobiet praktycznie niedostępne. Wiem, że wystąpiłam w czymś unikatowym - Laura Donelly mówi w rozmowie z Interią. "To kompletny odjazd!" - tak pomysł na rozgrywający się epoce wiktoriańskiej serial, w którym bohaterkami są obdarzone supermocami kobiety, komentuje Ann Skelly.
Ann Skelly i Laura Donnelly w serialu "Nierealne" /HBO

Akcja serialu "Nierealne" rozgrywa się w  Londynie w końcówce XIX wieku. W niewyjaśnionych okolicznościach grupa kobiet zyskuje supermoce. Chcą je wykorzystać, by wyplenić zło ze świata. Ale okazuje się, że dla społeczeństwa same stają się niewygodne. Pomysł na tak skonstruowaną fabułę wpadł do głowy Jossowi Whedonowi, doskonale znanemu dzięki przebojowemu serialowi "Buffy, postrach wampirów" i hitowi "Avengers". Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem. Po oskarżeniach o mobbing na planie, reżysera odsunięto od produkcji (jego nazwiskiem podpisane są dwa z ośmiu odcinków), ale jego piętno jest doskonale widoczne. Fani odjechanych scen walki, silnych postaci kobiecych i spektakularnej scenografii na pewno się "Nierealnymi" (do oglądania w HBO i HBO GO) nie zawiodą.

Reklama

Na pierwszym planie oglądamy dwie główne bohaterki. Amelia ma zdolności przewidywania przyszłości. Z kolei Penance jest szaloną wynalazczynią. Wspólnie stawiają czoła tym, którzy wybrali ścieżkę zła. W pierwszą wciela się Laura Donnelly znana z innego serialu HBO, "Outsidera", drugą zagrała gwiazda "Wikingów" Ann Skelly. W wywiadzie udzielonym Interii opowiedziały, jak wyglądała ich podróż do przeszłości.

"Nierealne" to opowieść o kobietach, które zyskują nadprzyrodzone moce. Ale wcale nie cieszą się respektem innych ludzi, tylko wzbudzają strach. Serial wydaje się pojemną metaforą wszelkiej maści mniejszości.

Ann Skelly: - Nasze postaci płacą cenę za bycie innymi, za odstawanie od społeczeństwa. Ciekawe jest to, że zanim zyskały te moce, też się tak czuły, bo nie były ani bogate, ani nie należały do establishmentu. Gdyby się temu przyjrzeć bliżej, to okaże się, że większa część społeczeństwa jest wykluczona. Wydaje się, że to nie ma sensu, prawda? A jednak tak jest, jeśli weźmiemy pod uwagę wykluczenie ze względu na ubóstwo, edukację czy płeć. Moja bohaterka kocha swoją supermoc. Wie, że w jej czasach nigdy nie zostanie szefową fabryki, nie będzie mogła się rozwijać, a ta moc pozwala jej obejść system. Jest szefową w swoim własnym świecie. Nie chcę zdradzać, co zdarzy się w kolejnych odcinkach, ale widzowie przekonają się, że cena, którą ona będzie musiała zapłacić za posiadanie tej siły, wiąże się także z moralnością.

Laura Donnelly: - Nasz serial pokazuje, że na początku każdej kulturowej przemiany, trzeba zapłacić cenę za jej zapoczątkowanie. Tak jest z naszymi bohaterkami, gdy zyskują moce, ale tak samo było przecież choćby z walką o prawo do głosowania - kobiety ginęły, żeby je sobie zapewnić. Chcę o tym pamiętać, że żebym ja mogła wziąć udział w wyborach, któraś z moich przodkiń musiała stracić życie. Podobnie jest z mniejszościami. Im wcześniej zaczyna się ten proces, tym większe są konsekwencje udziału w nim.

Chociaż "Nierealne" oferują dobrą rozrywkę, zmuszają nas także do przemyśleń na ten temat. Myślicie, że widzowie mogą wyciągnąć wartościową lekcję z projekcji?

LD: - Mam nadzieję, że serial zachęci odbiorców do rozmowy na tematy władzy, równości i opresji. Każdy człowiek ma prawo do tego, by jego głos został usłyszany. Szczególnie kiedy ma do przekazania, jak to jest być kimś, kto odstaje od społecznej normy. Wierzę, że równość w społeczeństwie osiąga się tylko wtedy, gdy wyposaża się jego reprezentantów w empatię i współczucie, a nie gdy stawia się na konfrontację i separację. Lubię cytować Franklina Leonarda, który powiedział, że dla osób uprzywilejowanych równość jawi się jako forma opresji. Ludzie u władzy w naszym serialu doskonale by się w tym cytacie odnaleźli.

AS: - Pracując przy "Nierealnych", uświadomiłam sobie, że nadal mamy kaca po czasach wiktoriańskich. Establishment i instytucje wciąż noszą ślady tamtego systemu. Najwyższa pora, żeby je od niego uwolnić. Potrzebna jest rozmowa na ten temat. Musimy je dostosować do współczesności i dać do nich dostęp grupom, które nadal pozostają wykluczone. Nie uważam, że potrzebna jest rewolucja, który obróci w pył zastany porządek, tylko uświadamianie siebie nawzajem, wskazywanie, co nie działa.

Lauro, twoja bohaterka salwuje się alkoholem...

LD: - ...a ja rzuciłam zupełnie picie rok temu! Jedna dziennikarka zapytała mnie nawet, czy piłam coś na planie, bo udało mi się - jej zdaniem - oddać stan upojenia! Chyba pamiętam jeszcze, co to znaczy mieć kaca, stąd ta wiarygodność!

AS: - Nie bądź taka skromna! Nawet sceny, w których Laura okłada pięściami naszych serialowych wrogów, wyglądają przekonująco, bo jest aktorką obecną w każdej minucie kręcenia. Jest skupiona, wchodzi w swoją postać. Za każdym razem, gdy na nią patrzyłam, była Amelią, dzięki czemu łatwiej było mi pozostać w roli. Czasami aktorom zdarza się przełączać się i wtedy ma się wrażenie schizofrenii. Trudno jest mi wtedy grać. Laurze ufałam w każdym momencie.

Serial wpisuje się w szerszy nurt opowieści historycznych, w których kobiety są na pierwszym planie. Jakie to uczucie być częścią tej zmiany perspektywy?

LD: - Jestem z tego niesamowicie dumna. Chcę brać udział w projektach, które przyczyniają się do zmiany społeczeństwa na lepsze. A jako aktorka chcę grać bohaterki pogłębione, a taka jest Amelia w serialu, która niczym nie ustępuje męskim bohaterom w innych serialach. Połączenie dramatu historycznego i science fiction jest naprawdę rzadkie, a dla kobiet praktycznie niedostępne. Wiem, że wystąpiłam w czymś unikatowym, dlatego jestem tym faktem podwójnie podekscytowana. Ciekawi mnie, jak będzie się ta sytuacja rozwijać, ale jestem optymistką, bo "Nierealne" mają nie tylko kobiety w pierwszoplanowej obsadzie, ale też zespole scenariuszowym i producenckim.

AS: - Kiedy byłam mała, marzyłam, żeby zostać aktorką. Ale w moich ukochanych filmach, czyli w "Powrocie do przyszłości" i w "Człowieku z blizną", występowali niemal wyłącznie faceci, kobiety migały na dalszych planach. Zarzekałam się wtedy, że jeszcze zagram doktora Emmeta w "Powrocie do przyszłości" i będę Alem Pacino w "Człowieku z blizną". Chciałam wcielać się w niestandardowe, szalone, ekscentryczne i niegrzeczne postaci. Teraz dostałam taką szansę. Twórcy "Nierealnych" wspaniale wykorzystali czas historyczny, świetnie się nim zabawili, wypełniając ten świat wyposażonymi w supermoce bohaterkami. To kompletny odjazd!

Czego ze współczesności brakowało wam najbardziej w wiktoriańskiej epoce?

AS: - Wyobrażałam sobie, jak moja bohaterka musiałaby być zafascynowana takimi odkryciami jak chociażby radio, o telewizji czy wi-fi nawet nie wspominając. Ale najbardziej ucieszyłby ją chyba czajnik, bo jest amatorką herbaty. Gdyby odkryła, jak szybko, można ją przyrządzić, jej życie zmieniłoby się na lepsze!

Jak czułyście się w strojach z epoki?

LD: - Tamte ciężkie ubrania mają duży wpływ na to, jak się chodzi i jakie przyjmuje się pozycje. To spowolnienie ruchów pasowało do tamtej epoki, która starała się ograniczać ruchy i nie okazywać emocji. Ale już gorset bardzo mi pomagał w scenach walk. Uniemożliwiał mi odchylanie się, więc byłam znacznie sprawniejsza w nim niż bez niego. To powodowało, że wyglądałam na silniejszą niż w rzeczywistości jestem. Zaskoczyło mnie to, zakładałam, że będzie na odwrót.

AS: - Ja dzięki gorsetowi zyskałam więcej pewności siebie. Na co dzień noszę się raczej w luźne, nieformalne stroje. Gorset zmusza cię do stania prosto, wyglądałam w nim na kogoś odważnego, entuzjastycznego. Doskonale pamiętałam zaciśnięte stroje z "Titanica" i wyobrażałam sobie, że na planie będziemy cierpieć katusze, a okazało się, że były całkiem wygodne. Może gdybym wcielała się w zamożną kobietę, która ma długi gorset, taki pod szyję, wtedy bardziej poczułabym jego ograniczenia. Ale w strojach, które nosiłam, męczyłam się dopiero po tygodniu. Wtedy rzeczywiście dobrze mi robiła chwila przerwy od nich. Moja postać zakasuje rękawy, nie przejmuje się tym, jak wygląda, więc jej ciuchy bardzo mi się podobały i chętnie włożyłabym je do swojej szafy.

LD: - Ja też!

Wspominałyście o ulubionych filmach. A jakie aktorki miały na was wpływ?

LD: - Od dawna uwielbiam Judy Dench. Poznałam ją najpierw jako aktorkę, a dopiero potem jako gwiazdę, co przełożyło się na mój odbiór jej osoby. Pamiętam, że kiedy grała w teatrze, mówiła w wywiadach, że nigdy nie zrobi kariery w kinie. I faktycznie - długo jej zajęła kariera na dużym ekranie. Tak naprawdę stała się znana dopiero po pięćdziesiątce, a pierwszego Oscara dostała po sześćdziesiątce. Złamała wszystkie reguły, bo jest nieprawdopodobnie utalentowaną aktorką, która skupiała się w pierwszej kolejności na jakości swojego rzemiosła. Jej przykład powinien być dla młodych aktorek dobrą lekcją, z której wynika, że trzeba się skupiać się właściwych rzeczach.

AS: - Aktorką, którą od lat podziwiam, jest Marion Cotillard. Szczególnie uwielbiam ją za rolę w "Niczego nie żałuję - Edith Piaf". Nigdy nie widziałam tak elektryzującego występu, który skupił się na wydobyciu z postaci jej talentu. W dyskusji o silnych, kobiecych bohaterkach ten przykład powinien regularnie powracać. Ona zbliżyła się tą kreacją do perfekcji. Podziwiam też Ala Pacino, który ma w sobie niesamowitą energię. Mam wrażenie, że czerpię ją z samego tylko patrzenia na niego.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama