Reklama

Katarzyna Kołeczek: Podjęłam wyzwanie

Widzowie znają ją m.in. z serialu "Strażacy". Od 11 września zobaczyć ją będzie można w nowej roli - prowadzącej show "Bake Off - Ale Ciacho!". "Podjęłam to wyzwanie" - mówi Katarzyna Kołeczek.

Widzowie znają ją m.in. z serialu "Strażacy". Od 11 września zobaczyć ją będzie można w nowej roli - prowadzącej show "Bake Off - Ale Ciacho!". "Podjęłam to wyzwanie" - mówi Katarzyna Kołeczek.
Jak wypadnie w roli prowadzącej kulinarnego show Katarzyna Kołeczek? /Mieszko Pietka /AKPA

Jak czuje się pani w roli nowej prowadzącej program "Bake Off - Ale Ciacho!"?

Katarzyna Kołeczek: - To jest dla mnie nowa przygoda, dużo się uczę, ale podjęłam to wyzwanie, bo zawsze byłam fanką tego show. Mieszkam w dwóch krajach, bo również w Anglii, gdzie oglądałam brytyjskie edycje programu, który jest tam niesamowicie popularny - oglądają go właściwie wszyscy. Kiedy dostałam zaproszenie na casting, pomyślałam, że to jest fantastyczna szansa. Tematyka jedzenia też mnie interesuje.

Na planie czuje się pani jak aktorka, która odgrywa rolę prowadzącej, czy bardziej jak we własnej kuchni?

Reklama

- Raczej nie jestem tutaj w roli aktorki, chociaż umiejętności aktorskie - przede wszystkim komediowe - bardzo mi pomagają. Staramy się rozbawić uczestników, wyluzować ich, bo naszym zadaniem jest wydobyć z nich to, co najlepsze - nie tylko kulinarnie, bo chcemy też, żeby opowiedzieli nam swoją historię, żeby się otworzyli.

Pani w kuchni czuje się dobrze? Gotuje pani, a może czegoś się nauczyła od uczestników?

- Dużo uczę się od uczestników (śmiech). Moje umiejętności kulinarne nie są zbyt wielkie, bo moje tempo życia nie pozwala mi na to, żebym spędzała dużo czasu w kuchni, zazwyczaj jem gdzieś w biegu, ale potrafię gotować.

Pani popisowe danie?

- Robię świetne kremy z warzyw. Generalnie gotuję sezonowo. Patrzę, co jest na straganie, kupuję, idę do kuchni i kombinuję, co można z tym zrobić. Raczej nie trzymam się przepisów, sama coś wymyślam. Generalnie staram się żyć zdrowo.

Musi być ciężko, zwłaszcza pracując na planie, na którym do degustacji czeka tyle słodkości.

- Racja, już dwa kilo mi przybyło!

Jakoś specjalnie dba pani o formę czy zbytnio się tym nie przejmuje?

- Na razie się nie przejmuję, zobaczymy, co będzie dalej (śmiech). Grunt to dobrze się ubrać i zakryć swoje mankamenty. A tak na poważnie, dbam o swoją kondycję, od roku dwa razy w tygodniu ćwiczę z trenerką. To jest coś najbardziej mobilizującego, bo wiem, że taka osoba na mnie czeka, więc muszę wstać i o ósmej być na siłowni. Jak już tam jestem, robię wszystko, co mi każe. Także na mnie nie ma lepszego bata. Zawsze marzyłam też o tym, żeby biegać, ale cały czas odkładałam to w głowie, bo myślałam, że fajnie byłoby biegać w lesie, a mieszkam w mieście, czyli w grę wchodzi bieganie po betonie. Jednak stwierdziłam, że trzeba to robić w takich warunkach, jakie się ma.

Pani jest już po wakacjach?

- Jestem jeszcze przed urlopem, ten dopiero w połowie września. Czeka na mnie Gran Canaria. Wymarzony kierunek, chociaż zawsze chętnie jadę tam, gdzie po prostu jest słoneczna pogoda, bo dla mnie to jest najważniejsze. Uwielbiam też kąpiele w morzu, więc jeżeli są te dwie rzeczy, to pojadę wszędzie.

Jest pani zwolenniczką aktywnego wypoczynku czy jego bardziej leniwej formy?

- Pół na pół, kocham czytać, bardzo lubię też wylegiwać się na słońcu, ale w pewnym momencie coś mnie bierze i muszę po prostu ruszyć przed siebie. Wtedy zazwyczaj wymyślam jakieś lokalne atrakcje - a to zwiedzamy, a to jedziemy gdzieś na quadach. Kombinujemy z tym, co jest dostępne na miejscu.

Jakie pamiątki z podróży sobie pani przywozi?

- Nie lubię rzeczy, które później lądują na półce. Choć kocham magnesy na lodówkę i przywożę je z każdego miejsca, w którym byłam, więc moja lodówka prawie cała jest już zapełniona. Magnesy przywożę dla siebie i dla moich rodziców. Oni z kolei dostają je też od mojej siostry, która podróżuje chyba jeszcze więcej niż ja.

- Przywożę też bardziej praktyczne rzeczy. Np. z Egiptu wróciłam z ubijaczką do jajek. Skądś tam przywiozłam grzebień, a to jakąś szczotkę. Mam też fioła na punkcie kosmetyków pielęgnacyjnych. Lubię też lokalne rzeczy, czyli jak jest np. jakiś krem z aloesu to jestem pierwsza do tego, żeby go wypróbować. Z Egiptu przywiozłam sobie też olejki. Generalnie jestem wielką fanką rzeczy pielęgnacyjnych, najlepiej naturalnych i o działaniu nawilżającym, bo mam bardzo suchą skórę, więc czasami po prostu tarzam się w tych wszystkich olejach i to jest jedyny ratunek dla mnie.

Z Katarzyną Kołeczek rozmawiała Paulina Persa (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Kołeczek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy