Reklama

Katarzyna Dowbor: Pomaganie jest moją misją

"Nie ma większej satysfakcji niż świadomość, że daje się wsparcie tym, którzy go potrzebują" – mówi gospodyni "Naszego nowego domu". Katarzyna Dowbor opowiada o powrocie na plan i pracy w warunkach pandemii. Zdradza też, czego doświadczymy w nowym sezonie programu.

"Nie ma większej satysfakcji niż świadomość, że daje się wsparcie tym, którzy go potrzebują" – mówi gospodyni "Naszego nowego domu". Katarzyna Dowbor opowiada o powrocie na plan i pracy w warunkach pandemii. Zdradza też, czego doświadczymy w nowym sezonie programu.
"Dzięki pandemii do wielu ludzi dotarło, na jak mało rzeczy w istocie mamy wpływ" – mówi Katarzyna Dowbor /AKPA

Przed kilkoma tygodniami ekipa "Naszego nowego domu" wróciła na plan po przerwie spowodowanej pandemią. Wielokrotnie rozmawiałyśmy o tym, że to wyczerpująca fizycznie i psychicznie praca. Rozumiem więc, że ta przymusowa kwarantanna była dla pani okazją do regeneracji sił.

Katarzyna Dowbor: - Przyznam szczerze, że kiedy zapadła decyzja o powrocie na plan, to pomyślałam sobie z nutką żalu: "Chętnie posiedziałabym jeszcze trochę...". Jednak z drugiej strony śmieję się, że teraz odpocznę w pracy. Wiadomo, w domu zawsze jest coś do zrobienia i cały ten wolny czas poświęciłam na udoskonalanie swojej przestrzeni - drobne remonty i przemeblowania.

Reklama

Koronawirus i pandemia nie są czymś, co minęło. Jak pani zareagowała na tę sytuację?

- Pandemia zastała nas na planie. Nie mogliśmy opuścić rodziny, u której rozpoczął się remont. Otrzymaliśmy polecenie, aby nosić maseczki budowlane - i tak ekipa dokończyła prace. Dochodziły do nas jednak różne ostrzeżenia i histeryczne informacje. Jak na przykład ta, że granice Warszawy mają zostać zamknięte. Przyznam, że było to przerażające. W malutkim hotelu, z dala od domu, nie mogliśmy tego zweryfikować.

- Gdy już wróciłam, byłam przestraszona. Teraz już wszyscy przyzwyczailiśmy się. niektórzy nawet bardzo niefrasobliwie podchodzą do obostrzeń i zaleceń, co moim zdaniem nie jest dobre. Jednak przez pierwszy miesiąc pandemii dezynfekowałam wszystko. Nosiłam rękawiczki. Razem z córką siedziałyśmy w domu. Wychodziłyśmy raz na tydzień po zakupy. Ten czas największych restrykcji był ogromnie męczący. Nadal przestrzegam zaleceń, martwi mnie jednak to, że ludzie nagminnie zapominają o zachowaniu dystansu i noszeniu maseczek. Nie powinno tak być.

Wracając do lockdownu, miała pani to szczęście, że jako właścicielka pięknego ogrodu mogła się w nim relaksować.

- To prawda. Zajęłam się pielęgnacją roślin, na którą zazwyczaj brak mi czasu. To uspokajało mi głowę. Jednocześnie ze smutkiem myślałam o wszystkich tych, którzy wraz z dziećmi zmuszeni byli spędzać przymusową izolację w mieszkaniu w bloku, bez możliwości bezpiecznego wyjścia na powietrze. Natomiast cieszyło mnie, że rodziny, którym zrobiliśmy domy, mogły ten czas spędzić w godnych warunkach.

Wasz program bazuje na dobrych sercach i ludzkiej solidarności. W ciągu kilku ostatnich miesięcy Polacy udowodnili, że potrafią się zjednoczyć. Umiemy myśleć o innych i wspierać potrzebujących.

- Tak, to było fantastyczne! Ludzie szyli maseczki dla sąsiadów i lekarzy. Pomagali w zakupach, przygotowywali posiłki. Jesteśmy narodem, który w podbramkowych sytuacjach potrafi się pięknie zjednoczyć. Jednak na co dzień brakuje mi tej solidarności. W tak zwanym codziennym życiu nie zawsze chcemy ze sobą współpracować - i to jest smutne.

Ta sytuacja miała też inne pozytywy. Świat się zatrzymał. Zaczęliśmy inaczej postrzegać naszą rzeczywistość.

- Owszem, zwolniliśmy tempo i złapaliśmy oddech. Nagle okazało się, że nic się nie stanie, jak nie wejdziemy na swojego Facebooka. Możemy się obyć bez biegu do autobusu i podróży przez zakorkowane miasto. Niezależnie od tego, co robimy, ptaki pięknie śpiewają, słońce świeci, a drzewa się zielenią. Do wielu ludzi dotarło, na jak mało rzeczy w istocie mamy wpływ. Świat toczy się własnym trybem. Może właśnie to doświadczenie było nam potrzebne, aby pojąć, co w życiu jest naprawdę ważne.

A ważna jest m.in. pomoc potrzebującym. Dlatego wróciliście na plan i pracujecie nad 15., jubileuszową edycją "Naszego nowego domu".

- Tak, wróciliśmy jako jedni - z pierwszych. Nie jesteśmy bowiem programem rozrywkowym, tylko interwencyjnym. Działamy, aby wspierać tych, którzy wsparcia potrzebują. Pracujemy z zachowaniem wszelkich środków ostrożności, co - powiem szczerze - bardzo utrudnia realizację programu. Jestem z natury osobą emocjonalną i wylewną. Strasznie mnie boli to, że nie mogę przytulić dzieci, które garną się do mnie na przywitanie, że z dorosłymi nie możemy podać sobie ręki. Muszę się odsuwać, gdy ktoś chce rzucić mi się na szyję. Taka powściągliwość jest dla mnie trudna, nienaturalna i wybija mnie z rytmu. Ze względów bezpieczeństwa nie stykam się też z ekipą, a kontakt z rodzinami, które są bohaterami tego sezonu, mam ograniczony. To jest smutne, bo cała przyjemność z tej pracy polega właśnie na byciu razem.

Jednak wszystko to  w imię szczytnego celu. Nowy sezon zobaczymy jesienią. Będziecie w nim świętować dwusetny odcinek. Jest już jakiś plan?

- To bez wątpienia będzie duże przeżycie. Pamiętam, jak fetowany był setny odcinek. Przyjechali wówczas wszyscy nasi architekci i cała ekipa. Zobaczymy, co tym razem przygotuje nam produkcja. Natomiast przyznaję, że sam fakt, iż zabrnęliśmy tak daleko, wciąż mnie zdumiewa. Kiedy przed siedmioma laty ruszał "Nasz nowy dom", wydawało mi się, że będzie super, jeśli dotrzemy do trzeciego sezonu. A robimy już 15. Sama nie mogę w to uwierzyć!

I końca nie widać, czego z całego serca życzę pani, ekipie programu i jego przyszłym bohaterom! Tymczasem z niecierpliwością czekamy na emisję premierowych odcinków.

- Dziękuję. Nic nas tak nie cieszy i nie sprawia tyle satysfakcji, jak pomaganie innym. Każdy, kto tego spróbował, doskonale o tym wie. Namawiam widzów Polsatu, aby oglądali nowy sezon. W ten sposób wy także zrobicie coś dobrego. Wiadomo, że im większa oglądalność, tym więcej sponsorów i środków na remonty kolejnych domów. Dlatego bądźcie z nami. Zapewniam, że to będzie niesamowity sezon, pełen cudownych rodzin oraz wielkich emocji - ja się popłakałam.

Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk

Katarzyna Dowbor urodziła się 7 marca 1959 roku w Warszawie. Przez wiele lat była dziennikarką i prezenterką TVP. Od 2013 roku związana jest ze stacją Polsat. Właśnie wówczas zadebiutowała jako gospodyni polskiej wersji formatu "Nasz nowy dom". Przez siedem lat ekipa programu pomogła ponad 190 rodzinom. Prywatnie Katarzyna Dowbor to miłośniczka ogrodu i koni. Jest współautorką serii książek dla dzieci "Stajnia pod tęczą". Ma dwoje dzieci: syna Macieja, także dziennikarza stacji Polsat, oraz córkę Marię.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Dowbor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy