Janusz Gajos: Odbić się od dna
W ostatnim czasie Janusz Gajos coraz rzadziej pojawia się na dużym ekranie. Jednak każda jego nowa rola pokazuje aktorski kunszt i wieloletnie doświadczenie, jakim mało który polski aktor może się pochwalić.
Janusz Gajos pracuje obecnie na planie nowego filmu Wiesława Saniewskiego "Wygrany". Wciela się w nim w rolę emerytowanego profesora matematyki, a jednocześnie zapalonego gracza na wyścigach konnych. Profesor od lat próbuje wygrać fortunę, by wrócić jako "ktoś" do Ameryki, gdzie się urodził.
Krystian Zając: Największą pasją pana bohatera, Franka, są wyścigi konne. A jaka jest największa pasja Janusza Gajosa?
Janusz Gajos: - To jest trudne pytanie, wie pan, bo ja nie chciałbym wyjść na takiego człowieka, który ma ograniczony pogląd na określenie pasja. Pasją moją jest niewątpliwie mój zawód, który uprawiam od prawie pięćdziesięciu lat. Myśl o tym zawodzie i cała praktyka wypełnia mi właściwie całe moje życie. To jest pasja, która się stała zawodem, mimo że pasja kojarzy się z czymś, co uprawiamy jakby obok głównego nurtu swoich działań.
Pytam o to nieprzypadkowo, ponieważ ostatnio coraz więcej czasu poświęca pan fotografii, która jak się okazuje, od zawsze była panu bliska. Czy nie zdominowała ona nieco pasji aktora?
- Nie. To nie jest tak. Nie można mówić o tego rodzaju pasji. To jest raczej hobby. Ja się tym zacząłem interesować jakieś 10 lat temu. Tak jak każdy z nas bierze do ręki aparat i chce sobie coś ponotować, jakieś obrazki w życiu tak i mnie też wciągnęło, bo to mnie troszkę relaksuje, jak potem siadam przy komputerze, obrabiam te zdjęcia. Wszystko to rzeczywiście jest pewną odskocznią od mojego zawodu, który wymaga innego rodzaju dyscypliny, ale główną pasją jest to, co robię.
Pytam dlatego, że w ostatnim czasie troszkę mniej pana na ekranie. Niedawno był pan nagrodzany za rolę w filmie "Mniejsze zło" , kilka lat wcześniej "Jasminum", ale to właściwie przez ostatnie 5 lat jedyne większe role w pana wykonaniu. Nie mówię o rolach serialowych oraz teatralnych.
- Tak się układa. Nie wszystko, co dociera do mnie w formie propozycji akceptuję, bo jednak staram się dokonywać pewnych wyborów, które by się zgadzały z moim poczuciem estetyki, sposobem opowiadania o życiu. A także od czasu do czasu, jak pan wspomniał, idę do tego filmu. Teraz dużo młodzieży ruszyło do szturmu i jest więcej obrazów, w których pojawiają się mlodzi ludzie.
Czyli to nie jest tak, że Janusz Gajos zmęczył się nieco kinem?
- Nie, czuję się świetnie. Jestem pełen energii, a wręcz reżyser wymaga ode mnie pewnego zwolnienia, bo jednak gram starszego człowieka. Ale ta moja energia osobista mnie ponosi (śmiech).
W filmie Wiesława Saniewskiego wciela się pan we Franka, byłego profesora matematyki. Czy ta postać jest panu jakoś szczególnie bliska właśnie ze względu na tą matematyczną przeszłość?
- Takich odniesień nie możemy robić, bo jak wspomniałem, to, co robię w zawodzie, jest wynikiem tego, co sobie wyobrażamy, wynikiem przemyśleń nad scenariuszem, wynikiem rozmów. W związku z tym, z tego układa się jakaś postać, która niekoniecznie musi się składać z naszych osobistych zainteresowań. Tak jak powiedziałem nie mam wielkiego wyobrażenia o wyścigach konnych. Konie lubię, jak wszystkie zwierzęta, ale nie do tego stopnia, żebym się doskonale na tym znał. Zostałem wynajęty jako zawodowiec, który umie takie rzeczy pokazać.
A jak wygląda ta relacje między panem a młodym bohaterem, granym przez Pawła Szajdę? Jak wygląda relacja: Olivier - Frank?
- To jest rodzaj takiej męskiej, czasem szorstkiej przyjaźni. Ona bywa dosyć szorstka - na styku wieku. Olivier jest człowiekiem bardzo młodym, który popadł w konflikt z życiem, a starszy, czyli Frank, ma ma za sobą pewne rzeczy, z którymi nie może sobie poradzić. No i razem idą, jakby w kierunku rozjaśnienia tych spraw, a głównie im chodzi o to, żeby się odbić od takiego dna, troszeczkę nawet finansowego.
Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.
Zobacz wywiad z Januszem Gajosem: